W Ustawie o obronie Ojczyzny, która wejdzie w życie 23 kwietnia br., pojawiły się przepisy rozszerzające dotychczasowy katalog pracowników chronionych przed zwolnieniem z pracy. Do listy tej dopisani zostali: żołnierz powołany do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej oraz zasadniczej terytorialnej służby wojskowej, a także małżonek żołnierza zasadniczej obowiązkowej służby wojskowej.
Pracodawca nie będzie mógł rozwiązać umowy o pracę z osobą powołaną do odbywania zasadniczej służby wojskowej ani żołnierza niezawodowego Wojsk Obrony Terytorialnej jak tylko za jego zgodą.
Ustawa przewiduje od tej reguły kilka wyjątków. Przepisu zabraniającego zwalniania nie stosuje się do umów o pracę zawartych na okres próbny lub na czas określony, nie dłuższy niż 12 miesięcy, a także, jeżeli pracodawca może rozwiązać umowę bez wypowiedzenia z winy pracownika (czyli wręczyć mu tzw. dyscyplinarkę) oraz w przypadku ogłoszenia upadłości lub likwidacji zakładu pracy.
Warto przypomnieć, że żołnierze Terytorialnej Służby Wojskowej, którzy są jednocześnie pracownikami (jest takich osób w kraju już 17,7 tys.) są również chronieni przed zwolnieniem z pracy, tyle że na mocy ustawy o powszechnym obowiązku obrony RP.
Stanowi ona m.in., że w okresie między dniem doręczenia pracownikowi karty powołania do czynnej służby wojskowej, a jej odbyciem, umowa o pracę nie może być przez pracodawcę wypowiedziana ani rozwiązana.
Jeżeli okres wypowiedzenia umowy pracownika - żołnierza upływa po dniu doręczenia mu karty powołania do czynnej służby wojskowej, wypowiedzenie staje się bezskuteczne. W tym przypadku rozwiązanie umowy może nastąpić tylko na żądanie pracownika.
Zasady te stosuje się również do umów o pracę zawartych na okres próbny. W razie upływu okresu próbnego, po powołaniu pracownika do czynnej służby wojskowej, umowę o pracę uważa się za zawartą na czas nieokreślony.
A kim jest pani mąż?
Wracając do Ustawy o Obronności Ojczyzny, rozciąga ona swój parasol ochronny przed zwolnieniem z pracy również na małżonków żołnierzy, którzy zostali powołani do odbycia zasadniczej służby wojskowej przez państwo, czyli nie są ochotnikami.
Zgodnie z jej treścią, ochrona taka ma trwać tyle, ile ma trwać służba zasadnicza, czyli przez 9 miesięcy. Tu również przewidziano wyjątek od reguły: żonę lub męża poborowego będzie można zwolnić dyscyplinarnie lub wówczas, gdy zakład pracy jest likwidowany.
Jak podkreśla Departament Prawny Ministerstwa Obrony Narodowej, ochrona przed zwolnieniem z pracy żony lub męża poborowego przewidziana jest wyłącznie w sytuacji przywrócenia obowiązkowej służby zasadniczej. A taka nie jest planowana.
"W dniu 23 kwietnia nie jest planowane uruchomienie obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej, a jedynie dobrowolna zasadnicza służba wojskowa" – przypomina biuro prasowe MON.
Zarówno minister obrony Mariusz Błaszczak, jak i wicepremier rządu Jarosław Kaczyński, wielokrotnie zapewniali publicznie, że obowiązkowa służba wojskowa nie wróci. Będzie ona tylko dla ochotników. Po co więc wpisano do ustawy przepisy chroniące osoby, które będą odbywały obowiązkową służbę?
- Nie zakładamy przywrócenia obowiązkowego poboru – zapewniał 22 lutego, czyli dwa dni przed wybuchem wojny w Ukrainie, w czasie konferencji prasowej minister Błaszczak.
Przekazał on wówczas, że wprowadzona będzie dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. Ma ona trwać rok. Po niej będzie można zdecydować, czy zostaje się żołnierzem zawodowym, czy przechodzi się do rezerwy.
- Wprowadzamy nowe pojęcia dotyczące form służby wojskowej, obok zawodowej służby wojskowej, obok terytorialnej służby wojskowej wprowadzamy dobrowolną zasadniczą służbę wojskową - mówił Błaszczak.
Zapowiedział, że uposażenie poborowego będzie w wysokości szeregowego Wojska Polskiego, a więc ponad 4 tys. zł na rękę. Dodał też, że żołnierz służy przez rok, przy czym ta służba składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap to 28-dniowe szkolenie podstawowe, a następnie 11 miesięcy w służbie.
Tak na wszelki wypadek?
