Damian Szymański, money.pl: Winter is coming?
Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju: Widzę, że lubi pan seriale. Na szczęście w ostatnich latach większość gospodarczych kasandrycznych przepowiedni się nie sprawdzała.
To zawołanie z serialu "Gra o Tron", które sugeruje, że nadciąga coś złego. Po znacznie gorszych danych PKB za II kw. tego roku ekonomiści orzekli, że wchodzimy w techniczną recesję. A pan wydaje się być nader spokojny.
Po pierwsze, polska gospodarka ma silne fundamenty i będziemy w pierwszej piątce w UE pod względem wzrostu w 2022 r. z dynamiką PKB około 4,5 proc. Oczywiście, nie jest tak dobrze, jakbyśmy chcieli, ale nie jest tak też źle, jak się mówi. Szoki wywołane pandemią, zerwanymi łańcuchami dostaw, kryzysem migracyjnym, wojną oraz szokiem energetycznym, który wywołał inflację, przechodzimy z najwyższym wzrostem gospodarczym w Europie, licząc od końca 2019 r. do II kw. tego roku. W tym samym okresie mieliśmy drugie najniższe bezrobocie, imponujący wzrost zatrudnienia oraz rekordowy wynik sektora przedsiębiorstw - ponad 200 mld zysku netto w 2021 r.
Słowem, problemów nie ma?
Wręcz przeciwnie. Weszliśmy dwa lata temu w bezprecedensowy okres turbulencji gospodarczych i groźnych napięć geopolitycznych, ale radzimy sobie skutecznie jako kraj z tymi wyzwaniami. Od wielu lat część ekonomistów - przykładowo - wieści spadek aktywności zawodowej Polaków w wyniku programów społecznych, a osiąga ono rekordy. Ile razy słyszeliśmy o rzekomej katastrofie finansów publicznych, a w pierwszym półroczu tego roku mamy 27 mld zł nadwyżki w budżecie centralnym oraz zrównoważone całe finanse publiczne i spadek długu PKB w kierunku 50 proc. W pandemii dług wzrósł o 8 proc. PKB – tyle ile średnia w UE – ale w ostatnich dwóch latach tempo obniżenia deficytu i długu jest jedne z najszybszych w Europie.
W zeszłym roku mieliśmy deficyt całego sektora finansów publicznych poniżej 2 proc. PKB i zapewne podobnie będzie w tym roku, podczas gdy w strefie euro było to blisko 7 proc. w 2021 i zapewne 4-5 proc. w 2022 r. Dobre wyniki finansów publicznych są pomimo olbrzymich kosztów tarcz antyinflacyjnych i programów społecznych, głównie w efekcie uszczelnienia systemu podatkowego oraz wysokiej dynamiki wzrostu.
Ale…
Trzeba stale dbać o dyscyplinę i stabilność finansów publicznych, konkurencyjność i równowagę gospodarczą. W szczególności priorytetem jest obniżenie inflacji i deficytu handlowego oraz pobudzenie wzrostu w 2023 r. Innymi słowy, widać cały czas nadciągające chmury, ale nie zawsze opady deszczu są złe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Same opady nie, ale gospodarcze gradobicie już tak.
Przyszło nam żyć obecnie w niezwykłym i zwrotnym momencie historii. Proszę zobaczyć, że ostatnie dwa lata to odwrócenie 30-letniego cyklu globalizacji, największy kryzys od lat 20., największa wojna w Europie od II wojny światowej, najpoważniejszy światowy kryzys energetyczny i skok inflacji od kryzysów naftowych w latach 70. To wszystko kompletnie zaburza zwykłe trendy gospodarcze. Weźmy ostatnie kwartały. Najpierw głęboka recesja, później dynamiczne odbicie, następnie zerwane łańcuchy dostaw, po czym odbudowa zapasów firm, która podbiła nienaturalnie PKB i jednocześnie szok cen energii i żywności oraz skok inflacji, któremu nie służy silny popyt.
Teraz wchodzimy w okres stabilizacji, czyli powrotu do normalności. Zapasy będą malały, co było już przyczyną obecnego spadku PKB kwartał do kwartału o 2,3 proc. Ale to efekt cyklu zapasów, a nie zwiastun prawdziwej recesji z ryzykiem wzrostu bezrobocia. To może być zdrowe spowolnienie gospodarcze tzn. takie, które ustabilizuje inflację i deficyt handlowy, ale nie przyniesie spadku zatrudnienia. Spadek inflacji w 2023 roku w konsekwencji obniży stopy procentowe, które również są wyzwaniem dla firm oraz konsumentów.
No tak, ale każdy boi się przede wszystkim o swoją kieszeń. Zakłada pan wzrost bezrobocia w nadciągających miesiącach?
Nie uważam, że przez Polskę przejdzie recesja, która znacząco odbije się negatywnie na rynku pracy. Nie grozi też nam głębokie załamanie, rozumiane jako spadek PKB rok do roku. Zakładam, że w przyszłym roku PKB wzrośnie o ponad 2 proc. A to będzie oznaczało, że Polacy nie powinni obawiać się utraty pracy. Co więcej, nie sądzę, żeby czekała nas również stagflacja.
Dlaczego?
Klasyczna definicja stagflacji mówi o tym, że jest to długotrwały stan gospodarki, w której notujemy stagnację, podwyższoną inflację oraz wzrost bezrobocia. W takim recesyjnym środowisku płace ludzi nie rosną, a ceny wciąż są wyższe, przez co społeczeństwo ubożeje. To bardzo niebezpieczne zjawisko. Im dłużej trwa, tym gorzej, a w latach 70. w USA stagflacja skończyła się dopiero po bardzo niestabilnej dekadzie. Nad Wisłą nic takiego nam nie grozi, ponieważ dynamika wzrostu nie spadnie trwale i istotnie poniżej potencjału, który wynosi ok. 3,5 proc. Realne płace też powinny być stabilne, podczas gdy w większości krajów zachodniej Europy spadają obecnie o 5-10 proc. i te kraje ponoszą obecnie wysokie koszty społeczne inflacji wywołanej w zdecydowanej większości przez Putina, aby zdestabilizować Europę.
Polski konsument wciąż trzyma się mocno?
Każdy z nas odczuwa skok cen, ale ogólnie sytuacja finansowa gospodarstw domowych jest zdrowa. Mam na myśli poziom depozytów oraz relacji kosztów do dochodów rozporządzalnych. Dane z kart wskazują na utrzymywanie się wysokiego poziomu konsumpcji. Uchodźcy z Ukrainy podbijają ją dodatkowo w tym roku o ok. 1-2 pkt. proc.
Pytanie, co dalej?
Konsumpcja prywatna będzie nadal stanowiła stabilizator koniunktury, ponieważ Polakom nie grozi utrata pracy, a silne hamowanie inflacji od II kw. 2023 r. będzie stabilizowało nasze budżety domowe.
Tak i, co ciekawe, gorzej radzi sobie konsumpcja publiczna.
No właśnie. I to jest rzecz, o której prawie nikt nie mówi. Te dane zadają kłam wszystkim tym, którzy przekonują, że wydatki państwa są rozdmuchane. I szczerze? To właśnie tutaj widzę przestrzeń dla działań antycyklicznych w przyszłym roku, które mogą pobudzić nieco gospodarkę. Rząd w ramach tarcz antykryzysowych, obniżek podatków w polskim ładzie i tarczach antyinflacyjnych przede wszystkim zwiększał dochody firm i gospodarstw domowych. Teraz czas na pobudzenie wydatków inwestycyjnych. Uruchomienie pieniędzy z KPO, nowa perspektywa unijna, czy program inwestycji strategicznych z BGK powinny rozruszać inwestycje publiczne w tym kluczowym momencie dołka koniunkturalnego i dodać ponad 1 pkt. proc. do wzrostu PKB w 2023 r.
A pan wciąż pozostaje optymistą…
(śmiech) …zawsze wole widzieć szklankę do połowy pełną, możliwości i szanse, a nie tylko zagrożenia. To zachęca do działania. Polacy mają wystarczająco dużo złych informacji w ostatnich dwóch latach, a potrzebny jest spokój. Kiedy jeszcze aktywnie zajmowałem się zarządzaniem inwestycjami, a to było już dobrych kilka lat temu, miałem kolegę, który był takim "czarnym Piotrusiem". Wszystko widział w ciemnych barwach. I nie był w stanie generować dobrych wyników inwestycyjnych. Koncentrował się na ograniczaniu strat. Dlatego nie lubię czarnowidztwa i zawsze w nawet trudnych wyzwaniach szukam nowych możliwości.
No dobrze, jednak czynników ryzyka nie brakuje. Ceny energii elektrycznej za naszą zachodnią granicą sięgnęły już rekordowych 500 euro za megawatogodzinę. To oznacza podwojenie się ceny w ciągu ostatnich kilku tygodni. Największe dzienniki gospodarcze kontynentu biją na alarm i piszą wprost o kryzysie energetycznym, który może spowodować wielką recesję. Jeśli Niemcy kichną, my dostaniemy grypę. Jest to oczywiste. Uważa pan, że w razie czarnego scenariusza, ta choroba będzie przewlekła?
To bardzo ważne i zasadne pytanie. Postaram się odpowiedzieć zwięźle. Europa musi zmienić swoją politykę energetyczną, bo jest to ślepy zaułek. Polityka oparta na sprowadzaniu tanich surowców z Rosji i przenoszenia produkcji do Chin w sytuacji, gdy te dwa kraje zachowują się autorytarnie i agresywnie, zbankrutowała na naszych oczach. W związku z tym UE ma teraz niemały problem. Musi błyskawicznie uniezależnić się energetycznie i z drugiej strony przyciągnąć do Europy z powrotem dużo inwestycji. Kłopot w tym, że są to przeciwstawne wektory. Ciężko uzasadnić lokowanie na Starym Kontynencie produkcji przemysłowej przy wysokich cenach energii. Jest to więc jedno z największych obecnie wyzwań.
Minister gospodarki Niemiec mówi, że to, co robiono przez 50 lat, czyli uzależnienie się gazowe od Kremla, teraz trzeba odkręcić w kilka miesięcy. To w ogóle możliwe?
Strefa euro w ciągu ostatnich trzech miesięcy zanotowała najgłębszy deficyt obrotu handlowego w historii. To oznacza, że za znacznie większą kwotę kupiono towarów, niż sprzedano. Przede wszystkim chodzi o sprowadzane z innych części świata surowce. To radykalnie obniża naszą konkurencyjność. Chodzi teraz o to, żebyśmy tego procesu nie przyspieszali, biegnąc na ścianę.
Czyli?
Niemcy na szczęście wycofali się z wyłączania wszystkich elektrowni atomowych, ale ceny CO2 wciąż rosną. Sami sobie dokładamy ciosów. Zaraz może się okazać, że nikt tu nic nie będzie produkował. Musimy tego uniknąć. Ale kierując się perspektywą szklanki do poły pełnej, obecna sytuacja może być historycznym impulsem do szybkiego skoku efektywności energetycznej naszych domów, czy przemysłu, rozwoju energetyki odnawialnej, skoku technologicznego w wodorze i atomie np. małe elektrownie SMR oraz rozwoju infrastruktury gazowej i energetycznej uniezależniającej nas od Rosji. Moim zdaniem, jeśli teraz przejdziemy na efektywniejsze źródła zielonej energii oraz znajdziemy nowych dostawców, w perspektywie dwóch lat uniemożliwimy szantaż Putina i obecna sytuacja będzie dla Europy znacznie lepsza. Dlatego też uważam, że jest to ostatnia zima, kiedy Rosja taki szantaż może uprawiać.
Gazu na zimę więc nie zabraknie?
