Z krótkiej relacji posła Henryka Kowalczyka z PiS, który przedstawił sprawozdanie z prac połączonych Komisji Finansów Publicznych oraz Komisji Polityki Społecznej i Rodziny nad rządowym projektem likwidującym OFE, wynika, że w sprawie likwidacji OFE Zjednoczona Prawica ustąpić nie zamierza.
Chociaż głosowano już w Sejmie nad całkowitym odrzuceniem projektu i rozpoczęciem prac na nowo, wnioski nie zyskały wymaganego poparcia.
Jedyną istotną poprawką, którą przyjęły sejmowe komisje i którą wymienił poseł Kowalczyk, jest zwolnienie środków zgromadzonych przez Polaków w OFE z podatku dochodowego w razie śmierci ubezpieczonego.
Ustawa i wielkie emocje
Najbardziej kontrowersyjne zapisy w ustawie dotyczące m.in. wprowadzenia opłaty przekształceniowej w wysokości 15 proc. kapitału zgromadzonego w OFE (w przypadku decyzji o przeniesieniu środków do IKE) oraz brak możliwości dziedziczenia środków z OFE po przeniesieniu ich do ZUS – pozostały niezmienione.
Adam Śnieżek z PiS bronił rządowego projektu, nazywając go szansą na naprawę systemu emerytalnego w Polsce. Przypomniał, że masowy transfer środków z OFE do ZUS, który nastąpił w 2014 r. za rządów PO, miał na celu wyłącznie ratowanie finansów państwa.
- Teraz ubezpieczeni w OFE sami zdecydują o przeniesieniu swojej własności. Środki te to prywatna własność, będą nienaruszalne – zapewnił Śnieżek.
Jak zaznaczył, 15 proc. opłata jednorazowa to zryczałtowany podatek dochodowy. - Emeryci, którzy otrzymują świadczenie z ZUS, również odprowadzają podatek dochodowy oraz niektóre składki – porównał poseł.
Wystąpienie to oburzyło Marka Sowę, posła KO, który zaczął swoją wypowiedź od tego, że rząd Zjednoczonej Prawicy znowu próbuje przeforsować niekorzystną dla Polaków ustawę pod osłoną nocy. - Ta ustawa to skok na oszczędności Polaków! – skwitował krótko.
Nie ma dobrego wyboru?
Sowa podkreślił, że jeśli ustawa przejdzie, Polacy zostaną postawieni przed wyborem pomiędzy "złem a złem". Jeśli wybiorą opcję przeniesienia swoich pieniędzy z OFE do ZUS, stracą prawo do dziedziczenia tych pieniędzy (dziedziczyć będzie można tylko środki przeniesione do IKE- red).
- Stracą na tym przede wszystkim kobiety, które żyją dłużej od mężczyzn. Zostaną one pozbawione prawa do emerytury np. po swoich mężach. Dla wielu rodzin to jest ważny element dochodowy – przypomniał Sowa.
Dodał też, że wybór IKE też może być pułapką, gdyż ubezpieczeni będą musieli zapłacić 15 proc. podatkowy. Tymczasem, jak dowodził poseł, nie wiadomo, jak w przyszłości będą opodatkowane emerytury. Dodał też, że PIS zamierza m.in. zwolnić emerytury do 2,5 tys. zł z podatku.
Z kolei Adrian Zandberg z Lewicy ku zaskoczeniu wielu zgromadzonych w Sejmie posłów pochwalił z mównicy NSZZ "Solidarność" za to, że ta krytycznie odniosła się do rządowego projektu nazywając go zwyczajnie złym. Zandberg stwierdził wręcz, że rząd napisał ustawę pod zamówienie rynków kapitałowych.
Jak potoczą się dalsze losy ustawy? Poseł KO, Mirosław Suchoń nie zgodził się w środę podczas obrad na ponowne odesłanie projektu do komisji sejmowych. Zarzucił rządowi, że ten utrudnia posłom dostęp do wiarygodnych danych dotyczących środków zgromadzonych przez Polaków w OFE. Później wieczorem wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki poinformował jednak, że sprzeciw został wycofany. To oznacza, że projekt zostanie skierowany do komisji.
Przypomnijmy: gra idzie o przyszłe emerytury z tzw. drugiego filaru ponad 15 mln Polaków, którzy przystąpili do OFE. Zgromadzili oni na swoich kontach w OFE łącznie 148 mld zł oszczędności, średnio po 9 tys. 630 zł.
Otwarte Fundusze Emerytalne mają przejść do historii już od 1 czerwca 2021 roku. Zanim jednak Polacy dostaną swoje pieniądze, trafią one na Indywidualne Konta Emerytalne lub do ZUS.
Wybierając pierwszą opcję, zapłacą 15 proc. jednorazowego podatku i poczekają na wypłatę do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego. Jeśli wybiorą ZUS – nie zapłacą opłaty, za to ich bliscy nie będą mogli tych pieniędzy odziedziczyć.