Nurkowie znaleźli ciała dwóch starszych mężczyzn w kadłubie statku* wycieczkowego , który rozbił się u wybrzeży Toskanii. Tym samym liczba ofiar wzrosła do pięciu. Strażacy odnaleźli natomiast we wraku dwoje żywych ludzi - młode małżeństwo z Korei Południowej , dla których rejs był podróżą poślubną *- poinformowała agencja Ansa. * *Ratownicy wydostali * *też szefa obsługi pokładowej * *na statku.
Aktualizacja 17:21
Strażacy przez ponad dwie godziny słyszeli hałas, który dochodził z jednego z pokładów, sygnalizujący według nich obecność osoby ocalonej z wypadku wycieczkowca, który wpadł na skały w piątek wieczorem. Włoch czekał na ratunek półtorej doby uwięziony na pokładzie statku. Strażacy dotarli do niego przed południem.
- _ Cały czas wierzyłem, że nadejdzie ratunek, przeżyłem 36 godzin koszmaru _- powiedział ocalony Marrico Giampetroni.
Kiedy w piątek wieczorem statek Costa Concordia uderzył o skały i przechylił się nabierając wody, szef obsługi pokładowej Giampetroni pomagał pasażerom schodzić do szalup ratunkowych. Następnie zszedł na jeden z dolnych poziomów, by sprawdzić, czy są tam jeszcze ludzie. Wtedy poślizgnął się i złamał nogę. Nie mógł więc o własnych siłach opuścić statku. Akcja dotarcia do mężczyzny była bardzo trudna, ponieważ uczestniczący w niej ratownicy musieli pokonać zalane pomieszczenia.
Podobnie było w przypadku ocalonych Koreańczyków - również usłyszano ich wołanie dochodzące ze statku. Dzięki temu służby ratownicze szybko dotarły do kabiny, w której znajdowali się rozbitkowie.
Młodzi małżonkowie z Korei Południowej mają po 29 lat i rejs na pokładzie luksusowego wycieczkowca po Morzu Śródziemnym miał być największą atrakcją ich miesiąca miodowego i podróży poślubnej. Po wyciągnięciu z wraku zostali przewiezieni karetką do szpitala. Oboje są w dość dobrej formie, uwzględniając fakt, że na ratunek czekali ponad dobę - podała Ansa.
Ostatni z poszukiwanych Polaków płynący Costa Concordią, którego los wczoraj był nieznany, został ewakuowany z wyspy Giglio na stały ląd - wynika z informacji podanych przez radio TOK FM. Polski konsulat nawiązał z nim kontakt. Osoba ta mieszka na stałe we Włoszech i pojechała do domu.
Według najnowszych danych nie ma informacji o 15 osobach, których nazwiska figurują na listach pasażerów i członków załogi - powiedział w niedzielę przedstawiciel władz regionu Toskania Enrico Rossi. Nie wyklucza się, że część z tych ludzi nie została zarejestrowana w chwili ewakuacji do jednego z wielu miejsc, gdzie dotarli rozbitkowie.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/75/m201547.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/wypadek;wloskiego;statku;sa;ofiary;i;wielu;zaginionych,133,0,1007237.html) *Sceny jak z Titanica. Tragedia u wybrzeży Toskanii * Luksusowy wycieczkowiec osiadł na mieliźnie i zaczął nabierać wody. Na pokładzie byli Polacy.
Włoski wycieczkowiec Costa Concordia wpadł na skały u wybrzeża Toskanii w piątek późnym wieczorem. W katastrofie zginęły trzy osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Nie ma wiadomości o 40 osobach, w tym o jednym z 12 Polaków, którzy byli na pokładzie.
Kapitan statku został aresztowany. Wśród stawianych mu zarzutów jest - oprócz nieumyślnego spowodowania śmierci - porzucenie statku w chwili, gdy było na nim jeszcze wielu ludzi.
Ponad dobę po tym, jak w piątek wieczorem statek Costa Concordia uderzył o skały i rozbił się w pobliżu wyspy Giglio w malowniczym, ale trudnym dla żeglugi rejonie toskańskiego wybrzeża, nadzorujący postępowanie prokurator z pobliskiego miasta Grosseto wyraził przekonanie, że to niewłaściwy manewr 52-letniego kapitana doprowadził do tragedii.
- _ Kapitan bardzo niezręcznie zbliżył się do wyspy Giglio. statek uderzył o skałę, która wbiła się w lewy bok, wskutek czego przechylił się i nabrał mnóstwo wody w ciągu dwóch-trzech minut _ - powiedział prokurator Francesco Verusio.
Prowadzący dochodzenie badają także hipotezę, że kapitan obrał specjalnie kurs w kierunku pięknie oświetlonej wyspy, by pokazać ją uczestnikom rejsu i pozdrowić syreną mieszkańców. O tym, że taki zwyczaj panuje, przypomniał tamtejszy burmistrz. - _ Wiele statków podpływa do Giglio, by syreną okrętową pozdrowić mieszkańców, ale tym razem źle to się skończyło _ - przyznał.
- _ Jeśli to prawda, to byłaby niewybaczalna lekkomyślność _- stwierdził prokurator.
Gdy statek zaczął niebezpiecznie się przechylać, ludzie w panice i w panującym chaosie skakali do wody nie czekając na zejście do szalup ratunkowych.
Obrońca kapitana, osadzonego w areszcie śledczym więzienia w Grosseto, oświadczył zaś, że jego klient uratował setki osób. Argumentował, że skały, na jakie wpadł wycieczkowy olbrzym, nie były zaznaczone na mapie.
Tę linię obrony kwestionują jednak wszyscy zauważając, że skały są powszechnie znane nie tylko miejscowej ludności. Za karygodną prokuratura uważa postawę kapitana, który zszedł z pokładu po północy, podczas gdy ostatni pasażerowie zostali ewakuowani około godziny 6 nad ranem w sobotę.
Z ostrożnością ekipy ratunkowe wypowiadają się o 40 osobach z list pokładowych _ włoskiego Titanica _, z którymi nie udało się nawiązać do tej pory kontaktu. Według włoskich mediów, nie można wykluczyć, że ludzie ci pozostali wewnątrz statku albo mogli zostać przez niego przygniecieni, gdy się przechylił na bok. Płetwonurkowie - ratownicy jeszcze tam nie zeszli z powodu groźby dalszego wywrócenia się jednostki.
Statkiem, pływającym po Morzu Śródziemnym na trasie z Włoch do Francji i Hiszpanii podróżowało 3200 pasażerów 62 narodowości. Załoga liczyła ponad 1000 osób.
Celem rejsu była przede wszystkim zabawa i ucieczka od szarości codziennego życia- zapowiadali organizatorzy wyprawy, dramatycznie przerwanej gwałtownym uderzeniem o skały podczas uroczystej kolacji w piątek.
O innych morskich wypadkach czytaj w Money.pl | |
---|---|
Dwa miesiące na mieliźnie. Znów wyciek Kontenerowiec na początku października wpadł na rafę koralową u wybrzeża Nowej Zelandii. | |
Zatonął statek. 169 osób uratowanych Statek zatonął na Wołdze około 12 czasu polskiego. Obecnie trwa akcja ratunkowa. | |
Drugi raz porwali ten statek. Uwzięli się? Nie wiadomo, ilu piratów opanowało chemikaliowiec Enrico Ievoli, który miał już z nimi do czynienia w marcu 2006 roku na wodach Jemenu |