Komisja Europejska dotrzymała obietnicy – przedstawiła dwa projekty dyrektyw, które umożliwia opodatkowanie największych firm zarabiających w sieci. Choć zastrzega, że jej celem nie są konkretne firmy, nie jest tajemnicą, że dokumenty to efekt działań Facebooka, Amazona, czy Google'a.
O tym, że największe globalne koncerny za nic mają sobie płacenie podatków wiadomo nie od dziś. Niejednokrotnie śmiały się w twarz nawet najsilniejszy państwom, jak np. wtedy, gdy okazało się, że Facebook w Zjednoczonym Królestwie zapłacił w 2014 r. 4327 funtów. Choć Londynowi udało się przymusić cyfrowe koncerny do uczciwszego płacenia swoich zobowiązań, to odprowadzane daniny i tak nijak mają się obowiązujących stawek.
Wojnę takiej praktyce przed kilkunastoma miesiącami postanowiła wypowiedzieć Komisja Europejska. Na razie zdołała przygotować dwa projekty dyrektyw – jedna jest na tyle rozbudowana, że urzędnicy słusznie obawiają się, iż jej wdrożenie potrwa wiele lat. Z tego względu niejako na okres przejściowy przygotowano przepisy, które budżetom państw członkowskich przyniosą nawet 5 mld zł.
- Rewolucja cyfrowa zmieniła sposób w jaki firmy tworzą wartość – powiedział odpowiedzialny za projekty komisarz ds. finansowych i gospodarczych Pierre Moscovici. Równocześnie dodał, że na tę rewolucję nie załapały się przepisy podatkowe. – Wymyślono je przed stuleciem. W erze zdecydowanie przedinternetowej – rzucił i przypomniał, że obecnie 9 z 20 najdroższych firm na świecie to przedsiębiorstwa cyfrowe. Bruksela nie chce pozwolić im na bezkarne unikanie opodatkowania ze względu na słabość przepisów.
Pierwszy z projektów ma zmienić sposób opodatkowania osób prawnych, czyli zasady wyliczania CIT. Komisja proponuje, by podatek od zysku był płacony w państwie, gdzie forma „utrzymuje znaczące interakcje z użytkownikami kanałów cyfrowych” niezależnie od miejsca zarejestrowania swojej siedziby. Równocześnie w dokumencie oszczędzono „najmniejsze” cyfrowe przedsiębiorstwa. By podlegać nowemu obowiązkowi firma nazwano „platformą cyfrową” zarabiała w danym państwie ponad 7 mln euro, miała w nim ponad 100 tys. użytkowników w ciągu roku podatkowego lub zawarła ponad 3 tys. umów na świadczenie usług.
Trudnością w realizacji tego pomysłu jest fakt, że wchodzi on w zakres przepisów o tzw. skonsolidowanej podstawy opodatkowania osób prawnych. A w ich sprawie od lat dogadać się nie mogą państwa członkowskie.
Ze świadomości problemu w Brukseli narodził się drugi projekt. Można nazwać go przepisami tymczasowymi. Zakłada on, że podatki w państwie członkowskim musi odprowadzać firma, która zarabia na tym, że z jej usług ktoś korzysta w sieci, a ona oferuje klientom biznesowym powierzchnię reklamową lub dane o klientach indywidualnych.
Rewolucja prawna może okazać się zupełnie nietrafionym pomysłem. Proces tworzenia prawa w UE jest niezwykle czasochłonny i raczej nie nadąży za trwającą cyfrową rewolucją. Świadczą o tym liczby – jak pisaliśmy 9 z 20 największych firm na świecie działa online. Jeszcze 10 lat temu była tylko jedna taka korporacja.