Na niwelowanie skutków powodzi po pierwsze trzeba będzie wydać dziesiątki miliardów złotych. Po drugie wymaga to koordynacji wielu resortów zarządzanych przez różne ugrupowania. I po trzecie jest okazją do pokazania politycznej sprawności poszczególnych ministrów. Efekt? Ostre zakulisowe tarcia, do których dochodzi w koalicji już na początkowym etapie odbudowy zalanych terenów południowo-zachodniej Polski.
Kontrowersyjny pełnomocnik
Chwilowo największe emocje w koalicji budzi decyzja premiera Donalda Tuska o powołaniu rządowego pełnomocnika ds. odbudowy zalanych terenów, a także to, by powołać na to stanowisko swojego zaufanego człowieka. Chodzi o Marcina Kierwińskiego.
Nie wiemy, jak ta współpraca ma wyglądać. Wiele pracy i roboczych decyzji zapadać będzie w poszczególnych resortach, a "na górze" będzie człowiek z Platformy (Obywatelskiej - przyp. red.), który będzie od ogłaszania tych decyzji - mówi nam przedstawiciel jednego z koalicjantów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sam Kierwiński w poniedziałkowym wywiadzie dla TVN 24 przyznał, że będzie pełnić funkcję koordynatora, ale także nadzorcy. - Siłą rzeczy będę rozliczany z tego, jak ten proces będzie przebiegał. To z kolei będzie zależało od tego, jak będą pracowały inne resorty i instytucje, więc będę starał się ponaglać ten proces - podkreślił.
W koalicji słychać także obawy o to, że stanowisko pełnomocnika w praktyce będzie wzmacniać politycznie samego Kierwińskiego. - Obawiamy się, że będzie to element jego kampanii na wybory prezydenckie w stolicy - przyznaje jeden z rozmówców money.pl. Marcin Kierwiński jest wymieniany w gronie potencjalnych kandydatów do objęcia władzy w Warszawie w sytuacji, gdyby Rafał Trzaskowski został ponownie wystawiony na wybory prezydenta kraju i tym razem je wygrał.
- Rozmowy z premierem, że kandydatem będzie ta czy ta osoba, nie było - przekonywał Kierwiński w TVN24, choć dodał, że niczego nie wyklucza. - Umówiłem się z premierem, że poprowadzę projekt odbudowy. To projekt rozpisany na wiele miesięcy, więc zamierzam go skończyć - zaznaczył.
Spór o pełnomocnika, według naszych informacji, zaczyna przynosić pierwsze realne konsekwencje. Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (będące w strefie wpływów Polski 2050) chciało do szykowanej specustawy, którą we wtorek ma przyjąć rząd, wpisać przepisy nowelizujące tzw. ustawę rozwojową. Ma to na celu wdrożenie zapowiadanego uelastycznienia wydawania miliardów euro pochodzących z przesunięć w trwającej perspektywie finansowej UE na lata 2021-2027 (m.in. płatność z góry i brak wymaganego wkładu własnego).
Jak słyszymy, między Polską 2050 a KO (a konkretnie Kancelarią Premiera) nie ma zgody co do tego, jak to rozwiązanie wdrożyć w życie. Według ustaleń money.pl intencją premiera jest to, by na razie te kompetencje pozostały w rękach Rady Ministrów. Innymi słowy, MFiPR na razie nie dostało zielonego światła od szefa rządu, by wprowadzić takie zmiany do szykowanej na teraz specustawy, bo docelowo ma to być domena, za którą odpowiedzialny będzie pełnomocnik rządu.
Z KO mają płynąć sygnały, według których, dopóki w resorcie funduszy trwa poszukiwanie unijnych środków w ramach planowanych przesunięć, dopóty nie jest to aż tak pilna sprawa, by załatwić ją już teraz. - Pewnie będzie jakaś szybka nowelizacja specustawy i wtedy to zrobią, ale już z myślą o kompetencjach swojego pełnomocnika - podejrzewa polityk jednego z ugrupowań koalicyjnych. Jego zdaniem KO najwyraźniej prze do tego, by kwestie uelastycznienia wydawania eurofunduszy przygotował i ogłosił Marcin Kierwiński, tak by miał swój sukces na koncie. - Aby tak się stało, wpierw musi powyrywać kompetencje takim resortom jak ministerstwo funduszy czy ministerstwo pracy, a więc należącym do koalicjantów KO - wskazuje nasz informator.
Jego zdaniem takie podejście to błąd, bo gdyby udało się to zrobić teraz, już w przyszłym tygodniu MFiPR mogłoby zacząć dogrywać szczegóły z Komisją Europejską. - A tak to resort musi czekać, aż Kierwiński zacznie działać - wskazuje rozmówca money.pl. Jak słyszymy, partia Szymona Hołowni nie zgadza się z takimi działaniami Kancelarii Premiera i jest gotowa do otwartego zwarcia na sali sejmowej.
Najwyżej zgłosimy poprawki do specustawy podczas prac sejmowych, wprowadzające zmiany w ustawie rozwojowej. Nasz klub sejmowy jest zdeterminowany, by to zrobić - zapewnia osoba z Polski 2050.
Z kolei Marcin Kierwiński mówił w TVN24, że intencją premiera jest, by te pieniądze były zarządzane lub współzarządzanie z poziomu Kancelarii Premiera. - Musimy to robić wspólnie, to jest zarządzanie macierzowe. Jest ministerstwo odpowiedzialne i musi współpracować z tym aparatem, który będę w KPRM budował - podkreślił.
