Pandemia skróciła sezon dla polskiej branży turystycznej i pokrzyżowała wiele wakacyjnych planów na wyjazdy zagraniczne. To ostatnie było szansą dla atrakcyjnych turystycznych destynacji w naszym kraju. Pytanie tylko, czy wszystkim udało się dobrze zarobić na większej liczbie krajowych turystów?
Powakacyjną sondę zaczynamy od Mielna. To tu co roku nad polskim morzem są największe tłumy.
- Co roku mamy pełno i w tym roku było tak samo. Maj rzeczywiście nie dał zarobić, dopiero potem ostrożnie turyści zaczęli przyjeżdżać w czerwcu. Udało się to odrobić w znakomitym lipcu i sierpniu, a i wrzesień zapowiada się dobrze - mówi Agata Gierach z Villa Savana w Mielnie.
- To była jakaś nagonka z tym koronawirusem. My go nie widzieliśmy. Ulice były pełne, żyliśmy bez stresu, a pokoje szybko, po zdjęciu obostrzeń, się wynajęły. Sezon jednak był trudny. Dużo ludzi odmawiało, ale po czerwcu to już było z górki. Były pensjonaty co poupadały, ale nie wiem, jak oni tego dokonali- mówi Grażyna z Pensjonatu Villa Mielno.
Chyba rzeczywiście dobre dwa miesiące dały sowity zarobek, bo Villa Mielno we wrześniu już gości nie przyjmuje. Odmienne obserwacje z Mielna mają jednak inni przedsiębiorcy.
Polak nie da zarobić?
- W czerwcu po odmrożeniu było świetnie, ale cały sezon oceniamy średnio. Jednak te ograniczenia spowodowały, że część ludzi bała się restauracji. Mniej miejsc przy stolikach też zrobiło swoje - mówi Agnieszka ze smażalni ryb "Pirat" w Mielnie.
Jak ocenia, obroty mogły spaść nawet o 30- 40 proc. w porównaniu do zeszłego roku. - Zawsze jednak mogło być gorzej. Także nie narzekam - dodaje.
- Było bardzo słabo. Nie wiem, kto mówi, że lipiec był ok. Wtedy zimno było i ludzi brakowało. W sierpniu już dużo lepiej, ale strat na handlu nie udało się odrobić. Niestety wrzesień tego nie zmieni, bo na seniorach to niewykonalne - mówi Katarzyna ze sklepu spożywczego ABC w Mielnie.
Ciekawe obserwacje na temat tego na kim i ile można zarobić, ma też właścicielka sklepu z Zakopanego, gdzie się przenosimy.
- Mniej w ogóle i bardzo mało zagranicznych turystów. Polak to kupi tylko chińską zupkę, chleb, pasztety, płatki. Nie da zarobić. Francuzi, Niemcy, Szwedzi, Anglicy i Rosjanie nie przyjechali, a to oni zostawiają dobre paragony - mówi Aneta współwłaściciel sklepu K&K z Zakopanego.
W stolicy polskich Tatr właściciele noclegów z różnym szczęściem poradzili sobie z wyzwaniem.
Żółta strefa
- Nie odczuliśmy różnicy, jedynie, kiedy był lockdown, to byliśmy zamknięci, ale nie ma co narzekać. Nie wiadomo jednak jak będzie z jesienią. O tej porze zwykle mieliśmy już zarezerwowany wrzesień. Teraz nie jest tak dobrze - mówi Grzegorz Kumorek z "Białej Owcy".
Jak przypuszcza, winne może być umieszczenie Zakopanego w żółtej strefie. Część turystów odwołała przyjazd. W Willi u Renaty było trochę gorzej. Turystów było mniej co najmniej o 30 proc.
- Przeważały 2-3-dniowe szybkie, nerwowe wypady. Widać jednak było u ludzi tę niepewność. Przez to dużo mieliśmy pokojów niezamieszkanych przez poszczególne dni. Wcześniej to się nie zdarzało, bo ludzie zwykle przyjeżdżali na tydzień - mówi Renata Majerczyk Swajnos.
Podobnie jak w Mielnie z sezonu nie jest zadowolony również restaurator z Zakopanego.
- Na Krupówkach była masa ludzi, ale po restauracjach dużo mniej ludzi chodziło. Jednak widać, że ludzie oszczędzają, bo czas niepewny. Nie chodzi przecież o strach, bo po Krupówkach spacerowali sobie jak w najlepsze - słyszymy w "Owczarni", która na wspomnianych Krupówkach ma znakomitą lokalizację.
Moda na Mazury?
Na koniec zajrzymy jeszcze na Mazury. Tutaj w Giżycku w popularnej restauracji zaobserwowano prawdziwy najazd turystów. Czyżby więc Mazury zyskały najbardziej na polskich wakacjach?
- Nie było u nas nigdy tak wielkich tłumów. Nie byliśmy w stanie obsłużyć wszystkich gości. Były dni, że o 19 nie mieliśmy już nic do podania. Na mazurach to niezwykła sytuacja. Znajomi też opowiadają, że jeszcze nigdy takiego sezonu nie mieli - mówi Joanna z restauracji "Siwa czapla".
Niezwykle dobry sezon potwierdzają również w Apartamentach Porto w Giżycku. Jak się tam dowiedzieliśmy, sezon pod względem gości był naprawdę udany. Po kiepskim starcie zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania.
- Chyba zrobiła się w tym roku jakaś moda na Mazury. Miałam pełne obłożenie i jeszcze nigdy nie było tylu telefonów i próśb choćby o jeden dzień. Znajomi też mówią, że mieli pełno. Na pewno pomogły problemy z zagranicznymi wakacjami i jak słyszę od ludzi, nawet w tak dobrym roku, nie ma tu takich tłumów, jak nad morzem. Więc choć trochę jest bezpieczniej - mówi Jarosława Martyniuk z apartamentów Mini-Max.