Kiedy Stany Zjednoczona i cała Europa zajmują się problemem Ukrainy, tysiące kilometrów od naszego wschodniego sąsiada dzieją się rzeczy niezwykle istotne, ale też bardzo niepokojące. Firma TSMC, znajdująca się na terenie małej wyspy w Azji Południowo-Wschodniej, produkuje około 90 proc. najbardziej skomplikowanych technologicznie chipów na świecie, w tym tych, które można znaleźć w iPhone'ach i innych markowych produktach Apple. Monopol w tym trudnym biznesie nadaje TSMC i Tajwanowi olbrzymie geopolityczne znaczenie.
Szczególnie, że w cieniu Ukrainy to właśnie ten kraj obawia się teraz inwazji, tyle że ze strony Chin, które twierdzą, że wyspa jest ich własnym terytorium. Z kolei Stany Zjednoczone nie chcą dopuścić do przejęcia zakładów TSMC przez Państwo Środka, gdyż mogłoby to odciąć amerykańskie firmy od dostaw niezbędnych technologicznych podzespołów. Tak oto mała wyspa została zakładnikiem ambicji wielkich mocarstw. Ostatnie wydarzenia znów przypominają nam o tym konflikcie.
Chiny i Tajwan - długa bitwa o niezależność
Nasz sąsiad - Litwa - w ostatnim czasie złożyły na Chiny skargę w Światowej Organizacji Handlu. Co się stało?
W sprawie chodzi o kontakty handlowe między Litwą a Tajwanem, którego Chiny nie uważają za suwerenne państwo. Chiny wstrzymały w zeszły czwartek import wołowiny, a przedtem produktów mlecznych i alkoholu z Litwy. Nie podano powodu tej decyzji, ale komentatorzy wskazują na konflikt dyplomatyczny pomiędzy krajami, związany z otwarciem w Wilnie biura przedstawicielskiego Tajwanu. Według komentatorów komunistyczne władze ChRL sięgają po dyplomatyczne i gospodarcze środki nacisku na Litwę, a Pekin szczególnie rozgniewało, że biuro ma w nazwie słowo "Tajwan", a nie "Tajpej".
Przypomnijmy, że Państwo Środka nie od dziś wysuwa daleko idące roszczenia do wielu obszarów granicznych i morskich na akwenach sąsiadujących z kontynentalnymi Chinami, a uznaje Tajwan za "zbuntowaną prowincję". Pretensje Chin są oparte na nieuznawanych przez prawo międzynarodowe i nieprecyzyjnie sformułowanych "prawach historycznych".
Pekin próbuje egzekwować roszczenia, wznosząc instalacje wojskowe i budując sztuczne wyspy, okupuje szereg obiektów w WSE państw nabrzeżnych, a chińska straż wybrzeża interweniuje w przypadku naruszenia arbitralnie wyznaczonych granic morza terytorialnego wokół tych obiektów. Zajęcie Tajwanu oraz innych obszarów morskich i lądowych, do których ChRL rości sobie prawa, jest elementem budowy przez partię komunistyczną legitymizacji wewnętrznej opartej na nacjonalizmie.
Gra Chin przeciwko USA
Jak wskazywał w zeszłym roku Michał Bogusz, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, chińscy decydenci uznają, że największą przeszkodą dla ich imperialnych planów stanowi obecność w regionie USA i system ich sojuszy.
"W ocenie Komunistycznej Partii Chin to Stany Zjednoczone są agresorem, który jako mocarstwo »schodzące« próbuje powstrzymać wzrost Chin – mocarstwa »wschodzącego«, m.in. poprzez wojnę handlową, ograniczenia w eksporcie technologii czy atak propagandowy pod pretekstem naruszeń praw człowieka. Równocześnie zmiany wewnętrzne w ChRL, w tym powrót do centralizmu i twardego autorytaryzmu, powodują, że przestały istnieć przesłanki do pokojowego zjednoczenia z Tajwanem. Bez amerykańskiego wsparcia nie byłby on w stanie utrzymać zdolności obronnych, a kraje sąsiadujące musiałyby się zgodzić na dyktat Pekinu. Dlatego ChRL dąży do wyparcia USA z Azji Wschodniej. Optymalnym scenariuszem dla Chin jest jednak nie inwazja na Tajwan, a zajęcie go w wyniku »porzucenia« przez Amerykanów oraz demoralizacji wewnętrznej, która spowodowałaby utratę woli do obrony niezależności przez społeczeństwo tajwańskie" - ocenia Bogusz.
Pekinowi może w tym pomóc Putin, który odwraca obecnie uwagę USA od tego regionu świata i przenosi ją na Europę Środkowo-Wschodnią.
"Gdyby Chiny przygotowywały się do inwazji lub hybrydowego ataku na Tajwan, Rosja z dużym prawdopodobieństwem może nasilić presję na Europę, nawet powiadomiona przez Pekin na krótko wcześniej. Dlatego właśnie Tajwan czy Morze Południowochińskie jest dla nas, Polski, dużo ważniejsze, niż mogłoby się to wydawać" - wskazuje w rozmowie z Polską Agencją Prasową inny ekspert OSW Jakub Jakóbowski.
Odwrócić uwagę USA
Analitycy z Ośrodka Studiów Wschodnich oceniali w listopadzie w raporcie "Oś Pekin-Moskwa", że obie te stolice łączy głęboka wspólnota interesów i nieformalny sojusz, którego filarem jest strategiczna konfrontacja ze Stanami Zjednoczonymi i dążenie do rewizji obecnego ładu międzynarodowego z dominującą pozycją USA.
Oba państwa chcą wypchnąć USA z przestrzeni bezpieczeństwa na dwóch krańcach Eurazji, odpowiednio z Europy przypadku Rosji, i z Zachodniego Pacyfiku w przypadku Chin. Powoduje to synergię strategiczną, znaczne rozciągnięcie uwagi Waszyngtonu i amerykańskich zasobów - wskazywali.
Według Jakóbowskiego jednym z powodów, dla których do rosyjskiej agresji na Ukrainę dochodzi właśnie teraz, jest chęć sprawdzenia, czy w ramach strategii obrotu na Pacyfik USA odpuści Europę, ponieważ skupia się głównie na Chinach. Jeśli tak się stanie, Rosja podważy europejski system bezpieczeństwa - skomentował na Twitterze analityk OSW.
Ostatnie tygodnie wskazują jednak, że USA nie odpuszczają Europy, ale w takim przypadku Moskwa i tak osiągnie strategiczną korzyść, ponieważ pomoże Pekinowi odciągnąć uwagę USA od Chin i zademonstruje władzom ChRL swoją przydatność jako sojusznik - ocenił Jakóbowski.
Prowokacje Chin i słabnące USA
Sprawa Tajwanu i półprzewodników nie ogranicza się jedynie do wymierzania dyplomatycznych policzków między Litwą i Chinami. Jak pisze Reuters, w chińskich rządowych mediach nie brakuje przekazów o zbrojnej napaści na wyspę i przejęcia intratnego biznesu, któremu Pekinowi brakuje (Chińczycy nie mają tak zaawansowanych technologii produkcji chipów jak Tajwan).
Tajwańskie ministerstwo gospodarki pisze, że od 50 lat Państwo Środka straszy i manipuluje informacjami, tymczasem tamtejsi politycy nauczyli się już "zarządzać tym ryzykiem". Tym razem jednak zmienił się geopolityczny kontekst, a Moskwa i prezydent Xi Jinping zdają się grać do tej samej bramki i są blisko, jak nigdy wcześniej.
"Dużym zmartwieniem Waszyngtonu jest możliwość przejęcia przez Pekin kontroli nad tajwańskimi półprzewodnikami" - mówił pod koniec zeszłego roku Martijn Rasser, były starszy oficer wywiadu i analityk w Centralnej Agencji Wywiadowczej USA.
"Byłby to niszczący cios dla amerykańskiej gospodarki i obronności" - powiedział Rasser.
W jednym z oświadczeń administracji Bidena o potrzebie przeciwstawienia się chińskiemu atakowi na Tajwan, najwyższy urzędnik Pentagonu napisał 8 grudnia, że półprzewodniki na wyspie są kluczowym powodem, dla którego bezpieczeństwo Tajwanu jest "tak ważne dla Stanów Zjednoczonych."
Podbicie tej wyspy oznaczałoby problemy w wielu wymiarach. Po pierwsze, Chiny triumfowałyby, pokazując słabnącą pozycję USA. To byłaby fatalna wiadomość z punktu widzenia bezpieczeństwa naszego regionu.
Po drugie, oznaczałaby załamanie się eksportu chipów, doprowadzając do wzrostu cen lub zupełnych braków produktów, którymi otaczamy się na co dzień. Wystarczyło kilka miesięcy przestoju pracy fabryk na Tajwanie w związku z pandemią, a cały świat do dzisiaj cierpi z powodu braku podzespołów. Takie postawienie sprawy mogłoby doprowadzić do nowej fali inflacyjnej, zakłóceń w handlu i turbulencji w przemyśle.
Po trzecie, Zachód pokazałby, że jest bezradny wobec knowań Kremla i Pekinu. To byłoby spełnienie się słów Henry'ego Kissingera, ikony amerykańskiej dyplomacji, który przekonywał swojego czasu, że pozwolenie na bliski sojusz Rosji i Chin oznacza jedno: śmiertelne zagrożenie dla "wolnego świata".