Pozostaje jeszcze pytanie o status Kierwińskiego jako rządowego pełnomocnika. Wiadomo, że ma działać przy Kancelarii Premiera, a papiery dotyczącego jego nominacji trafiły już do prezydenta.
Sam Andrzej Duda zapewnia, że powoła go możliwie szybko, a pierwszym nadarzającym się terminem będzie najbliższy czwartek, gdy głowa państwa wróci ze Stanów Zjednoczonych. Kierwiński ma być ministrem bez teki, członkiem rządu, choć nasze źródła spekulowały, że mógłby zostać także wicepremierem. W 1997 r., gdy ówczesny rząd Włodzimierza Cimoszewicza utworzył urząd pełnomocnika rządu ds. odbudowy po powodzi, przewidywano, że będzie on sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera. Po zmianie władzy, gdy wybory wygrała koalicja AWS-UW, ówczesny premier Jerzy Buzek zdecydował, że pełnomocnik zostanie członkiem jego rządu jako minister bez teki.
Ostatecznie ważne jednak, jakie pełnomocnik dostanie kompetencje, ale jak słyszymy, najpierw ma zostać powołany, a dopiero później można się spodziewać rozporządzenia ze szczegółowym przydziałem zadań.
Kłótnia o "Odbudowę Plus"
Na tym jednak nie koniec, bo zaczynają się też pierwsze rozbieżności co do tego, na co przeznaczyć miliardy z eurofunduszy, jeśli chodzi o proces odbudowy terenów zalanych. - Ponad 20 mld zł to bardzo dużo pieniędzy. Na pewno w tej kwocie ujęte będą wydatki na odbudowę, ale chodzi też o budowę infrastruktury, która ma zwiększyć odporność tamtych terenów w przyszłości - wskazuje rozmówca z rządu.
W tym kontekście, jak zaznacza, kluczowe będzie zdanie Wód Polskich, które zarządzają infrastrukturą rzeczną i przeciwpowodziową.
W ich gestii jest do ok. 3,5 mld zł eurofunduszy na infrastrukturę wodną. To jeszcze niezakontraktowana pula. Niestety Wody chciały to wydać w dużej mierze na "betonowanie" rzek, a to tylko przyspiesza nurt, przez co to byłaby infrastruktura bardziej propowodziowa, a nie przeciwpowodziowa. To powinna być kasa na wały, zapory, może na jakieś kolejne zbiorniki - słyszymy od naszego rządowego rozmówcy z koalicji.
Jako przykład nieporozumień nasz rozmówca podaje słynny już zbiornik retencyjny w Raciborzu, który okazał się bardzo przydatny podczas tegorocznej powodzi, a który powstał przy unijnym dofinansowaniu.
- Zupełnie niedawno były jeszcze jakieś plany zalania tego zbiornika, by zrobić z niego tzw. mokry zbiornik, ale okazało się to niemożliwe, bo zgodnie z tzw. trwałością projektu zbiornik ten miał pozostać suchy do połowy 2025 roku. Oczywiście powódź wszystko zmieniła. Wyobraźmy sobie teraz, co by było, gdyby chwilę przed powodzią zbiornik został zalany - zaznacza. Dodaje też, że nie można mówić o otwartej wojnie części rządu z Wodami Polskimi. - Owszem, te relacje są napięte, ale nie na poziomie kierownictwa - zapewnia.
W piątek poprosiliśmy Wody Polskie o komentarz w tej sprawie. Nadal czekamy na odpowiedź.
Sztaby nie dla każdego
W ubiegłym tygodniu uwagę koncentrował na sobie rządowy sztab antykryzysowy, którego obrady były transmitowane przez media. Obecność podczas posiedzeń sztabu była świadectwem bycia w centrum wydarzeń. Regularnie brali w nim udział - oprócz premiera Donalda Tuska - szef jego kancelarii Jan Grabiec, szef MSWiA Tomasz Siemoniak i dwaj ludowcy: wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oraz minister infrastruktury Dariusz Klimczak.
Mniejsi koalicjanci zaczęli się irytować, że poza ministrami z PSL, nikt inny na obrady sztabu nie był zapraszany, choć w tym czasie przez sztab przewinęła się galeria polityków KO. Był tam już minister finansów Andrzej Domański, minister zdrowia Izabela Leszczyna, szefowa resortu edukacji Barbara Nowacka czy wiceszefowie resortu obrony narodowej Cezary Tomczyk i wiceminister sportu Piotr Borys.
Jeśli chodzi o ministrów konstytucyjnych, każdy referował stan rzeczy w swojej "działce", ale mimo to koalicjanci uważali, że doszło do "nadreprezentacji" polityków KO.
- W sumie to grupa rekonstrukcyjna koalicji PO-PSL - komentuje przedstawiciel jednego z pozostałych koalicjantów. Na sztab nie zostały zaproszone np. ani kierująca resortem rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica), ani szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (Polska 2050).
W Polsce 2050 słychać też głosy irytacji, że Pełczyńska-Nałęcz nie została doproszona na spotkanie premiera z szefową KE Ursulą von der Leyen, zwłaszcza że głównym tematem rozmów było uruchomienie unijnych funduszy na specjalnych zasadach. - Tusk nie toleruje ludzi, którzy sami się komunikują i osiągają sukces obok niego - podsumowuje polityk z koalicji.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl