PE uważa, że szefowie państw i rządów, czyli Rada Europejska, powinni uznać na październikowym szczycie, iż podczas dotychczasowych rund negocjacyjnych nie nastąpił "znaczący postęp", chyba że prawdziwy przełom nastąpi w kolejnej, piątej rundzie rozmów.
Przegłosowana we wtorek rezolucja dotyczy ochrony praw obywateli UE oraz Wielkiej Brytanii, zobowiązań finansowych Wielkiej Brytanii wobec UE oraz granicy między Irlandią a Irlandią Północną.
Przejście do drugiej fazy rozmów oznaczałoby możliwość otwarcia negocjacji na temat przyszłych relacji handlowych między UE a Wielką Brytanią, na czym szczególnie zależy Londynowi.
Koniec w 2019 r.?
19 czerwca oficjalnie ruszyły negocjacje w sprawie warunków, na jakich ma dojść do rozwodu Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej. Jak oceniają eksperci, zmienione musi zostać przynajmniej 20 tys. przepisów. Na razie porozumiano się tylko co do priorytetów i kalendarza rozmów. W poniedziałek 26 czerwca ma być opublikowany szczegółowy dokument przedstawiający założenia propozycji Brytyjczyków.
Uzgodniono, że sesje negocjacyjne będą organizowane raz w miesiącu i wyznaczono ich daty w okresie od 17 lipca do 9 października. Zgodnie z unijnym harmonogramem negocjacje powinny zakończyć się w ciągu dwóch lat od uruchomienia artykułu 50. traktatu UE, czyli do 29 marca 2019 roku.
**Funt - największym przegranym**
23 czerwca 2016, Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej. Niemożliwe stało się więc możliwe. Mimo sondaży wskazujących na zupełnie inny wynik, górę wzięły antyeuropejskie nastroje.
Przed ogłoszeniem wyników media ekonomiczne na całym świecie ostrzegały przed negatywnymi skutkami rozwodu Wielkiej Brytanii z UE. Przede wszystkim dla samych Brytyjczyków, którzy konsekwencje mieli odczuć na niemal wszystkich polach i to już zaraz po referendum. Inwestorzy mieli uciekać z tego rynku, a gospodarka miała zdecydowanie wyhamować. Z perspektywy czasu okazuje się, że oprócz znaczącej przeceny funta, większych szkód nie ma.
- Wielu obserwatorów oczekiwało zapaści w inwestycjach na rynku brytyjskim, a do tej pory nic takiego nie miało miejsca - przyznaje w rozmowie z money.pl Enrique Diaz, analityk Ebury. Jednocześnie podkreśla, że statystyki się pogorszyły i inwestycje są rzeczywiście mniejsze niż przed referendum.
Najbardziej odczuwalna przez Brytyjczyków jest jednak przecena funta. I to główny przegrany Brexitu. Jak dotychczas. Wręcz świetnie wygląda kondycja na rynku pracy. Obawy przed Brexitem nie powstrzymały spadającego bezrobocia, które w kwietniu znalazło się na poziomie 4,6 proc. Ostatni raz tak niski odsetek ludzi bez pracy był na Wyspach w 2005 roku. A w międzyczasie bezrobocie przekraczało 8 proc.