Rumuński minister rolnictwa Petre Daea powołał się na badania, z których wynika, że 9 z 29 przebadanych produktów tej samej marki było innych w Belgii, Holandii czy Niemczech niż w Rumunii.
Minister wskazał na inną wartość kaloryczną ryby w puszce, pasztetu z wątróbek czy wyrobów z wieprzowiny. Co prawda żaden z dziewięciu produktów nie był szkodliwy dla zdrowia, niemniej autorzy badania skrytykowali "brak spójności między markami w zachodniej i wschodniej Europie".
- Poprosimy, żeby Komisja Europejska przyspieszyła prace regulujące (tę kwestię), by powstały narzędzia oceny tego rodzaju podwójnych standardów - powiedział Daea.
Koncerny twierdzą w odpowiedzi, że takie działanie jest legalne, o ile skład produktów jest jasno oznaczony na etykiecie.
Reuters podaje, że ten temat poruszy w czwartek podczas wizyty w Brukseli premier Słowacji Robert Fico.
Kolejny kraj, który mówi "dość"
Rumunia dołączyła do takich krajów, jak Polska, Czechy, Słowacja, Węgry i Bułgaria, których przedstawiciele krytykowali branżę spożywczą za zaniżanie jakości produktów przeznaczonych na rynki wschodnioeuropejskie.
Minister Rolnictwa Czech Marian Jureczka powiedział w lutym br., że "jeśli chodzi o niektóre produkty, jesteśmy dla Europy w rzeczywistości koszem na śmieci".
Koncerny utrzymują, że stosując różne receptury, zaspokajają lokalne gusty. Jureczka ten argument odrzucił podkreślając, że przez stulecia państwa Europy Środkowej były częścią jednego imperium.
- Naprawdę nie sądzę, by Czesi i Austriacy aż tak różnili się smakiem - powiedział Jureczka. - Wystarczy spojrzeć na nasze menu; dzięki monarchii austro-węgierskiej naprawdę gustujemy w tym samym.