Praca na saksach wciąż atrakcyjna. Szczególnie młodzi Polacy chętnie jeżdżą do pracy sezonowej za granicę. W internecie ogłoszeń jest mnóstwo. Atrakcyjne stawki i uczciwe umowy. Jak jest naprawdę? Pytamy studentów, którzy aktualnie są na wyjeździe zarobkowym.
Holandia, Niemcy, Wielka Brytania, Norwegia, Szwecja. Ofert pracy sezonowej za granicą jest mnóstwo. Zazwyczaj na dwa lub trzy miesiące. Można zacząć od sierpnia. Znajomość języka? Najczęściej niewymagana. To zachęca do wyjazdów.
Firma pośrednicząca pomaga w transporcie do obcego kraju (koszt we własnym zakresie). Zatrudniający zazwyczaj oferuje zakwaterowanie i dojazd do pracy. Najczęściej umowy są legalne, a pracownik ubezpieczony.
Oferta kontra rzeczywistość
W Holandii można zbierać jabłka i gruszki w sadach. Doświadczenie i znajomość języka obcego – niewymagane. Praca idealna dla studentów, bo na sierpień i wrzesień. Przy obfitych zbiorach może się przedłużyć. Zarobki? 9,6 euro/h. Co daje 6,5 euro na rękę, w przeliczeniu na złotówki – 28 zł/h. Gdyby założyć pracę po 10 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu, daje to w przeliczeniu 5600 zł miesięcznie. Jeśli ktoś potrafi zaoszczędzić na wyżywieniu i nie ma lekkiej ręki, po dwóch miesiącach może wrócić do Polski ze sporymi oszczędnościami.
Do Anglii można wybrać się na zbiory czereśni. Język także nie jest wymagany. Zakwaterowanie oczywiście zapewnia pracodawca. Zarobki nie w funtach a w euro - 7,5/h netto. Należy mieć własną pościel, nieprzemakalną odzież. Najlepiej nie mieć nałogów i być w dobrej kondycji fizycznej. Pensja wypłacana jest w gotówce do ręki, raz w tygodniu.
Zbiory owoców i warzyw w niemieckim Neustadt wyceniane są na 8,9 euro/h. Według stawek obowiązujących w tym kraju, na rękę daje to 5,5 euro/h. Chyba, że do pracy przyjmowane są gospodynie domowe, uczniowie albo studenci. Wtedy brutto=netto. Do tego te osoby dostają darmowe zakwaterowanie. Biorąc na przykład właśnie takich pracowników, również zakładając pracę po 10 h dziennie i przeliczając na rodzimą walutę, daje to 7650 zł miesięcznie. Jedynym kosztem będzie wyżywienie. W Niemczech nieźle mają też pracujący w gastronomii. Jednak o tę pracę trudniej. Kelnerzy i kelnerki muszą biegle posługiwać się językiem niemieckim, do tego posiadać aktualną książeczkę sanitarno-epidemiologiczną. Praca zajmuje około 165 godzin miesięcznie. Wynagradzana jest 7 euro na rękę za godzinę pracy, a do tego napiwki. Tu jednak cenne jest doświadczenie. Za to do zakwaterowania pracodawca zapewnia jeszcze wyżywienie.
I to właśnie w Niemczech pracują aktualnie Sławek, student informatyki z Poznania oraz Marta, studentka pedagogiki z Gdańska.
Dla Marty to drugi wyjazd. Tym razem trafiła do Selfkant na zachodzie Niemiec. Cel jest jasny, w dwa miesiące zarobić jak najwięcej i zaoszczędzić na rok studenckiego, skromnego życia. Najgorzej jest z warunkami mieszkalnymi, głównie sanitariatami. Choć i do tego idzie się przyzwyczaić.
- Nie ma co czarować. Zakwaterowanie jest koszmarne. No, ale muszę to wytrzymać. W jednym pokoju śpię z trzema koleżankami. Łóżka niewygodne, materace wyrobione. W tym roku zabrałam swoją pościel, bo się w zeszłym roku zraziłam. Najgorsze są prysznice. Jednak idzie się przyzwyczaić. W tym roku w pokoju jestem z Polkami to jest trochę raźniej – mówi nam Marta.
Jak dodaje, praca jest bardzo wymagająca. - Wyjeżdżam, bo rodzice nie są w stanie pomagać mi finansowo. To dwa miesiące orki. Jednak do Polski przywożę około 10 tysięcy złotych na czysto. Dla mnie to gigantyczne pieniądze. Pracuje na to nawet 14 godzin dziennie. Wysiłek fizyczny to jedno, tu trzeba mieć mocną psychikę. Inaczej się nie da. Trzymają mnie tu tylko pieniądze. Dobry zarobek dostają tylko pracowici. Jak się nie obijasz, to nieźle zarabiasz, ale trzeba się naprawdę narobić. Niektórzy odpadają po tygodniu, dwóch i wracają do kraju – dodaje Marta.
Zobacz też: * *Praca wakacyjna. Kto zatrudnia w sezonie
Sławek mocno narzeka. W te wakacje pracuje na hali na obrzeżach Düsseldorfu. To czwarty rok z rzędu na saksach. Wyjeżdża na trzy miesiące. Zaciska zęby i haruje. Dla niego to jedyny sposób na zarobienie konkretnej sumy. Ma już dość. Dlatego ma też nadzieję, że po studiach znajdzie dobrze płatną pracę w Polsce. Przed nim obrona magisterki.
- To mój ostatni sezon na saksach. W rzeczywistości nie jest tak kolorowo, jak w ogłoszeniach. Naciąłem się nie raz. Brałem co się dało. Zbierałem truskawki, pracowałem przy rozbiórce budynków. Ostatni rok i teraz pracuje na hali. Liznąłem trochę języka i jest mi łatwiej się dogadać. Wykładam towar, przyjmuje dostawy, segreguje produkty. Duży wysiłek fizyczny. Pracuję po 12 godzin dziennie. Dniówki mam ok. 75 euro. 15 euro muszę oddać za zakwaterowanie. Do Polski po 3 miesiącach przywiozę około 14 tysięcy złotych. Resztę wydaję tutaj. W kraju bym tyle nie zarobił, więc się cieszę, ale harówka jest niesamowita. Są tacy co ciągną i po 14 godzin dziennie, ale ja nie daję rady. Od przyszłego roku mam nadzieję na stałą pracę w Polsce – mówi nam Sławek.
Oboje mają kiepskie doświadczenie z opieką polskiego koordynatora. Zazwyczaj musi obsługiwać tak wiele osób, że jak pojawia się problem to telefonu i tak nie odbierze. A jak oddzwoni, to już nie jest potrzebny. Z ubezpieczeniem zazwyczaj nie ma problemu. Niemcy o to dbają. Rozliczają się też uczciwie i na czas. Czasami zdarza się pokrzykujący kierownik, ale jak ktoś daje z siebie dużo, to nie ma problemu. Najważniejsze to odłożyć jak najwięcej i później przetrwać za to rok akademicki.
Czytaj także: Zielone Świątki nie będą dniem wolnym od pracy. Koniec marzeń o kolejnym długim weekendzie
Nie tylko w sezonie
Mimo tracącej na popularności emigracji zarobkowej, nadal blisko 12 proc. Polaków myśli o podjęciu pracy za granicą, nie tylko sezonowej - wynika z raportu Work Service. Głównie przez wyższe wynagrodzenia, które w przeliczeniu nawet 3-krotnie przekraczają te na rodzimym rynku pracy.
Na przykład stawki dla magazynierów w Niemczech czy Francji wahają się od 9,5 euro brutto/h, aż do 12 euro. Wszystko zależy od długości zatrudnienia. Do tego również dochodzi darmowe zakwaterowanie i opieka polskiego koordynatora na miejscu. Polacy wciąż chętnie wyjeżdżają do pracy do Czech. Pracownicy produkcji mogą liczyć nawet na 5000 zł brutto miesięcznie.
Z raportu Work Service wynika, że ponad połowa badanych (56,5 proc.), którzy rozważają emigrację zarobkową, to osoby planujące wyjechać do takiej pracy pierwszy raz w życiu. Najczęściej osoby te dołączają do bliskich lub znajomych, którzy już pracują w konkretnym miejscu. Jest to 27 proc. badanych.
Zdarzają się też osoby, które szukają pracy na własną rękę. Najpierw wyjeżdżają za granicę, dopiero na miejscu szukają opcji zarobkowych. Jak podkreślają eksperci, jest to najbardziej ryzykowny sposób, który może przynieść najwięcej rozczarowań. Taki sposób poszukiwania pracy deklaruje ponad 19 proc. osób.
Tyle samo szuka pracy poprzez agencje. Ta opcja wydaje się najbardziej rozsądna, bo najczęściej warunki pracy znamy jeszcze przed jej podjęciem. Z tego trybu najchętniej korzystają osoby poniżej 25 roku życia oraz osoby obecnie bezrobotne.
Dane pokazują jasno, że nieważne czy to praca sezonowa, czy całoroczna – zagranica nadal jest atrakcyjna dla Polaków.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl