Dotyczy to wszystkich. Niezależnie od wykonywanej pracy. Inaczej nie będą w stanie pracować –wyjaśnia profesor w rozmowie z Kazimierzem Krupą w programie „Biznes Mówi”. - Jednocześnie jednak nie można zepsuć wysublimowania kształcenia elit – zastrzega.
Dlaczego wyższe studia staną się nie szczytem aspiracji, ale absolutną podstawą? Ze względu na tempo przemian, które zachodzą w świecie. Na globalizację i technologię. To konsekwencja zmian, których nie odwrócimy…
70 proc. zawodów przestanie istnieć
Jak przypomina profesor, do niedawna obraz świata kształtowały elity. Ale to już przeszłość.
- Elity straciły wiarygodność. Nie były w stanie zapobiec degradacji klasy średniej w krajach wysoko rozwiniętych. Ta degradacja jest spowodowana z jednej strony globalizacją, a z drugiej rozwojem technologii – stwierdza.
Oznacza to rozpad klasy średniej w takim kształcie, jaki znamy dzisiaj.
- Będą dwie grupy ludzi – do sprzątania i projektowania robotów. Znika cała rzesza, która wykonywała prace wymagające średnich kwalifikacji, średnio płatne, ale pozwalające na życie na średnim poziomie, kształcenie dzieci. To wszystko legło w gruzach. Prawdopodobnie połowa, a niektórzy mówią, że nawet 70 proc. zawodów przestanie istnieć – prognozuje Andrzej Koźmiński.
Zauważa, że na ten obraz trzeba jeszcze nałożyć emigrację. Ludzi, którzy przybywają z biednego świata do zamożnego głodni i gotowi pracować za małe pieniądze. Jednocześnie wielu z dysponuje kwalifikacjami, cenionymi na rynku pracy. Przykład? Choćby programiści z Indii.
- Klasa średnia powiedziała sobie tak: „elity nas zdradziły, nie możemy im ufać”. A technologie podsuwają mnóstwo cudownych i bardzo łatwych recept. Pojawiają się antyszczepionkowcy, płaskoziemcy, dostawcy przepisów ekonomicznych, a technologia to wszystko niesie, czyni dostępnym dla każdego. W każdej chwili. W autobusie, na spacerze, pod prysznicem możemy się dowiedzieć, że Ziemia jest płaska, a szczepionki szkodzą. I to są teorie, które ludziom odpowiadają, bo ludzie są przestraszeni. I racjonalność powoli ustępuje pola emocjonalności – ocenia profesor.
- Nie mam wątpliwości, że nadchodzi okres intensywnych konfliktów – dodaje. Dlatego potrzebna jest edukacja – już nie tylko na poziomie podstawowym. Nie tylko by znaleźć pracę, ale patrząc szerzej – aby społeczeństwa potrafiły sprostać przemianom, które w nich zachodzą.
Jak wykształcić noblistę
Tylko czy polski system edukacji jest w stanie sprostać takiemu wyzwaniu? W rankingach światowych nasze uczelnie wyższe wypadają gorzej, niż słabo. Szczególnie widać to w Akademickim Rankingu Uniwersytetów Świata, zwanym zwyczajowo rankingiem szanghajskim. Jedyne dwie uwzględnione uczelnie z naszego kraju, czyli Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński, notowane są odpowiednio w czwartej i w piątej setce rankingu.
- Ranking szanghajski jest niezwykle specyficzny. To jest, powiedziałbym, waga ciężka. Tam liczą się uczelnie, które są w stanie stworzyć środowisko dla kilku lub kilkunastu noblistów, którzy gromadzą wokół siebie grupę ludzi o wysokich dokonaniach naukowych. I tutaj niestety nie wróżę nam wielkiego sukcesu. Nie chodzi wyłącznie o pieniądze. Ale także o stworzenie klimatu dla nauki, całej społecznej i naukowej infrastruktury. Tego nie da się szybko zrobić, niezależnie od tego, ile wydamy na to pieniędzy – uważa Koźmiński.
Dodaje jednak, że to nie znaczy, że nasze uczelnie są złe.
- Jeśli idzie o sprawność edukacyjną, szczególnie w takich dziedzinach jak ekonomia, zarządzanie, muzyka, sztuka, sport, pewne zawody medyczne, to jesteśmy w stanie i mamy potencjał, by znaleźć się jeśli nawet nie w czołówce światowej, to w tej dobrej średniej kategorii. Myślę, że na to nas stać i ten potencjał jest dość wyraźny – wskazuje. - Jest kilka polskich uczelni, które ubiegają się o międzynarodowe akredytacje. Więc mamy szansę znaleźć się w tej średniej klasie i stać się graczami na globalnym rynku edukacyjnym. Bo ten rynek nie jest już lokalny, ale globalny, jak wszystko – dodaje.
Jak uniknąć czerwonego turbanu
I tu Koźmiński widzi wyzwanie dla uczelni i ich wykładowców. Żeby nie zakładali „czerwonych turbanów”, o których szyderczo pisał Tadeusz Różewicz: „Profesor pod parasolem, w czerwonym turbanie na głowie, wykłada metafizykę, radzi wdychać pranę. Bzdura, obłuda i fałsz”.
- To przestroga. Przestroga przed rytualizmem, nauką napuszoną, pretensjonalną, która w środku nie skrywa nic. Nauka ma sens tylko wtedy, gdy ma dobre oparcie w praktyce. Albo jest uznawana przez międzynarodowy świat nauki – mówi.
Czy to oznacza, że profesor ma być partnerem, przyjacielem, dostępnym dla studenta online? – Tak – mówi krótko Andrzej Koźmiński. - Czas, kiedy profesorom na katedrach przysługiwał status quasi boski, jest już za nami.