Powtórzę tutaj to, co słyszę od głównych analityków tego sektora. Rosja nie może sobie pozwolić na obniżenie eksportu gazu do Europy poniżej poziomu, który jest niezbędny do utrzymania aktywnej eksploatacji otwartych złóż. Zamknięcie takiego złoża jest katastrofą, a Putin nie może transportować uralskiego gazu do Chin. Ci eksperci obliczają, że ten minimalny poziom, potrzebny do utrzymania złóż, jest wystarczający, aby Unia zabezpieczyła dostępność gazu i nie wpadła w recesję tej zimy. To będzie nerwowy okres i Rosja będzie grała na dezinformację i destabilizację, ale wierzę, że sobie poradzimy.
Mimo wszystko wyłączenie przemysłu opartego o gaz w Niemczech jest równoznaczne z recesją rzędu 5 proc.
To prawda, ale jest to scenariusz zupełnego odcięcia przez Putina tego surowca, co jak mówiłem, jest mało prawdopodobne. Moim zdaniem opcja "miękkiego lądowania" jest jak najbardziej w zasięgu ręki.
A pieniądze unijne z KPO również są w zasięgu ręki?
Przyznam, że stanowisko UE w tej sprawie nie jest dla mnie przejrzyste i chyba jest tu więcej polityki niż solidarności w obliczu pandemii i wojny. Są kraje, które nie chcą się dokładać do programów odbudowy i blokują różne decyzje. Powiem tak, Unia jest świadoma, że jeśli Polska nie uruchomi pieniędzy z KPO w ciągu trzech kwartałów, to już tego nie zrobi w ogóle.
Co pan ma na myśli?
Po prostu fizycznie nie damy rady wykorzystać tych pieniędzy, bo będzie zbyt mało czasu na realizację inwestycji. One przepadną. Dlatego też PFR otrzymał zadanie od premiera Morawieckiego uruchomienia finansowania inwestycji w ramach KPO, które właśnie uruchomiliśmy. Mamy kilkanaście miliardów złotych ze zwróconych środków z tarczy finansowej, a całość zwrotów ma opiewać na blisko 30 mld zł.
I?
I przeznaczymy je na prefinansowanie KPO, ponieważ zaplanowane inwestycje są w Polsce potrzebne. Program inwestycji obejmuje m.in. energetykę odnawialną, w tym na niezbędny offshore (energetyka wiatrowa na Bałtyku – przyp.red.), służbę zdrowia, cyfryzację, infrastrukturę transportową, nowy tabor, czy Malucha Plus. Sprzyja to bezpieczeństwu energetycznemu i ma zapewnić wzrost konkurencyjności naszych przedsiębiorstw. Wszystkie podmioty, które liczyły na te środki, jak samorządy, szpitale, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, już mogą się o te pieniądze starać. One są pewne. To niezwykle ważne, bo w czasie tego gospodarczego sztormu, te inwestycje mogą rozrzedzić ciemne chmury. Na to bardzo liczmy, bo to oznacza kolejny skok rozwoju w najbliższych latach.
Damian Szymański, zastępca redaktora naczelnego money.pl
Paweł Borys - szef Polskiego Funduszu Rozwoju, uznany menedżer o szerokim doświadczeniu w zakresie inwestycji, bankowości, technologii i polityki gospodarczej. Realizował z sukcesem szereg znaczących inwestycji i projektów w Polsce oraz za granicą. Jako menedżer buduje duże zespoły oraz rozwija sprawną i skuteczną organizację. Pracę zawodową łączy z zaangażowaniem społecznym, w szczególności na rzecz wsparcia edukacji ekonomicznej oraz wyrównywania szans i rozwoju kompetencji przyszłości u dorosłych, młodzieży i dzieci. Jest pomysłodawcą lub współtworzył: Polski Fundusz Rozwoju, program Pracowniczych Planów Kapitałowych, największą w Europie Środkowej platformę funduszy private equity i venture capital PFR Ventures, antykryzysową Tarczę Finansową PFR w związku z pandemią COVID-19, Chmurę Krajową w partnerstwie z PKO Bankiem Polskim, Google i Microsoft, płatności mobilne BLIK oraz Centralny Dom Technologii.