Pochodzący z Barcelony Manuel Valls oświadczył, że boi się o Francję, bo skrajna prawica może nad Sekwaną wkrótce dojść do władzy. Pomogą jej w tym tradycyjne partie demokratyczne na lewicy i prawicy.
Vallsowi, jako szefowi socjalistycznego rządu nie wypadało przyznać się do braku sukcesów w rozprawieniu się z bolączkami Francuzów - bezrobociem i zastojem gospodarczym, toteż stwierdził, że lewica jest podzielona, a część gaullistowskich sympatyków centroprawicowej partii UMP chce głosować na Marine Le Pen.
Valls przypomniał, że już przed kilkoma miesiącami ostrzegał, iż Front Narodowy stuka do bram władzy. W wyborach europejskich skrajna prawica zdobyła dwadzieścia pięć procent głosów. W wyborach departamentalnych, zdaniem premiera, może uzyskać trzydzieści, a zatem Manuel Valls nie widzi powodu dla którego Front Narodowy miałby nie wygrać wyborów prezydenckich.
I to wcale nie w roku 2022, ani w 2029, lecz tych najbliższych, w 2017-stym. W obliczu takiej sytuacji Valls jest gotów na stałe konsultacje z byłym prezydentem Nicolasem Sarkozym, liderem UMP, aby wspólnie zbudować front przeciwko skrajnej prawicy Marine Le Pen.
Czytaj więcej w Money.pl