Francuskich kierowców czekają na drogach wielkie utrudnienia z powodu blokad zorganizowanych przez transportowców. To protest przeciwko brakom postępów w negocjacjach w sprawie zarobków.
Blokady mają odczuć najdotkliwiej mieszkańcy stołecznego regionu Ile-de-France i zachodniej Francji, w tym głównie Bretanii. Wszystkie organizacje związkowe transportowców domagają się corocznych rozmów z dyrekcjami firm w sprawie rewaloryzacji wynagrodzeń.
- Szefowie przedsiębiorstw muszą wrócić do stołu negocjacji, ale i rząd powinien spełnić obietnicę, że będzie mediatorem w tych rozmowach. To się ciągnie od października. I nic z tego nie ma. Trzeba przejść od słów do czynów. Transportowcy żyją na krawędzi nędzy. Powinni dostawać wynagrodzenie do zaakceptowania przez nich i gwarantujące godne warunki życia - mówi jeden z przywódców związkowych organizatorów protestów.
W tej chwili transportowcom płaci się za godzinę 9 euro i 43 centy, znacznie poniżej dopuszczalnej we Francji minimalnej pensji. Strajkujący domagają się 10 euro.
Czytaj więcej w Money.pl