Cięcia siatek połączeń lub nawet całkowita ich likwidacja na wsiach i w małych miejscowościach to prawdziwa plaga. Dotyczy to zarówno państwowych PKS-ów, jak i prywatnych przewoźników. A osób dotkniętch komunikacyjnym wykluczeniem gwałtownie przybywa. Ci, którzy nie mają prawa jazdy i samochodu, mają ogromne problemy z przemieszczaniem się.
Jak informuje next.gazeta.pl, w ciągu ostatnich tygodni i miesięcy ubyło sporo autobusów. Łódzki PKS nie będzie już obsługiwał komunikacji do Tuszyna i Szydłowa, PKS Chełm nie będzie już woził pasażerów do Bogdanki.
Ponadto, jak ostatnio infromowaliśmy za "Dziennikiem Gazetą Prawną", PKS Gniezno zlikwidował część kursów do pobliskich miejscowości. Dodatkowo przewoźnik zawiesił całkowicie przewozy w okresie ferii zimowych. A niebawem zapewne zupełnie je zlikwiduje, bo ma 2 mln zł długów i od jesieni jest w stanie upadłości.
PKS Gniezno to jedno z kilkunastu takich przedsiębiorstw, którą wciąż należą do Skarbu Państwa. Według obliczeń Klubu Jagiellońskiego, aż 13,8 mln mieszkańców Polski żyje w gminach, które nie mają zorganizowanego transportu publicznego.
- To są miejsca, gdzie zupełnie nic nie jeździ, lub takie, gdzie może są jakieś kursy, ale one nie zostały nigdzie umocowane i zamówione. Jeśli kierowca zaśpi, to autobus nie przyjedzie i nikt go za to nie ukarze - powiedział "DGP" Bartosz Jakubowski, ekspert ds. transportu z Klubu Jagiellońskiego.
- Problem wykluczenia komunikacyjnego nasila się. W ostatnim czasie lawinowo rośnie liczba obszarów, na których komunikacja autobusowa zamiera. Nie dotyczy to wprawdzie dużych miast czy aglomeracji, ale praktycznie wszystkich obszarów wiejskich. I właśnie to jest najbardziej przykre. Ani z poziomu centralnego, ani z wojewódzkiego nie docenia się problemu lokalnych społeczności - dodał Jakubowski w rozmowie z portalem gazeta.pl.
Jak podkreślił, to nie jest kwestia tylko wykluczenia komunikacyjnego, ale szerzej standardu życia.
- Jeśli nie da się się dojechać do lekarza, nie ma szansy na leczenie, nie ma jak dojechać do szkoły nie ma mowy o podnoszeniu wykształcenia. Mieszkańców zmusza się do podróży samochodem, choć nie każdy może sobie pozwolić ze względu na wiek, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną - powiedział.
Prywaciarze też mają problem
Likwidowanie autobusowych połączeń to nie tylko problem kontrolowanych przez skarb państwa PKS-ów. Ograniczenia i likwidację połączeń wprowadzają też prywatni przewoźnicy. Jak informuje "DGP", wśród nich jest np. Arriva, która od lipca zamknie swoje oddziały w Węgorzewie, Kętrzynie, Bielsku Podlaskim, Sędziszowie Małopolskim, Prudniku i Kędzierzynie-Koźlu. Z kolei izraelski Mobilis zakończył lub drastycznie ograniczył działalność kilku dawnych PKS-ów w Ostrołęce, Mławie czy Płocku.
Tuż przed Bożym Narodzeniem Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło, że w styczniu rząd zajmie się nowelizacją przepisów, które powinny ograniczyć "białe plamy" komunikacyjne. Zmiana miałaby polegać na nałożeniu na marszałków województw obowiązku tworzenia planów transportowych, które określałyby niezbędną siatkę połączeń.
Jak podaje gazeta.pl, system transportu publicznego ma jednak ruszyć nie wcześniej niż w roku 2022. Do tego czasu sytuacja lokalnych przewoźników może się jeszcze bardziej pogorszyć.
Kontrola NIK
Najwyższa Izba Kontroli - w raporcie z 2016 r. - poinformowała, że "samorządy na ogół nie były zainteresowane organizowaniem publicznego transportu zbiorowego dla mieszkańców" oraz "ograniczały się do administrowania tym transportem, czyli m.in. wydawania zezwoleń i określania przystanków komunikacyjnych."
Połowa skontrolowanych samorządów nie badała też lokalnych potrzeb przewozowych, choć był to ich obowiązek. A lokalnych przewoźników sprawdzał jedynie co czwarty skontrolowany powiat - podała NIK.
Od początku 2017 r. budżet państwa finansuje wyłącznie przewozy o charakterze użyteczności publicznej i tylko zawarcie umów przez samorządy pozwoli mieszkańcom na dalsze korzystanie z uprawnień do bezpłatnych lub ulgowych przejazdów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl