W brytyjskiej debacie o możliwości opuszczenia Unii Europejskiej, głos zabrał minister finansów Niemiec. Wolfgang Schauble powiedział BBC, że Brytyjczycy nie powinni żywić żadnych złudzeń, co oznaczałby Brexit.
- Oczywiście będzie nadal istniał handel z całym światem. Ale jest duża różnica między wspólnym rynkiem, a umową handlową - powiedział BBC Wolfgang Schauble i dodał, że na zerwaniu ucierpiałyby obie strony: Uważam, że Europa byłaby słabsza bez Wielkiej Brytanii.
- W razie negatywnego wyniku referendum nie popełnimy samobójstwa. Ale przez lata mielibyśmy niepewność, która zatruwałaby gospodarkę Wielkiej Brytanii, kontynentalnej Europy, a także globalną gospodarkę - powiedział telewizji BBC Schauble.
W tym samym programie wystąpił burmistrz Londynu Boris Johnson, który odrzucił taką diagnozę niemieckiego ministra finansów. - Moim zdaniem mamy jedyną taką szansę, która się nie powtórzy, żeby na nowo ułożyć stosunki, zawrzeć umowy o wolnym handlu z gospodarkami wzrostowymi, przy utrzymaniu naszej uprzywilejowanej pozycji w handlu z Unią Europejską - oświadczył Boris Johnson uznawany za nieformalnego przywódcę obozu zwolenników Brexitu.
Referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w strukturach UE, zgodnie z zapowiedziami premiera Davida Camerona, ma zostać przeprowadzone "najpóźniej do końca 2017 roku". Wyborcy odpowiedzą na pytanie, czy chcieliby, by ich kraj pozostał we Wspólnocie, czy też ją opuścił.Jak wynika z ostatnich sondaży ośrodka ICM odsetek popierających wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej wynosi obecnie 42 proc.
Za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE opowiada się z kolei 41 proc. respondentów. Cytowany przez Polską Agencję Prasową ICM podkreśla, że po wykluczeniu osób niezdecydowanych, wyniki badania wynoszą 50:50. Wcześniejszy sondaż ICM wskazywał, że 52 proc. Brytyjczyków popierało pozostanie kraju w UE, a 48 proc. chciało tzw. Brexitu.
- Oczywiście, że Brexit jest możliwy, ale moim zdaniem mało prawdopodobny - ocenia w rozmowie z money.pl prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. - Taki ruch to oczywiste straty zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla Unii. Ale nie łudźmy się, nawet gdyby to tego doszło, katastrofy nie będzie - uspokaja.
Pytanie o znaczenie ewentualnego wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE wciąż prześladuje analityków. Scenariuszy, podobnie jak opinii, jest wiele. Ekonomiści zgodni są jednak co do jednego - taki akt oznacza koszty. Zagadką pozostaje tylko kwestia: jakie i po czyjej stronie.
Niemieccy eksperci z Fundacji Bertelsmanna, współpracującej z monachijskim Instytutem Ifo, którzy w kwietniu ubiegłego roku przygotowali raport na ten temat, oszacowali, że w ciągu najbliższych piętnastu lat brytyjska gospodarka straciłaby około 313 mld euro, które wypracowałaby pozostając we Wspólnocie i korzystając z unijnych przywilejów.
Dla pozostałych krajów Wspólnoty konsekwencje będą natomiast stosunkowo nieduże. Autorzy raportu twierdzą, że inne kraje Unii tylko w niewielkim stopniu odczułyby gospodarczo tzw. Brexit. Dla przykładu - w Niemczech PKB zmniejszyłby się zaledwie o 0,1 proc., a w najgorszym wypadku o 0,3 proc.
- Straty Wielkiej Brytanii szacowałbym na jeden do dwóch procent PKB. To nie ekonomiczne skutki Brexitu będą dla Królestwa najbardziej dotkliwe. Opuszczenie UE to przede wszystkim utrata pozycji politycznej i wpływów w kształtowaniu polityki europejskiej - tłumaczy prof. Gomułka, który przez 35 lat wykładał na katedrze ekonomii London School of Economics.
Mimo tej opinii, przyznaje, że wymierne straty już wstępnie liczy biznes, a głównie sektor finansowy, gdyż Wielka Brytania wciąż uznawana jest za jedno ze światowych finansowych. To właśnie przedsiębiorcy są najsilniejszym głosem za pozostaniem Londynu w strukturach europejskich.