Skoro rząd nie planuje przywrócenia obowiązkowej służby zasadniczej, po co przepisy chroniące żołnierzy służby zasadniczej oraz ich małżonków?
Z Ustawy o obronie Ojczyzny nie tylko nie wykreślono przepisów dotyczących obowiązkowego poboru, ale też dopisano nowe. Chociażby ten, że obowiązkowa służba zasadnicza może zostać przywrócona jednym rozporządzeniem prezydenta.
Czy to na wypadek, gdyby nie zgłosiła się wystarczająca liczba ochotników do armii? Przypomnijmy licząca dziś 150 tys. żołnierzy armia ma w ciągu kilka najbliższych lat się podwoić. Duże nabory planują również Wojska Obrony Terytorialnej, które opierają się głównie na żołnierzach ochotnikach. Do 2026 r. formacja ta ma liczyć 53 tys. żołnierzy.
W krótkim komunikacie prasowym Sztab Generalny Wojska Polskiego informuje nas, że "na obecnym etapie" nie ma przepisów wykonawczych do obowiązkowej służby zasadniczej. Czy to znaczy, że na dalszych etapach już będą?
Zapytaliśmy o to dwa niezależne źródła, które przedstawiły nam dość zbieżne scenariusze. Według naszego informatora, który doskonale orientuje się w kwestiach obronności i prawa, obowiązkowa służba zasadnicza zostanie przywrócona, ale dopiero po wyborach, o ile PiS je wygra i będzie w stanie rządzić krajem. Stąd m.in. w ustawie pojawił się wspomniany wyżej art. 152 pkt 2, który stanowi, że "Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, na wniosek Rady Ministrów, wprowadza, w drodze rozporządzenia, obowiązek pełnienia zasadniczej służby wojskowej, określając termin jej rozpoczęcia i zakończenia, z uwzględnieniem potrzeb Sił Zbrojnych".
Drugi z naszych informatorów, który pracował przy ustawie, twierdzi z kolei, że przepisy ze starej ustawy dotyczące obowiązkowego poboru znalazły się w znowelizowanej ustawie nie przez przypadek. Według niego PiS zrobił to z pełnym rozmysłem, gdyż chce służbę zasadniczą przywrócić, jeśli będzie wymagała tego sytuacja.
Pracodawco nie pytaj, zgadnij!
Tymczasem prawnicy, którzy analizowali dla nas ustawę o obronności, zwracają uwagę na dość istotną kwestię, którą przemilczano. Mianowicie, że wyegzekwowanie przepisów chroniących żołnierzy i ich najbliższych przed zwolnieniem z pracy może być problematyczne. Chodzi o małżonków poborowych.
Żona lub mąż żołnierza poborowego nie ma obowiązku informowania swojego pracodawcy, co robi jego małżonek. A pracodawca nie może z kolei o to podwładnych pytać.
Jak przypomina adwokat Marek Jarosiewicz, partner z Kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski oraz główny prawnik stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom dane osobowe pracownika, jakie może przetwarzać pracodawca, są ściśle określone. Kwestię tę reguluje Kodeks pracy.
Jest to zamknięty katalog danych, o jakie pracodawca może pytać osoby ubiegające się o zatrudnienie oraz już przyjętych do pracy pracowników. - Nie wskazano w nim informacji o pozostawaniu w związku małżeńskim, w tym – o zawodzie wykonywanym przez współmałżonka. Dopóki zatem pracownik z własnej inicjatywy nie udostępni takich danych, pracodawca nie może skutecznie żądać tego od swego podwładnego – podkreśla adwokat.
Zdaniem adwokata Jarosiewicza, od 23 kwietnia, kiedy Ustawa o obronie Ojczyzny wejdzie w życie, będziemy mieli lukę prawną, która jest najprawdopodobniej wynikiem szybkiego procedowania nowych przepisów.
- Dopóki stan prawny się nie zmieni, trzeba podjeść do sprawy zdroworozsądkowo: nawet jeśli pracodawca wypowie umowę zawartą z żoną żołnierza, a dopiero potem dowie się, że podlegała ona w dniu wypowiedzenia ochronie, należy dać pracodawcy możliwość niezwłocznego cofnięcia wypowiedzenia – sugeruje prawnik.
Marcin Frąckowiak, ekspert prawa pracy i radca prawny w Kancelarii Sadowski i Wspólnicy uważa, że idea ustawy jest szczytna i zrozumiała. - Chodzi o to, aby żołnierz, który przygotowuje się do obrony ojczyzny w trakcie wojny, nie musiał bać się o to, że jego małżonka zostanie w tym czasie zwolniona, a tym samym pozbawiona środków do życia – komentuje prawnik.
Jednak i jemu trudno sobie wyobrazić, by pracodawca mógł żądać od podwładnych informacji o tym, czy ich małżonek podlega mobilizacji do zasadniczej służby wojskowej.