Za dwa tygodnie Straż Graniczna zacznie gromadzić informacje o podróżnych. Choć trafią do bazy danych, która będzie większa od bazy PESEL, to prace nad ustawą pozostawiają wiele do życzenia.
MSWiA od kilku lat zdawało sobie sprawę z tego, że dane wszystkich pasażerów linii lotniczych, którzy wsiądą na pokład samolotu zmierzającego poza Unię Europejską lub do niej zmierzającego, będą gromadzone przez polskie służby - w końcu to wymóg postawiony przez Brukselę. Zdołało nawet wygospodarować środki, za które system powstaje, o czym pisaliśmy w money.pl. Tylko w tym roku to ponad 25 mln zł. Nie zdążyło jednak przygotować ustawy na tyle wcześnie, by mogła być procedowana zgodnie z zasadami.
Niechlujstwo i ekspres
Tak się jednak nie stało. Sam projekt ustawy trafił do konsultacji już w listopadzie ubiegłego roki, a w Sejmie pojawił się w drugiej połowie kwietnia. To nie wystarczyło, by uniknąć ekspresu legislacyjnego. Dopiero 8 i 9 maja doszło do drugiego i trzeciego czytania. Nim to się stało, okazało się, że nie dość, iż projekt jest zgłaszany w ostatniej chwili, to jest jeszcze niedopracowany. MSWiA zgłosiło do niego... 163 poprawki, o czym informował Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. Na szczęście nie były to zmiany istotne. Ot, poprawa redakcyjnego niechlujstwa.
Także Senat zdołał zatwierdzić ustawę na jednym posiedzeniu i 11 maja 83 senatorów podniosło rękę za jej przyjęciem. Tego samego dnia projekt trafił do Kancelarii Prezydenta, który od razu dokument podpisał. Podobne tempo widzieliśmy np. przy okazji zmian w ustawach o Trybunale Konstytucyjnym. Zgodnie z przepisami głowa państwa ma 3 tygodnie na przeanalizowanie ustawy i jej ewentualne podpisanie.
Jeśli prezydent nie złożyłby 11 maja podpisu, Polska nie dostosowałaby się do prawa unijnego, które wymaga, by 25 maja system zbierania danych działał, a bez polskiej ustawy to niemożliwe. Jak przypomina w rozmowie z z money.pl Karolina Iwańska z Fundacji Panoptykon, istnieje teoretyczna możliwość bezpośredniego stosowania prawa unijnego, choć w tym wypadku nie mogłoby mieć miejsca. Taka procedura przewidziana jest jedynie dla dyrektyw, które przyznają o obywatelom UE prawa, nie je ograniczają.
I choć prezydent złożył podpis 11 maja, to ustawy nadal próżno szukać w Dzienniku Ustaw pod tą datą. A to od dnia publikacji musi upłynąć 14 dni vacatio legis. Jak podejdą do tego służby, okaże się za dwa tygodnie.
System już działa
W całym zamieszaniu związanym z nowym prawem na pozytywnego bohatera wychodzi Straż Graniczna. Mimo braku ustawy zdołała uruchomić system, który będzie służył do gromadzenia danych. Udało się także obsadzić 31 z 33 planowanych stanowisk w nowo stworzonej komórce - Krajowej Jednostce ds. Informacji o Pasażerach. Jak zapewniła na ppor. Agnieszka Golias, rzecznik Komendy Głównej SG, nowe zasady zbierania informacji o pasażerach w żaden sposób nie wpłyną na czas odprawy paszportowej na lotniskach.
Do bazy w JIP będą trafiać niemal wszystkie informacje, które przekazaliśmy przewoźnikowi lotniczemu. To m.in. imię i nazwisko, adres, numer telefonu, adres e-mail, data przelotu, sposób dokonania płatności, numer karty kredytowej, miejsce w samolocie, godzina dokonania odprawy, informacje, do jakich programów lojalnościowych należymy, a nawet informacje o bagażu.
Zmiany
Ustawa w stosunku do pierwotnego projektu nie różni się zasadniczo. Autorzy po licznych protestach zgodzili się na dwie zmiany, o których warto wspomnieć. To wykreślenie punktu, który pozwalał na zbieranie dowolnych danych o pasażerach (tzw. uwagi ogólne - red.) oraz ograniczenie prawa służb do wglądu w nasze dane, które będą znajdować się w systemie przez pięć lat. Najpierw przez pół roku w postaci "czystej", a później "zanonimizowanej".
Proces będzie jednak odwracalny. - Ponowne przypisanie ich do konkretnej ustawy będzie możliwe tylko za zgodą prokuratora. Poprzednia wersja pozwalała na to, by każda ze służb mogła decydować o tym samodzielnie. W ten sposób zmniejszono arbitralność ich wykorzystywania - podkreśliła w rozmowie z money.pl Karolina Iwańska z Fundacji Panoptykon.
Zmianom można tylko przyklasnąć, choć jak wskazuje ekspertka, "nie zmieniła się główna zasada, czyli zgoda na przekazywanie służbom danych ponad 40 mln pasażerów". Skąd taka liczba? Tylu pasażerów w całym 2017 r. obsłużyły polskie lotniska. Z każdym kolejnym rokiem ma być większa. Rząd zapowiada także, że w kilka lat po powstaniu sam Centralny Port Komunikacyjny będzie obsługiwał rocznie 100 mln pasażerów. I dane każdego z nich trafią na pięć lat do systemu Straży Granicznej. A stamtąd, za zgodą prokuratora, będą przekazywane innym służbom.
Gest polityczny
W ustawie pozostawiono także zapis, którego nie wymaga od nas Bruksela. Unijna dyrektywa nakazuje bowiem gromadzić jedynie informacje o pasażerach korzystających z połączeń lotniczych poza wspólnotę. Polska Straż Graniczna zbierze dane wszystkich pasażerów linii lotniczych. Niezależnie od celu ich podróży. Tu pojawia się problem, który wynika z opóźnienia w pracach legislacyjnych. Polskie MSWIA chce zbierać więcej informacji, niż zapisano to w dyrektywie.
- Ofiarami tej ustawy będą przede wszystkim zwykli ludzie, nie potencjalni terroryści, dla których ta regulacja "została stworzona" – wskazuje ekspertka Panoptykonu. Dlaczego ofiarami? Ponieważ każdy pasażer samolotu będzie potencjalnym zamachowcem i terrorystą. Dane osobowe będą w końcu zbierane bez żadnego klucza i przy minimalnych procedurach udostępniane służbom.
Za unijnym wymogiem stoi krwawa, choć nieco absurdalna historia. Przyjęcie dyrektywy było rodzajem politycznego gestu po ataku na redakcję "Charlie Hebdo" w Paryżu. Nikt z decydentów nie zwrócił jednak uwagi na fakt, że tamci zamachowcy nie dotarli do Unii Europejskiej na pokładzie samolotu. W Europie mieszkali od dawna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl