W kolejnym planie siedmioletnim stracimy prawie 20 mld euro funduszy europejskich. Premier Morawiecki już zapowiedział, że Polska nie zgodzi się na takie cięcia. Rzecz w tym, że Polska i tak będzie z budżetu Unii dostawać najwięcej.
Unijna polityka spójności obejmuje środki z trzech funduszy: Funduszu Rozwoju Regionalnego (ERDF), Funduszu Socjalnego (ESF) i Funduszu Spójności, które mają za zadanie wyrównywać poziom w regionach Unii. Polska dostaje najwięcej i w kolejnej siedmiolatce nasze pierwszeństwo w braniu z unijnego budżetu się nie zmieni. Tyle że w nowym budżecie Unii to „najwięcej” będzie dużo mniejsze.
Według nieoficjalnych dokumentów Komisji Europejskiej, do których dotarł brytyjski dziennik "Financial Times", do Polski w latach 2021-2027 trafi 64,4 mld euro. W obecnej siedmiolatce 2016-2020 ma to być 83,9 mld euro, czyli wychodzi na to, że środki dla nas okrojone będą aż o 23 proc.
Jak zauważa "Financial Times", pieniądze na politykę spójności zostały generalnie dla wszystkich krajów obcięte o 10 proc. do 330 mld euro, a to najprawdopodobniej konsekwencja Brexitu i związanej z tym utraty części wpływów do wspólnego budżetu. Ale to Europie Wschodniej „dostało się” najbardziej. Straciła aż 30 mld euro i to właściwie na naszym regionie zrobiono oszczędności.
- Na pewno się na nie (propozycje - red.) nie zgodzimy. Nie tylko my, ale też wszystkie inne kraje - oznajmił premier Morawiecki na konferencji prasowej. Minister rozwoju Jerzy Kwieciński uważa, że takie cięcia są „kompletnie nie fair”.
Całe zamieszanie wzięło się z nowych kryteriów przyjętych przez Komisję Europejską. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej miały skorzystać na członkostwie w UE od 2004 roku nieproporcjonalnie bardziej niż inne kraje. Komisja argumentuje, że nowe podejście odzwierciedla „ewolucję nierówności” w Europie od kryzysu finansowego.
Podobne proporcje cięć jak w przypadku naszego kraju dotknęły Węgry, Czechy, Maltę, Litwę i Estonię. Dostaną po 24 proc. mniej niż w trakcie obecnego budżetu. Dla dwóch ostatnich byłoby gorzej, gdyby nie przyjęto maksymalnego poziomu redukcji o 24 proc. Dziennik podaje, że groziło im nawet zredukowanie funduszy o 45 proc. Wprowadzono jednak korekty mające uchronić najbiedniejsze regiony.
To nie kara, ale nowe kryteria
Ktoś mógłby podejrzewać, że cięcie kwot dla Polski i Węgier to konsekwencja oporu przed przyjmowaniem imigrantów czy innych kwestii, które najwyżsi urzędnicy Wspólnoty uznają za istotę demokracji, a my jesteśmy z nimi na bakier. Nic bardziej mylnego. Skonstruowano kryteria, które są równie "obiektywne" co poprzednie, tyle że akurat ten nowy obiektywizm zabrał środki z naszego regionu.
Zmieniono regułę dla „regionów transformacji”, która przedtem mówiła o mniejszej niż 90 proc. średniej unijnej PKB per capita, a teraz mówi o krajach pomiędzy 75 a 100 proc. średniej. Oprócz PKB na głowę dodano jeszcze kryteria: bezrobocie młodych, poziom edukacji, imigracja w latach 2014-2017 oraz emisja CO2. Jeśli nie jest w naszym przypadku brana pod uwagę imigracja z Ukrainy, to dwa ostatnie kryteria działają na naszą niekorzyść.
Nie jest jednak tak, że cięto wszystkim. Więcej pieniędzy trafi do najwyraźniej potrzebujących wsparcia krajów południa Europy. 3,7 mld euro podwyższonych środków skierowane będzie do Hiszpanii, Włoch, Grecji i na Cypr. Najbardziej procentowo wzrosły pieniądze dla Bułgarii, Grecji i Rumunii, jednak wartościowo - dla Włoch, Rumunii i Hiszpanii.
Włochy są drugim krajem po Polsce, który dostaje najwięcej z polityki spójności (38,6 mld euro). Nie zmienią się fundusze dla Belgii, Szwecji, Danii, i Holandii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl