W czwartek padł smutny rekord liczby zgonów spowodowanych COVID-19: zmarły 954 osoby. W piątek było ich mniej (768), ale i ta liczba jest niepokojąco wysoka. Chciałoby się wierzyć, że to już ten szczyt zgonów, po którym będzie następował widoczny spadek. Analitycy współpracujący z mBankiem mają rozczarowujące informacje. Z ich wyliczeń wynika, że szczyt liczby zgonów powinien nastąpić w ciągu 10 dni.
Ekonomiści mBanku dostrzegają też nieciekawą sytuację w szpitalach i podkreślają, że "szczyt hospitalizacji właśnie się formuje".
Tymczasem optymistyczną diagnozę sytuacji pandemicznej przedstawił w piątek prezydenta Andrzej Duda, który zwołał posiedzenie Rady Gabinetowej. Poświęcone było sytuacji epidemicznej w Polsce oraz dalszej strategii działań państwa w walce z COVID-19, a także kwestiom edukacji. - Premier i minister zdrowia poinformowali mnie, że sytuacja wygląda lepiej niż się spodziewali; liczba zakażeń raczej spada; system opieki zdrowia dysponuje odpowiednim zapasem łóżek covidowych - mówił prezydent.
Przytoczył też liczby: do tej pory przynajmniej jedną dawkę szczepionki w naszym kraju otrzymało 7,5 mln obywateli.
Z tą oceną z pewnością mogliby polemizować lekarze. Ledwie dzień temu padł niechlubny rekord liczby zgonów spowodowanych COVID-19. W czwartek potwierdzono koronawirusa u 27,9 tys. osób, w piątek u tysiąca więcej. Jedną pocieszająca okolicznością jest to, że w piątek wykonano jeszcze więcej szczepień niż dzień wcześniej, bo blisko 264 tysiące.
Są szpitale, które nie nadążają z przyjmowaniem pacjentów. W środę informowaliśmy, że w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Legnicy zajęte były wszystkie dostępne respiratory, a w ciągu tygodnia liczba hospitalizowanych pacjentów podwoiła się.
- Ze względu na zwiększoną liczbę miejsc, którymi dysponujemy od końca ubiegłego tygodnia, zwiększyła się liczba osób hospitalizowanych. W ubiegłym tygodniu oscylowaliśmy wokół 70 - 80 pacjentów, a w tej chwili mamy ponad 130 osób – relacjonował w rozmowie z portalem e-legnickie.pl Tomasz Kozieł, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.
Pacjenci wymagają długiej hospitalizacji
Z kolei dr Tomasz Karauda z oddziału chorób płuc z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Norberta Barlickiego w Łodzi widzi niewielką poprawę w stosunku do stanu sprzed świąt. W szpitalu, w którym pracuje, nieznacznie spadła liczba pacjentów.
- Pacjentów wciąż jest dużo, tworzy się taki "korek", ktoś musi zostać wypisany lub niestety zbyt często odejść, by zwolnić miejsce kolejnemu choremu. Ale wydaje się, że jest odrobinę lepiej, niż to było jeszcze półtora tygodnia temu. Można powiedzieć, że wzięliśmy trochę głębszy oddech, jednak nie wiadomo jeszcze, czy to oznacza jakąś stabilizację, czy spadek, ale troszeczkę ten napór jest mniejszy - mówił w rozmowie z WP abc Zdrowie.
Do spiętrzenia może jednak dojść w każdej chwili, bo "wymiana pacjentów" następuje bardzo powoli. Dr Karauda podkreślił, że ludzie, którzy przeszli COVID-19 są w tak ciężkim stanie, że nie można ich wypisać z domu. I to właśnie oni stanowią obecnie największe zmartwienie lekarzy. W zastraszającym tempie zajmują oddziały, na których spędzają nawet kilka tygodni.
- Tzw. pacjenci COVID+ nie są wypisywani z dnia na dzień, często pacjent zostaje na półtora, dwa tygodnie. Więc jest ich coraz więcej, zajmują oddziały, które powinny funkcjonować dla ludzi z innymi schorzeniami niż COVID-19. Zamiast 5-6 intern, mamy pół interny, a przecież one były i tak już obciążone w dużym stopniu jeszcze przed pandemią. Teraz jest pięć razy mniej miejsca - wyliczył lekarz.
Co najmniej do 18 kwietnia obowiązywać będą ograniczenia, które zostały wprowadzone w Polsce 20 marca (w czterech województwach zaczęły obowiązywać wcześniej). Ich luzowanie uzależnione jest od sytuacji epidemicznej.