- Nie możemy liczyć na tyle samo pieniędzy, ile otrzymywaliśmy dotychczas. Pieniędzy na najważniejsze dla nas obszary będzie po prostu mniej - przyznał wprost minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński, który w Brukseli prowadzi rozmowy dot. kolejnego wieloletniego budżetu wspólnoty. Dyskusja z punktu widzenia Warszawy jest o tyle istotna, że pada w niej pomysł powiązania wypłat środków unijnych z praworządnością. Z tą ostatnią, zdaniem Brukseli, Polska ma poważny problem.
Jak się wydaje, w zamian za odejście od pomysłu, Polska gotowa jest zapłacić. Szef resortu rozwoju w trakcie tej samej wizyty poparł pomysł komisarza ds. budżetu Günthera Oettingera, by podnieść składki państw członkowskich.
Teza jest o tyle bardziej prawdopodobna, że za kilka dni zaczyna się nieformalny szczyt Rady Europejskiej poświęcony budżetowi, a 2 maja KE ma przedstawić jego projekt. Ustępstwo względem komisarza nie jest jedynym pomysłem polskiego rządu. Jerzy Kwieciński szukał w Brukseli także stronników wśród państw zachodnich - sprzeciwił się pomysłowi Oettingera, by odebrać najbogatszym państwom część funduszy z polityki spójności. Polski minister mówił, Warszawa chce, by "polityka spójności pozostała polityką inwestycyjną, która nie jest tylko dla biednych".
Co więcej, Jerzy Kwieciński wprost zakwestionował podstawy prawne do powiązania wypłat pieniędzy z praworządnością. W zamian zaproponował stworzenie mechanizmu walki z nadużyciami i korupcją przy wykorzystywaniu funduszy unijnych.
Obrona funduszy unijnych przez ministra jest o tyle ciekawa, że jego przełożony - premier Mateusz Morawiecki ostatnio powołuje się wyjątkowo często na Thomasa Piketty'ego. A ten wykazał, że Polska "traci" na otrzymywaniu wspólnotowych pieniędzy. Nie ustrzegł się przy tym przemilczeń.