Nowe przepisy o ochranianie danych osobowych (RODO) doprowadziły do szeregu absurdalnych sytuacji. Szkoły nie wiedzą, jak chronić dane osobowe uczniów, co prowadzi do kolejnych wymyślnych zasad.
- No i znów... Nawet Dyrektorzy z innych resortów dzwonią do mnie na urlopie, że ze względu na RODO nauczyciele zakazują podpisywania zeszytów uczniom i wprowadzają z nowym rokiem nowe zasady zbierania kartkówek. Błagam o zdrowy rozsądek (...). Nie ma takiej potrzeby – napisał Twitterze dr Maciej Kawecki, koordynator reformy ochrony danych osobowych w Ministerstwo Cyfryzacji.
Wątpliwości budziła zwłaszcza kwestia sprawdzania kartkówek przez nauczyciela w domu. Po pierwsze wiąże się to przetwarzaniem danych osobowych poza szkołą. Po drugie np. z brakiem procedur dotyczących ich transportu.
Dr Kawecki tłumaczy jednak, że zabieranie podpisanych klasówek do domu nie kłóci się z Rozporządzeniem. - Oczywiście dobrą praktyką jest wprowadzenie w regulaminie szkoły/statucie postanowienia zobowiązującego nauczycieli do ochrony klasówek. Tyle. Ale absolutnie mogą. To jest konieczne do podejmowanych działań edukacyjnych – odpowiada na swoim koncie twitterowym.
O podobnych absurdach pisali w money.pl już wcześniej. Nie tylko w szkoły mają problem z interpretacją przepisów. Dla przykładu, jedno z podwarszawskich przedszkoli postanowiło, że po wejściu w życie RODO nie będzie korzystało z karteczek z imionami i nazwiskami dzieci na szafkach w szatni, tylko wykorzysta do tego figury geometryczne.
W innym, opisanym przez "Rzeczpospolitą", prace plastyczne dzieci zostały zanonimizowane, by tych prezentowanych publicznie lub na konkursach nie opisać imieniem i nazwiskiem przedszkolaka.
To niejedyne, szkolne przypadki RODO-paniki. Coraz częściej słyszy się o przypadkach, w których zamiast Nowaka do tablicy przyzywa się numer pięć, podobnie z resztą, jak obecność w klasie sprawdza się po numerach z dziennika.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl