"New York Times", powołując się na analizę ekspercką, napisał, że dwie dokonane w lipcu udane próby północnokoreańskich pocisków balistycznych o teoretycznie międzykontynentalnym zasięgu były możliwe prawdopodobnie dzięki czarnorynkowym zakupom silników rakietowych, pochodzących zapewne z fabryki na Ukrainie.
Według londyńskiego Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS) pociski były wyposażone w silniki, które mogą być adaptacją radzieckiego silnika rakietowego RD-250 produkowanego seryjnie od połowy lat 60. w zakładach rakietowych Jużmasz (ukr. Piwdenmasz) w mieście Dniepr na wschodzie Ukrainy.
To prowokacja
Na publikację zareagował Ołeksandr Turczynow, sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.
- Te informacje nie mają żadnych podstaw, ich treść jest prowokacyjna i najprawdopodobniej sprowokowana przez rosyjskie służby specjalne dla ukrycia własnych przestępstw. Ukraina nie dostarczała silników rakietowych ani jakichkolwiek technologii rakietowych do Korei Północnej powiedział. - Uważamy, że ta kampania antyukraińska sprowokowana jest przez rosyjskie służby specjalne w celu ukrycia swojego udziału w północnokoreańskich programach jądrowym i rakietowym - dodał Turczynow.
Od informacji "NYT" odcięło się też kierownictwo Jużmasz.
- Jużmasz nigdy wcześniej nie miał i teraz nie ma żadnego związku z północnokoreańskimi programami rakietowymi o charakterze kosmicznym bądź obronnym - napisano w oświadczeniu.
Jurij Radczenko, szef Ukraińskiej Agencji Kosmicznej, powiedział, że konstruowane do 2001 roku silniki, wykorzystywane w rakietach Cyklon-2 i Cyklon-3, były sprzedawane Rosji.
- Według naszych informacji Rosja dysponuje obecnie siedmioma do dwudziestu rakiet tego typu - powiedział Radczenko. - Mogli je później dostarczyć, komu chcieli - dodał.
Radczenko podkreślił również, że Korea Północna nie dysponuje technologią potrzebną do przeprowadzenia najnowszych testów balistycznych.
- Ale dysponują nią dwa kraje: Rosja i Chiny - stwierdził.
Tymczasem rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin napisał na Facebooku, że takie silniki "to nie obrazy czy rzeźby".
- Żeby zrobić ich kopię, trzeba mieć albo oryginał, albo szczegółowe projekty - dodał. Ocenił, że ich produkcja za granicą bez ukraińskich specjalistów jest niemożliwa.
- W ten czy inny sposób chodzi tu o przemyt wbrew wszystkim rygorystycznym obowiązującym zakazom międzynarodowym - stwierdził Rogozin.
Import jest zbędny
Tymczasem przedstawiciele amerykańskiego wywiadu, cytowani przez agencję Reutera, twierdzą, że nikt nie musiał sprzedawać silników reżimowi Kima.
- Nasze dane wywiadowcze sugerują, że Korea Północna nie jest uzależniona od importu silników - powiedział przedstawiciel wywiadu USA. - Oceniamy, że jest zdolna sama produkować silniki - dodał.
Inny przedstawiciel amerykańskiego wywiadu cytowany przez Reutera ocenił, że budową zmodyfikowanych wersji silników rakietowych RD-250 mogą się zajmować zagraniczni naukowcy rekrutowani przez Koreę Północną lub Północni Koreańczycy wykształceni np. w Rosji.