Udało się załagodzić skutki ekonomiczne brytyjskiego referendum, rynki finansowe zaczęły się odbijać. Politycznie szczyt UE przyniósł pewne uspokojenie, ale w kierunku, który był przyczyną Brexitu - pogłębienia integracji - ocenił dr hab., prof. Uniwersytetu Szczecińskiego Maciej Drzonek.
- Szczyt unijny miał na celu załagodzenie skutków ekonomicznych po referendum w Wielkiej Brytanii, to się z pewnością udało, ponieważ rynki finansowe zaczęły się odbijać, natomiast w sensie politycznym co prawda nastąpiło pewnego rodzaju uspokojenie, ale to uspokojenie poszło w kierunku, który był przyczyną Brexitu, czyli prób pogłębiania integracji - powiedział Drzonek, ekspert z Instytutu Politologii i Europeistyki US.
Jego zdaniem, szczyt miał też załagodzić bardzo niekorzystne wrażenie, jakie powstało po sobotnim spotkaniu sześciu ministrów spraw zagranicznych tzw. starej Unii. - Liderzy unijni chcieli na szczycie pokazać, że Unia Europejska jest całością - podkreślił.
- Wypowiedzi liderów unijnych po szczycie, ale i przed szczytem, wskazywały na to, że znacząca część liderów UE wcale nie będzie żałować odejścia Wielkiej Brytanii z Unii, było to zwłaszcza widoczne w wypowiedziach niektórych polityków niemieckich. Wydaje się, że szczyt potwierdza podstawowe zagrożenie, które wiąże się z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, czyli doprowadzenie do pewnej nierównowagi w UE, która prowadzić może do zwiększenia współpracy z Rosją, poprzez Niemcy - ocenił ekspert.
Jak podkreślił, istotną przeciwwagą dla polityki niemieckiej i budowania wzmożonych relacji niemiecko-rosyjskich, była zawsze Wielka Brytania.
Drzonek zauważył, że na szczycie mocno zaznaczono, że nie ma potrzeby dokonywania zmian w traktatach europejskich. - Może to świadczyć o krótkowzroczności liderów unijnych, a z drugiej strony o obawie przed dokonywaniem zmian - bo przecież w niektórych krajach są możliwe referenda w sprawie wystąpienia z Unii. To się może skończyć dosyć nieprzewidywalnie - zaznaczył.
Zdaniem eksperta, decyzja "27" o braku nieformalnych negocjacji z Londynem oznacza, że przywódcy UE nie będą prowadzili rozmów, aby znaleźć jakąś formułę do powtórzenia referendum, czy do stworzenia specjalnych relacji między Unią a Wielką Brytanią, które pozwoliłyby Brytyjczykom na korzystanie z korzyści, płynących z bycia członkiem UE. - To jest usztywnione stanowisko - ocenił Drzonek.
Dlatego - zaznaczył - stanowisko liderów unijnych po szczycie, że nie będzie nieformalnych negocjacji z Londynem - "wskazuje na to, że być może było niewyartykułowane wcześniej oczekiwanie na to, żeby Brytyjczycy pożegnali się z UE".
- Pewne działania liderów UE z ostatniego półrocza mogły wskazywać na to, że komuś z UE wręcz zależało, żeby sprowokować Brytyjczyków do głosowania za Brexitem, chodzi m.in. o podnoszenie kwestii imigranckich, w tym niebotyczną karę za odmowę przyjęcia imigranta. To mogło stanowić wodę na młyn tych, którzy chcieli wyjść z UE - powiedział Drzonek.
Ekspert zwrócił też uwagę, że polskie pomysły na nowy traktat unijny powinny być poprzedzone rekonesansem dyplomatycznym, ale - przyznał jednocześnie - że ta propozycja została zgłoszona jedynie jako komentarz po Brexicie. - Nie przykładałbym do tego zbyt wielkiej wagi, natomiast niewątpliwie potrzebna jest zmiana wewnętrznej polityki UE, bo skutkiem tej polityki jest Brexit - przekonywał Drzonek.