- Wszyscy nasi klienci mają lód - zapewnia Łukasz Agnieszczak, dyrektor handlowy z Ice Art, największej w Polsce fabryki lodu. Tymi słowy dementuje informacje o brakach w hurtowniach. Spółka od 2004 roku chłodzi Polaków, gdy ci tego potrzebują. Robi to na wiele sposobów. Oprócz zwyczajnych kostek do napojów można pod Wrocławiem zamówić: bary lodowe, rzeźby, loga, naczynia, a nawet śnieg.
Po co komu śnieg latem? - To specjalne zamówienia na imprezy. Robiliśmy ostatnio śnieg, którym klient pokrył rampy i goście eventu zjeżdżali po nich na sankach. Klientom indywidualnym śniegu w paczkach nie oferujemy - mówi Agnieszczak. Ice Art produkuje obecnie około 25 ton lodu na dobę. Jeszce kilka lat temu przy innej technologii i innych maszynach było to kilkanaście ton.
- Docelowo chcemy produkować nawet 100 ton, takie jest zapotrzebowanie, które bez przerwy rośnie, a przy upałach jest nawet kilkunastokrotnie większe. Jednak dajemy radę. Produkujemy na 120 proc. Cały proces jest mocno wyżyłowany, załoga pracuje na dwie zmiany - mówi Agnieszczak.
Nasz rozmówca nie chce wchodzić w szczegóły kadrowe i nie zdradzi nam, ilu zatrudnia kierowców. Jedno jest pewne. Praca przy lodowej taśmie jest teraz zapewne jedną z bardziej pożądanych. Nie jest jednak tajemnicą, że firma wysyła lód również do Niemiec i Czech.
Eksport lodu na Islandię
Choć zdążają się bardziej egzotyczne kierunki. - Mieliśmy zamówienia nawet z Islandii i Norwegii, do której wysłaliśmy trzy kontenery. To trochę tak jakby eksportować piasek do Egiptu. Nie pytaliśmy jednak o przyczyny. Zależało nam tylko na zrealizowaniu zamówienia - mówi Agnieszczak.
Ceny hurtowe, jak i koszty produkcji objęte są tajemnicą. Nie możemy jednak powstrzymać się przed pytaniem o zyskowność lodowego interesu. - Powiedziałbym, że kasy jest jak lodu, ale zawsze mogłoby być lepiej - konkluduje dyrektor handlowy Ice Art. Lepiej będzie, bo lato jeszcze przed nami.
- Jesteśmy na wojnie lodowej. Walczymy bez wytchnienia. Przy 30 stopniach jest co najmniej kilkunastokrotnie większy poziom zapotrzebowania na nasze produkty i mamy pełne ręce roboty - mówi money.pl jeden z kierowców spółki, który szybko kończy rozmowę i wskakuje do ciężarówki.
Lodowe pogotowie
Na długie rozmowy nie ma też czasu Jarosław Mroczkowski z pogotowia lodowego w Warszawie, które zmrożoną wodą spod Wrocławia ratuje topiących się na słońcu mieszkańców Stolicy.
- Dziennie dostajemy około 600-800 telefonów. Niemalże każde z tych zamówień jest pilne. Dla nas to nie nowina, bo jakoś zawsze wszyscy restauratorzy zapominają o lodzie i potem błagają nas o szybką dostawę. Słyszymy potem niemalże modlitwy, zapewnienia, że nie mają już ani kosteczki i obietnicę pysznych posiłków dla naszych kierowców - opowiada.
Nasz rozmówca przekonuje, że niezwykle ciężko poradzić sobie z tym naporem. - Czasem czuje się jak diler jakiegoś narkotyku. On też słucha błagań, tyle że w mojej branży spotykam się z innego rodzaju ciśnieniem. To nie jest presja ze strony dzwoniących, oni są przekaźnikiem tego, co wyprawiają goście, jak nie ma lodu w upał. My z kolei jesteśmy ostatnią deską ratunku - mówi Jarosław Mroczkowski.
Mimo tego, że wielu zdesperowanych zaopatrzeniowców dużych hoteli i restauracji chętnie dopłaciłoby do usługi ekspresowej, to nie ma jej w cenniku. - My tak nie działamy. Nie stosujemy podwójnych standardów. Staramy się jak najszybciej dostarczyć lód do wszystkich potrzebujących - mówi Mroczkowski. W pogotowiu lód kosztuje 2,4 zł za 1,1 kg.
3 tony lodu do basenu
Ceny większych opakowań lodu w kostkach i kruszonego można negocjować, ale oscylują w okolicach 2 zł za kg. Mroczkowski nie kryje, że podczas upałów interes świetnie się kręci, ale o konkretnych liczbach i sumach nie chce mówić. Można sobie jednak wyobrazić, że zyski są ogromne.
Jego rodzinna firma działa w zasięgu ok. 6 tys. punktów gastronomicznych Warszawy. Niech tylko 10 proc. z nich zamówi lód i już z tego robi się 600 dostaw. To prawdziwe wyzwanie.
- To bardzo ciężka praca. Po upalnym tygodniu muszę się rehabilitować. Nasze 4 samochody jeżdżą non stop od 8 do 23 w dni powszednie, a w weekendy nawet do 2 w nocy. W zeszły weekend rozwieźliśmy 20 ton lodu i to tylko w centrum Warszawy. Tyle zazwyczaj dostarczamy w tydzień - wyjaśnia Mroczkowski.
Za te 20 ton lodu firma zainkasowała szacunkowo ok. 40 tys. zł i to w jeden tylko weekend. A będzie zapewne tylko lepiej, bo będzie jeszcze cieplej. Sprzedaż nakręcają nie tylko restauracje. Dużym odbiorcą są np. instytuty badawcze. Lód potrzebny jest np. do badania wytrzymałość elementów samolotów. Strzela się do nich z lodu i sprawdza odporność na takie chłodne traktowanie. Naukowcy regularnie zamawiają setki kilogramów lodu.
Ten niezwykle pożądany obecnie towar zamawiają też odbiorcy indywidualni. Nie zawsze są to kilogramy. - Jeden z klientów zamówił kiedyś 3 tony lodu, które przesypał do basenu - mówi Mroczkowski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl