Według Stefanowa, który jest szefem pionu gospodarczego w pozarządowym Ośrodku Badania Demokracji, Brexit można porównać do potężnego trzęsienia ziemi, które w przypadku Bułgarii będzie z pewnością oznaczać spowolnienie wzrostu gospodarczego, a prawdopodobnie i spadek gospodarczy.
Stefanow uważa, że wystąpienie Wielkiej Brytanii z UE będzie następować względnie powoli, co z jednej strony wywoła brak stabilności, a z drugiej wydłuży oddziaływanie niektórych jego skutków. Według niego tak będzie m.in. z brytyjską składką do UE. Na czas trwania negocjacji składka nie zniknie, lecz po Brexicie jej wygaszenie dla pozostałych członków Wspólnoty będzie oznaczać podniesienie składek, a dla krajów liczących na unijne finansowanie, takich jak Bułgaria, otrzymanie mniejszych środków.
Ten czynnik - obok wielu niewiadomych w handlu z Wielką Brytanią, która jest dla Bułgarii ważnym partnerem - może spowodować ujemny wzrost gospodarczy. Bułgaria powinna się z tym liczyć, zwłaszcza że przez ostatnie dwa lata kraj zaciągał kredyty, przez co jego zadłużenie wzrastało - ocenił Stefanow.
Wszyscy eksperci, którzy w ostatnich dniach wypowiadali się w sprawie Brexitu i o jego następstwach, podkreślali, że obecnie jednym z najważniejszych dla Bułgarii celów jest wejście do strefy Schengen, co według nich odkładano zbyt długo.
- Nieprzyjęcie Bułgarii oznaczałoby usankcjonowanie jej pozycji jako państwa peryferyjnego, tymczasem Bułgaria chroni przed napływem migrantów jeden z najtrudniejszych odcinków na zewnętrznej granicy UE - ocenił Lubomir Kiuczukow, szef pozarządowego Instytutu Gospodarki i Stosunków Międzynarodowych oraz były ambasador Bułgarii w Wielkiej Brytanii. - W obecnej, kryzysowej sytuacji kontynentalna Europa powinna mocniej dążyć do zjednoczenia - dodał.