Polska gospodarka zależy już prawie wyłącznie od wyników sprzedaży detalicznej. Według najnowszych danych o Produkcie Krajowym Brutto siadły inwestycje, a handel zagraniczny stał się obciążeniem wzrostu. Ratuje nas już więc tylko konsumpcja, a ta jest napędzana m.in. Programem 500+ oraz wzrostem wynagrodzeń.
Na tle krajów Unii Europejskiej nasza przewaga w tym zakresie stopniowo jednak krok po kroku blednie. O ile w sierpniu tylko dwa kraje Europy miały większą od polskiej dynamikę zakupów, a we wrześniu trzy, to w październiku wyprzedzają nas już cztery.
Według danych Eurostatu nasz wzrost sprzedaży jest dość wysoki, bo 7,1 proc. w październiku (rok do roku). W całej Unii sprzedaż detaliczna zwiększyła się w październiku o 3,5 proc. rok do roku, a w strefie euro o 2,4 proc.
Częściej od Polaków zaczęli jednak odwiedzać sklepy mieszkańcy: Luksemburga (+16 proc. wzrostu sprzedaży w październiku w porównaniu z tym samym miesiącem 2015 r.), Słowenii (+8,7 proc.), Rumunii (+8,7 proc.), Litwy (+8,3 proc.) i... Wielkiej Brytanii (+7,7 proc.).
Tej ostatniej przysłużył się słaby funt. Nagle dla klientów z kontynentu zakupy na Wyspach zrobiły się dużo tańsze. Tak jednak było do końca października - w listopadzie funt wrócił do łask, więc należy oczekiwać malenia tłoków w brytyjskich sieciach handlowych.
W Rumunii działa cały czas efekt drastycznej redukcji podstawowej stawki VAT z 24 proc. do 20 proc., choć należy zauważyć, że wynik cięcia jest stopniowo coraz słabszy. Rumuni obkupili się już chyba w poprzednich miesiącach, bo tempo wzrostu w październiku było najsłabsze w tym roku.
W Polsce wzrosty zakupów ma nawet podobny trend jak w Rumunii. Po największej dynamice zakupów w sierpniu, gdy przelano wszystkie środki z 500+, tempo przyrostu stopniowo spada. W sierpniu wzrost był o 9,4 proc. rok do roku.