Do końca roku w Polsce legalnie pracować będzie 2 mln Ukraińców. W przyszłym roku liczba ta sięgnie 3 mln. Równocześnie pensje pracowników ze Wschodu rosną szybciej niż przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach.
- To, że pracownicy z Ukrainy zarabiają mniej niż Polacy jest mitem. Zarabiają tyle samo, co pokazuje, jak wielki problem mamy na rynku pracy, gdzie jest wciąż 150 tys. wakatów - mówił podczas prezentacji pierwszej edycji raportu „Barometr Imigracji Zarobkowej” Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service.
Pensje rosły szybciej
Co więcej, pensje Ukraińców zatrudnianych w Polsce w stosunku do roku 2016 wzrosły o 10-20 proc.
- Przed rokiem zarabiali około 8 zł na godzinę „na rękę”, obecnie jest to od 10 do 11 zł. W niektórych miejscach pod Warszawą, w branży rolniczej, było to nawet 13-15 zł - mówił Inglot. W tym samym czasie przeciętna pensja w sektorze przedsiębiorstw wzrosła o około 5 proc.
href="https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/wynagrodzenia-place-dane-gus-srednia-krajowa,128,0,2373248.html">
Stawki dla pracujących w naszym kraju obywateli Ukrainy przekroczyły także poziom ustawowej pensji minimalnej - 13 złotych brutto na godzinę, co przy umowie zleceniu daje wypłatę „na rękę” w wysokości 9,73 zł. Zdaniem szefa Personnel Service, stawka będzie zbliżać się do 14-15 zł za godzinę pracy.
Wzrost pensji dla imigrantów zarobkowych może osłabić lub zahamować wzrost pensji w Polsce zdaniem 42 proc. pracujących Polaków. Równocześnie niemal 90 proc. pracowników nie boi się o to, że pracownicy zza wschodniej granicy odbiorą im miejsce pracy.
Pracują tylko tam, gdzie brakuje Polaków
W tym kontekście warto zaznaczyć, że imigracja z Ukrainy ma charakter komplementarny, co oznacza, że napływający pracownicy zajmują miejsca w branżach, gdzie rąk do pracy brakuje. To sytuacja coraz bardziej powszechna za sprawą rewolucji, która dokonała się na krajowym rynku pracy.
- Przeszedł on w bardzo krótkim czasie niezwykłą drogę. W lutym 2013 r. bezrobocie wyniosło 14,4 proc. W ciągu czterech lat zniknęło z rejestrów 1,2 mln osób bezrobotnych, a 100 tys. dotychczas biernych zawodowo podjęło aktywność. W tym samym okresie pojawiło się 2 mln oświadczeń o zatrudnianiu cudzoziemców, a rynek nie odczuwa nadmiaru pracowników. Przeciwnie, wciąż ich brakuje - mówił Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Związku Pracodawców RP.
Tak szybkiej zmiany i dojścia do punktu charakterystycznego dla rozwiniętych gospodarek nie przewidywał nikt. W założeniach ustawy budżetowej na rok 2014 zakładano, że bezrobocie na koniec 2017 r. wyniesie około 12 proc. - Wszystko wskazuje na to, że będzie się kształtowało w okolicy 7 proc. - dodał Kozłowski.
Polska krajem imigracyjnym
W tym samym okresie Polska z punktu widzenia transferów finansowych, tj. wysyłanych przez obywateli pieniędzy, stała się z krajem imigracyjnym. Przez lata byliśmy państwem emigracyjnym. Najprościej rzecz ujmując, więcej środków jest obecnie z Polski wysyłanych za granicę, niż trafia do nas z innych państw.
Zobacz też, jak Ukrainki pracujące w Polsce wykupywały swoje dzieci z wojska:
Według szacunków Personnel Service do końca roku w Polsce złożonych zostanie około dwóch milionów oświadczeń o zatrudnieniu osób z Ukrainy. Ponad 900 tys. z 948 tys. dokumentów o zatrudnieniu cudzoziemca złożonych do końca czerwca dotyczyło obywateli Ukrainy. W przyszłym roku liczba zatrudnionych obywateli Ukrainy ma sięgnąć trzech milionów. Dane ukraińskich urzędów mówią o tym, że w modelu idealnym do Polski mogłoby przyjechać łącznie 5,4 mln Ukraińców.
- To dla pracodawców oznacza spokojny czas, w którym będziemy mogli myśleć o wzroście PKB i zwiększaniu produkcji - zauważył Inglot.
Problem z zatrudnianiem
Chociaż pracownicy ze Wschodu są przez większość firm oceniani neutralnie, a ich zaangażowanie w pracę, według przedsiębiorców, często przewyższa zaangażowanie pracowników z Polski, to bariery w zatrudnianiu kolejnych są codziennością.
Pracodawcy za największa przeszkodę uznają przepisy, według których obywatel Ukrainy może być zatrudniony w Polsce przez 6 miesięcy, a następnie pół roku musi spędzić w swoim kraju. Przepisy mają się wkrótce zmienić w taki sposób, by legalnie pracować mogli przez 9 miesięcy.
