Jak informuje "Gazeta Wyborcza", wzrost jest gwałtowny - jeszcze w 2004 r. do Irlandii nie przyjechał ani jeden polski pies ani kot, a do Zjednoczonego Królestwa tylko sześć kotów i cztery psy.
Właściciele sprowadzają swoje czworonogi, bo zarówno oni, jak i ich zwierzęta tęsknią.
Polacy decydują się ściągnąć zwierzęta, mimo że procedura jest czasochłonna i kosztuje od tysiąca do kilku tysięcy zł - zależnie od wielkości zwierzęcia i środka transportu. Wjeżdżające na Wyspy zwierzę musi mieć wszczepiony chip i specjalny paszport. Musi być szczepione przeciw wściekliźnie i mieć potwierdzenie z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego z Puław, że szczepionka zadziałała. Tuż przed wyjazdem dostaje środki na odrobaczenie i odkleszczenie - czytamy w gazecie.
To i tak prostsza procedura niż przed wprowadzeniem w 2004 r. unijnych paszportów dla zwierząt. Wcześniej musiały już na Wyspach odbywać sześciomiesięczną kwarantannę.
Największym problemem jest transport. Zwierzaki przewożone są samolotami, samochodami, promami. Samolotem muszą podróżować w specjalnej klatce dostosowanej do rozmiarów zwierzęcia.
Pojawiła się już nawet firma, która specjalizuje się w transporcie zwierząt wraz z właścicielami. To Interceptor Express prowadzona w Londynie przez Polaka Marcina Hajne. Kiedyś przewoził tylko paczki. Rok temu zorientował się, że jest zapotrzebowanie na transport zwierząt.
"W przedziale osobowym naszych busów jest miejsce na klatkę, robimy postoje na spacery, sprzątamy klatki, zwierzę może cały czas patrzeć na właściciela. Na początku ludzie głównie dzwonili, pytali. Od dwóch miesięcy jedzie z nami co najmniej jeden zwierzak tygodniowo" - mówi.
Hajne wpadł na ten pomysł, gdy wyjeżdżał do Anglii i musiał się rozstać ze swoim psem. Więcej na ten temat w "Gazecie Wyborczej". (PAP)