- Polska opowiada się za powiększeniem składek do unijnego budżetu nawet do poziomu 1,2 proc. dochodu narodowego brutto - zadeklarował w tym tygodniu w Brukseli premier Mateusz Morawiecki. Teraz państwa członkowskie płacą do wspólnej kasy około 1 proc. DNB. Wiadomo jednak, że jeżeli Unia chce finansować coraz więcej zadań, a Wspólnotę opuszcza bogata Wielka Brytania, to pieniędzy trzeba będzie dołożyć więcej.
Deklaracja premiera może na pierwszy rzut oka dziwić. Środowisko polityczne, które za nim stoi wielokrotnie krytycznie wypowiadało się o strukturach UE. PiS i elity brukselskie mają różne zdania co do stanu praworządności w Polsce i granic ingerencji Unii w sprawy wewnętrzne krajów członkowskich. Politycy Prawa i Sprawiedliwości niechętnie odnoszą się też do idei głębszej integracji.
Trzeba dosypać, by wyjąć
Jednak jeśli nie będziemy się skupiać na samej wysokości składki i tym, że zapłacimy więcej, to słowa premiera przestają dziwić. Polska należy do największych beneficjentów unijnej polityki. A jeśli uwzględnimy samą politykę spójności, która ma wyrównywać różnice w rozwoju między najbiedniejszymi a najbogatszymi regionami Europy, to nawet największym.
Dlatego, jeśli Polsce zależy, by nadal dostawać fundusze unijne, to musi w większym stopniu uczestniczyć w unijnych wydatkach. Właśnie nadszedł czas na rozmowy na ten temat, bo ruszają negocjacje nowego wieloletniego budżetu UE.
W Polsce popularny jest pogląd, że więcej do Unii wkładamy niż z niej otrzymujemy. To oczywista nieprawda. Wystarczy spojrzeć na dane. Tylko w styczniu 2018 r. z budżetu UE do Polski w formie transferów finansowych wpłynęło 3,16 mld euro. Z tego ponad 2 mld euro to pieniądze z polityki rolnej, a ponad miliard - spójności.
Przy tym nasza składka wygląda jak drobniaki. Składka przekazana przez Polskę do budżetu ogólnego UE wyniosła 58,7 mln euro. Ponadto w styczniu br. Komisja Europejska zwróciła nadpłatę składki za rok 2017 w wysokości 1,1 mln euro.
Polska na plus
Mało działa na wyobraźnię? No to popatrzmy na sumy z prawie 14 lat członkostwa Polski w UE.
Sięgamy do danych Ministerstwa Finansów. Od 1 maja 2004 r. otrzymaliśmy z Brukseli 146 869 105 607 euro. Dwie trzecie tej kwoty to polityka spójności, a nieco ponad 50 mld euro - rolna. Wpłaciliśmy natomiast 146 869 105 607. Trzeba jeszcze uwzględnić 168 671 297 euro, które z różnych powodów trzeba było zwrócić do budżetu UE. Saldo? 99 279 421 461 euro na plusie.
Nie wiadomo jeszcze, jak potoczą się unijne negocjacje. Bogatsze państwa Unii mogą nie chcieć już dofinansowywać infrastruktury na wschodnich rubieżach Europy. Na razie jednak Polska jest bezpieczna. Do 2020 r. pieniądze są - w budżecie na lata 2014-2020 mamy do dyspozycji 82,5 mld euro realizację polityki spójności i 13,6 mld euro na program rozwoju obszarów wiejskich. Te pieniądze dla Polski są zapisane w umowach międzynarodowych i tylko od nas zależy,czy będziemy chcieli i umieli je wykorzystać.