Na czwartkowym posiedzeniu, EBC podjął decyzję odnośnie stóp procentowych. Pozostawił je na niezmienionym poziomie, tak jak oczekiwano. Bardziej uwagę przyciągało to, co powie prezes banku Mario Draghi. Na jego słowa rynek zareagował spadkami kursu euro. Cieszyć się mogą ci, którzy zaciągnęli kredyt w walucie obcej. Również frankowicze.
Aktualizacja 15:30
Główną stopę depozytową, czyli refinansową, pozostawiono na poziomie 0,05 proc., stopę depozytową utrzymano poniżej zera na -0,3 proc., a stopę kredytu lombardowego na 0,3 proc.
Co to oznacza dla kredytobiorców, którzy zadłużyli się w euro? Przede wszystkim nie wzrosło oprocentowanie ich kredytów. Druga sprawa - kurs euro względem dolara spada o 0,6 proc. i zaczął szybko spadać po rozpoczęciu konferencji prasowej prezesa EBC, Mario Draghiego.
Do euro umocnił się nawet złoty o 0,3 proc. do 4,48 zł, mimo że w trakcie dnia przez chwilę wyszedł ponad psychologiczny poziom 4,50 zł za euro. Złoty poprawiał się także względem franka o 0,3 proc. Słowa Draghiego dały więc konkretne zyski polskim kredytobiorcom. Ich raty będą nieco niższe.
Stopa refinansowa służy finansowaniu działalności banków komercyjnych w przypadku zagrożenia płynności i daje większość płynności na rynku bankowym, więc jest to kluczowy wskaźnik dla sektora bankowego. Decyduje pośrednio o oprocentowaniu kredytów w euro.
Natomiast stopa depozytowa określa oprocentowanie jednodniowych depozytów składanych przez banki komercyjne w banku centralnym. Ujemna - zniechęca banki do "parkowania" pieniędzy i zmusza je do tego, żeby albo przeznaczyły je na akcję kredytową, albo zainwestowały. Dlatego giełdy akcji tak lubią obniżanie tej stopy, bo motywuje bankierów do podjęcia większego ryzyka i część kapitałów trafia właśnie na giełdę.
- EBC podjął kluczowe decyzje na grudniowym posiedzeniu, a od tego czasu sytuacja w strefie euro dramatycznie się nie pogorszyła - wskazuje Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ. - Niemniej dużo się zmieniło w otoczeniu zewnętrznym.
Takie czynniki wymienił właśnie Draghi podczas konferencji prasowej.
- Zamieszanie na rynkach finansowych i obawy odnośnie Chin i innych rynków wschodzących skłonią EBC do rewizji polityki monetarnej - stwierdził Draghi. Zadeklarował jednocześnie, że będzie trzymać się perspektywy dalszego luzowania ilościowego. - Stopy procentowe pozostaną na dotychczasowych, lub niższych poziomach przez dłuższy czas - zapowiedział Draghi. - Zaczynamy nowy rok znowu zwiększeniem poziomów ryzyka, zwiększoną niepewnością odnośnie perspektyw wzrostu gospodarek rynków wschodzących, odnośnie płynności na rynkach finansowym i towarowym oraz odnośnie ryzyka geopolitycznego.
- Koniecznie musimy więc przejrzeć i rozważyć zmiany w naszym nastawieniu na politykę monetarną na naszym następnym posiedzeniu w marcu - powiedział, dając tym samym znak, że posunięcia banku będą wcześniejsze niż ktokolwiek przewidywał.
Większość analityków spodziewała się kolejnego cięcia o 0,1 punktu procentowego stopy depozytowej, ale nie wcześniej niż w trakcie spotkania czerwcowego.
Bank centralny nie wydaje się więc przejmować inflacją. Co prawda się jeszcze w pełni nie objawiła w Europie, ale ostatni wskaźnik cen konsumpcyjnych (za grudzień) był o 0,1 punktu procentowego wyższy od oczekiwań. Dotychczas to ceny ropy utrzymywały deflację, teraz widać, że pozostałe towary zaczynają drożeć i przeważać szalę.
EBC dodrukowuje 60 mld euro miesięcznie, by wesprzeć gospodarkę i ewentualne przyśpieszenie wzrostu cen może stanowić zagrożenie. Zbyt duża podaż pieniądza może się ostatecznie rozlać na rynku i przerodzić w hiperinflację.
W czwartek przekaz ze strony ECB skupił też uwagę na regulacjach odnośnie kredytów zagrożonych w europejskim systemie bankowym. To w ostatnich dniach dość mocno zaciążyło na kursach banków, szczególnie we Włoszech i Portugalii. Regulacje mogły wymusić utworzenie większych rezerw pod złe kredyty.
Draghi uspokoił jednak inwestorów. - Jak dotąd widzimy, że banki są całkiem "sprężyste" - powiedział Draghi. - Nie zauważyliśmy na razie żadnego potencjału niestabilności w sektorze, w przeciwieństwie do tego co można było zaobserwować w czasie przed kryzysem - dodał.
Giełdy europejskie zareagowały na te słowa wzrostami cen akcji.