Jak wskazują dane opublikowane przez Czeski Urząd Statystyczny (ČSÚ), inflacja w Czechach w kwietniu niespodziewanie przyspieszyła do 2,9 proc. w ujęciu rok do roku, z 2,0 proc. odnotowanych w marcu. W porównaniu do poprzedniego miesiąca ceny konsumpcyjne wzrosły o 0,7 proc.
Przytoczone statystyki zaskoczyły zarówno uczestników rynku finansowego, jak i Czech National Bank (ČNB), czyli czeski bank centralny.
Na problem zwrócili też uwagę analitycy PKO BO. "Inflacja CPI w Czechach w kwietniu wzrosła zaskakująco mocno, do 2,9 proc. rok do roku z 2,0 proc. rok do roku (r/r) w marcu. Konsensus zakładał wzrost inflacji w wyraźnie mniejszej skali, do 2,4 proc. r/r. Źródłem niespodzianki były ceny żywności i alkoholu – odpowiadały za 0,84 pp. r/r z 0,89 pp. r/r wzrostu. Żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały o 1,7 proc. m/m, a alkohol o 2,2 proc. miesiąc do miesiąca" - napisali.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja w Czechach mocno w górę. "Sklepy po cichu podniosły ceny"
Czeskie media nie mają wątpliwości, co było przyczyną wyższego odczytu. Najważniejszy czynnik stojący za wzrostem inflacji, jak wskazali analitycy cytowani w echo24.cz, to wyraźnie szybszy wzrost cen żywności.
Jan Bureš, główny ekonomista Patria Finance, zauważył, że w porównaniu do marca ceny produktów spożywczych poszły w górę aż o 1,7 proc., a szczególnie zdrożały mięso, produkty mleczne oraz warzywa.
Zdaniem ekonomisty Czeskiego Związku Banków Jakuba Seidlera, sprawdził się przewidywany negatywny scenariusz, zgodnie z którym detaliści po Wielkanocy mieli podnieść ceny żywności. Wcześniej jej spadające ceny odgrywały ważną rolę w tłumieniu inflacji.
Według ekonomisty Lukáša Kovandy sieci handlowe urządziły swego rodzaju spektakl.
Po Nowym Roku utrzymywały ceny żywności na stosunkowo niskim poziomie, aby pokazać, że odzwierciedliły niższy VAT. Trwało to do Wielkanocy. Kiedy presja mediów i opinii publicznej zelżała, sklepy po cichu podniosły ceny i wróciły na wcześniejsze tory - stwierdził Kovanda.
Prognoza: stopy procentowe spadną słabiej
Mimo że inflacja w kwietniu pokazała niespodziewanie silne przyspieszenie, ekonomiści nie dostrzegają w jej strukturze oznak nowego ryzyka, które miałoby popchnąć wzrost cen dalej w górę, czytamy w artykule Echo24.cz. W najbliższych miesiącach na inflację będzie dodatkowo wpływać stosunkowo wyższa baza odniesienia.
Dlatego, jak przewiduje ekonomista UniCredit Bank Patrik Rožumberský, mniej więcej do końca lata inflacja rok do roku będzie utrzymywać się w pobliżu kwietniowej wartości. Analitycy nie oczekują więc powrotu fali inflacyjnej z poprzednich dwóch lat.
Przyspieszenie inflacji wpłynie jednak na rozluźnienie polityki pieniężnej przez bank centralny. "Dla ČNB wyniki inflacji za kwiecień są nieprzyjemną wiadomością i obecnie znacznie wzrosło prawdopodobieństwo, że Rada Prezesów na czerwcowym posiedzeniu obniży stopy procentowe tylko o 0,25 punktu procentowego" - stwierdził analityk firmy Akcenta Miroslav Novák.
Gdyby inflacja w maju ponownie zaskoczyła i wzrosła, ČNB mogłaby nawet tymczasowo wstrzymać cykl obniżek stóp procentowych, dodał. Główna stopa procentowa ČNB obecnie wynosi 5,25 proc. - w lutym, marcu i maju bank centralny obniżał ją za każdym razem o pół punktu procentowego.
Scenariusz powtórzy się w Polsce? Możliwa "odroczona drożyzna"
Inflacja w Polsce również ostatnio wzrosła, ale w mniejszym stopniu niż w Czechach. Odczyt kwietniowy (pełne wyniki poznamy dopiero w środę), wyniósł 2,4 proc. wobec 2 proc. w marcu.
Jak podkreślają eksperci PKO BP, Rada Polityki Pieniężnej w raporcie opublikowanym w zeszłym tygodniu wskazywała, że do wzrostu inflacji przyczyni się przywrócenie 5 proc. stawki podatku VAT na żywność. Członkowie Rady zaznaczali jednocześnie, że kształtowanie się cen energii w kolejnych kwartałach jest obarczone wysoką niepewnością i będzie zależało od decyzji regulacyjnych (całkowitego lub częściowego zniesienia dopłat do cen energii).
Czy zatem czeski scenariusz może powtórzyć się nad Wisłą? Warto wrócić do słów Adama Glapińskiego z piątkowej konferencji prasowej.
Stwierdził, że obecnie sklepy nie podniosły jeszcze cen po przywróceniu stawki VAT na żywność. Zastrzegł jednak, że to może jeszcze nastąpić.
Polskie warunki są jednak dość specyficzne, na co zwracają uwagę autorzy badania UCE Research, Hiper-Com Poland i Grupy Blix.
- Pomimo ostatniego spadku inflacji, presja na zachowanie konkurencyjnych cen przez sklepy utrzymuje się na wysokim poziomie. Mogą one wciąż stosować promocje jako sposób na utrzymanie pozycji na rynku - prognozuje Marcin Lenkiewicz, cytowany przez Monday News.
Polacy mają tendencję do poszukiwania obniżek cen, co jest swego rodzaju narodowym sportem. Nie wykluczam, że w tym roku sieci handlowe będą musiały szybko reagować na zmieniające się warunki rynkowe, co nie pozostanie bez wpływu na ich strategie promocyjne. To może prowadzić do fluktuacji w liczbie i rodzaju promocji - podsumowuje.
Ze wspomnianego wyżej badania "Indeks cen w sklepach detalicznych" wynika jednak coś jeszcze. Analiza blisko 66 tys. cen detalicznych wykazała, że w kwietniu codzienne zakupy w sklepach zdrożały średnio o 2,4 proc. "Po pogłębionej analizie eksperci podkreślają również, że zakupy podrożałyby mocniej, gdyby nie wojna cenowa między dyskontami. Jednak dodatkowo ostrzegają, że sytuacja nie wygląda dobrze. Twierdzą, że konsumentów tak czy inaczej czeka odroczona drożyzna" - czytamy. Ryzyko, że w Polsce powtórzy się czeski scenariusz, wciąż zatem istnieje.