Równocześnie część firm ułatwia swoim pracowników pozostanie w Polsce na dłuższy czas. Po trzech miesiącach pracy, tj. po skutecznym wdrożeniu, rozpoczynają procedurę zmierzająca do wydania kart pobytu, dzięki czemu zatrudnieni mogą pozostawać w Polsce przez lata.
Eksperci przekonują, że zmiany prawa powinny zmierzać przede wszystkim w stronę zatrzymywania napływowych pracowników w Polsce na stałe. Najlepiej, by były to rodziny z dziećmi. Po osiedleniu w naszym kraju zazwyczaj porzucają bowiem pomysł na powrót do ojczyzny, dzięki czemu zmniejsza się transfer gotówki za granicę i rośnie konsumpcja.
Rosnąca liczba osiedlających się na stałe w Polsce Ukraińców może także wspomóc system ubezpieczeń społecznych. Aktualnie jedynie 270 tys. naszych wschodnich sąsiadów płaci w Polsce składki emerytalne i zdrowotne. W tym kontekście warto zaznaczyć, że odpowiednio długi staż pracy pozwoli im na uzyskiwanie emerytur w naszym kraju.
Co więcej, kolejni pracownicy spoza Polski wspierają boom budowlany. Choć przez kilka pierwszych lat nie stać ich na zakup mieszkania, to lokum wynajmują, bądź robi to za nich pracodawca.
Język przestaje być problemem
Choć regularniepojawiają się informacje o problemach komunikacyjnych z osobami ze Wschodu zatrudnianymi w Polsce, to dane mówią o czymś zupełnie innym.
Kwestia bariery językowej w przypadku pracowników ze Wschodu nie jest problemem, ponieważ - jak wskazali pracodawcy - po 2-4 tygodniach wdrożenia możliwa jest podstawowa komunikacja na linii pracownik - brygadzista. We wskazanym przykładzie Krzysztof Inglot powołał się na brygadzistę, bowiem głównym sektorem zatrudniania Ukraińców w Polsce jest sektor produkcyjny. Rosnące jest także zatrudnienie w sektorze usług - branże budowlana i rolnicza zatrudniają około 30 proc. wszystkich imigrantów zarobkowych ze Wschodu.
W większości przebadanych firm Ukraińcy stanowili nie więcej niż 5 proc. załogi, choć w jednej na dwanaście było to od 25 do 50 proc. wszystkich zatrudnionych. Wbrew pozorom, to małe i średnie firmy, a nie duże koncerny, powszechniej zatrudniają obywateli Ukrainy.
Przypadki negatywnego stosunku do Ukraińców wśród polskich pracowników niemal nie występują. Tylko 7 proc. przyznało, iż ma do nich negatywny stosunek. Co ciekawe, największy był on wśród osób najmłodszych - od 18. do 34. roku życia, a wśród najstarszych aktywnych zawodowo nikt nie wskazał takiej odpowiedzi.
Zbawienie dla gospodarki
Eksperci postulują, by rząd nie zatrzymywał się na dziewięciomiesięcznym okresie pracy, ale wdrażał kolejne działania, które spowodują, iż polski rynek stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny dla obywateli Ukrainy.
- Konkurencja nie śpi. Nie jesteśmy jedynym krajem, który odczuwa ożywienie. Trend widać także na Zachodzie oraz w regionie. Jeśli pracownik po 6 miesiącach ma wyjechać na pół roku, to nietrudno będzie mu podjąć decyzję o zmianie kraju, gdy ktoś zaoferuje mu lepsze warunki. Oczywiście Niemcy zapłacą więcej, ale możemy przecież zyskać przewagę dzięki ułatwieniom w podejmowaniu zatrudnienia. Jeśli będziemy czekać, inne kraje staną się bardziej atrakcyjne - ostrzegł główny ekonomista Związku Pracodawców RP.
Jeszcze dalej idzie w propozycjach Krzysztof Inglot, który proponuje całkowite otwarcie rynku pracy dla specjalistów w branżach, w których notujemy stały deficyt pracowników lub prognozujemy, że taki deficyt się pojawi. W tym kontekście mówił o lekarzach oraz białym personelu medycznym, kierowcach ciężarówek, elektrykach, spawaczach czy operatorach wózków widłowych.
- Gdyby nie dwa miliony pracowników z Ukrainy, sytuacja na polskim rynku pracy byłaby zaburzona. Doprowadziłaby do braku równowagi między podażą a popytem na pracę, co spowodowałoby gwałtowne podwyżki płac. Oczywiście w UE zarabia się trzy razy więcej niż w Polsce, ale te kraje dochodziły do tego kilkadziesiąt lat. My musimy na to poświęcić jeszcze kilkanaście. Nie można tego zrobić w 2-3 lata - stwierdził szef Personnel Service.
- Pracownicy z Ukrainy są zbawieniem dla gospodarki z punktu widzenia koniunktury. Fala imigracji nałożyła się na pędzący pociąg rozwoju gospodarczego i firmy wchłonęły tych pracowników - podsumował.