Na kryzysie migracyjnym zarabiają nie tylko przemytnicy i fałszerze dokumentów. Napędza on lokalne interesy w branży hotelarskiej, gastronomicznej i transportowej. Wykorzystują go także organizacje pozarządowe, które często tworzą się specjalnie w tym celu i z całego świata przyjeżdżają do Grecji.
Manolis, sprzedawca gyrosów na greckiej wyspie Lesbos opowiada, że na migrantach nikt tam nie traci. - Wszyscy zarabiają. Normalnie zimą nie ma tu żywej duszy, a teraz wszyscy się z nich utrzymują: taksówki, supermarkety, sklepy, punkty z jedzeniem, agencje, które sprzedają im bilety na transport - tłumaczy Manolis. Dodaje, że prawdziwe pieniądze stoją za organizacjami pozarządowymi.
- Wszystkie te grupy rzuciły się na migrantów i domagają się części pieniędzy, bo mówią - my ich ocaliliśmy, my im pomogliśmy - twierdzi Janis, inny mieszkaniec Lesbos. Tłumaczy, że organizacje podzieliły między sobą nawet plaże, do których przypływają migranci i kłócą się o nie.
Ostatnio pojawiły się też takie grupy, jak klauni z Holandii czy ratownicy z USA. Mimo, że większość uchodźców jest przechwytywana na morzu przez grecką straż przybrzeżną i Frontex, codziennie prowadzą oni szkolenia - jak radzić sobie psychicznie z ratowaniem migrantów.
Na greckiej wyspie Lesbos jest ponad 120 organizacji pozarządowych, a w Idomeni na granicy grecko-macedońskiej, kilkanaście. Fundusze, które Unia Europejska ma przeznaczyć Grecji na pomoc migrantom mają w większości trafić w ich ręce.