Przedterminowe wybory do parlamentu Bułgarii odbędą się między 28 września a 12 października - zdecydowała Konsultacyjna Rada Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie, w której składzie są premier, szefowie resortów siłowych i liderzy partii parlamentarnych.
Jak poinformował prezydent Rosen Plewnelijew, po prawie pięciogodzinnym posiedzeniu rady we wtorek, możliwe daty wyborów to 28 września, 5 lub 12 października. Konkretny termin zostanie ustalony w toku dalszych konsultacji, po czym rząd finansisty Płamena Oreszarskiego poda się do dymisji.
Uczestnicy rady ocenili, że wyniki majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazały, że obecny układ sił w parlamencie nie gwarantuje wystarczającej stabilności dla niezbędnych reform. _ Uczestnicy spotkania byli zgodni, że konieczna jest płynne przejście do stabilności politycznej i przeprowadzenie konsultacji politycznych w sprawie przedterminowych wyborów w terminie od 28 września do 12 października _ - powiedział Plewnelijew.
Uzgodniono, że konsultacje polityczne między stronnictwami parlamentarnymi powinny dotyczyć również określenia najpilniejszych zadań parlamentu i rządu oraz klarownych zasad wytypowania bułgarskiego kandydata do Komisji Europejskiej. Najważniejszym zadaniem rządu powinno być zakończenie negocjacji z UE o partnerstwie w latach 2014-2020.
Sytuację w kraju uczestnicy spotkania określili jako kryzys polityczny. Po raz pierwszy od dłuższego czasu oświadczenie po posiedzeniu rady konsultacyjnej złożył wyłącznie prezydent. Przedstawiciele rządu i poszczególnych partii zachowali milczenie.
Do kryzysu doszło po rozłamie między dwoma koalicjantami: Bułgarskią Partią Socjalistyczną (BSP) i Ruchem na rzecz Praw i Swobód (DPS), popierającymi rząd Oreszarskiego. Zrzeszający turecką mniejszość DPS po poważnym zwycięstwie w wyborach do PE wycofał swoje poparcie do rządu i zaapelował o przedterminowe wybory do końca roku. BSP, która poniosła porażkę w tych wyborach, opowiedziała się za natychmiastową dymisją rządu i wyborami w najbliższym terminie.
Wobec braku przygotowania większości sił politycznych oraz konieczności przestrzegania procedury konstytucyjnej wybory odbędą się na jesieni.
Jednak według mediów przyczyną rozłamu w popierającej rząd koalicji, który doprowadził do kryzysu, wcale nie są wyniki wyborów europejskich. U jego podłoża leżą interesy finansowe, związane m.in. z projektem budowy bułgarskiego odcinka gazociągu South Stream, ocenionego na 3,7 mld euro, oraz z kontrolą nad dywidendami sprywatyzowanej w 2011 r. spółki Bułgartabak, największego krajowego producenta papierosów.
Dziennik _ Kapitał _ uważa, że grupy interesów dotychczas popierające gabinet Oreszarskiego, skłóciły się na tle rozbieżności finansowych i część z nich wycofała poparcie dla rządu. Są to koła zbliżone do biznesmena i posła Deliana Peewskiego, związanego z partią DPS, który jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci bułgarskiego życia politycznego.
Mianowanie Peewskiego na szefa kontrwywiadu rok temu wywołało falę protestów antyrządowych i poważnie osłabiło rząd na samym początku kadencji. Pod wpływem protestów Peewskiego odwołano.
Według bułgarskich mediów związane z Peewskim firmy są uczestnikami konsorcjum, które w maju br. wygrało konkurs na budowę bułgarskiego odcinka South Stream. Przetarg na budowę bułgarskiego odcinku gazociągu wygrało konsorcjum rosyjskiego Strojtransgazu i pięciu bułgarskich spółek. Stojący na czele konsorcjum Strojtransgaz należy do biznesmena Giennadija Timczenki, objętego sankcjami USA po aneksji Krymu przez Rosję.
10 dni temu po wszczęciu przez Komisję Europejską procedury prawnej przeciwko Bułgarii w związku z South Streamem premier Oreszarski poinformował o zawieszeniu prac nad rozpoczęciem budowy bułgarskiego odcinka gazociągu.
Czytaj więcej w Money.pl