Artykuł jest częścią cyklu #JedziemyWPolskę. Chcesz opowiedzieć o czymś, co dzieje się w Twojej miejscowości? Pisz na: dziejesie@wp.pl
Wszystkie teksty powstałe w ramach cyklu #JedziemyWPolskę znajdziesz tutaj.
- Gabrysiu, nie odchodź tak daleko, bo tam jest głęboko! - woła do wnuczki Barbara Kasprzyk. Babcia, jak to babcia, woli dmuchać na zimne. Siedzi na pomoście jednej z plaż w Powidzu przy Jeziorze Powidzkim (woj. wielkopolskie). Tabliczka informuje, że woda ma tu ok. 80 cm głębokości. Dziecku sięga jednak do kolan.
Głębokość jeziora sprawdzam w innym miejscu - na plaży w Przybrodzinie. Tu lustro wody od dna powinno dzielić 60 cm. Mnie sięga do kostek. Kawałek dalej na tabliczce widnieje 45 cm, ale popluskać można się co najwyżej w kałuży.
Aż wstyd przyznać, ale przyjeżdżam nad jezioro do Powidza od 50 lat. Wody widocznie ubywa. Na początku cieszyliśmy się nawet, że plaża jest szersza, jest więcej piasku. Teraz jest nam bardzo smutno. Tym bardziej że jest tu krystalicznie czysta woda. Wczoraj pływały małe rybki. Dziewczyny chodzą teraz z siatkami, żeby je złapać i im się przyjrzeć - opowiada pani Barbara w rozmowie z money.pl.
Jezioro Powidzkie nie jest ani jedynym wysychającym akwenem Pojezierza Gnieźnieńskiego, ani najbardziej wysuszonym. - Proszę jechać do Skorzęcina. Tam jest dopiero tragedia - podpowiada nasza rozmówczyni. Dotrę i tam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego jeziora i rzeki Wielkopolski wysychają?
Alarmujący stan jezior i rzek Wielkopolski, Kujaw oraz Pałuk (region w północno-wschodniej części Wielkopolski) od dłuższego czasu zajmuje opinię publiczną. Nie jest to efekt wyłącznie skąpych opadów śniegu i deszczu oraz ocieplenia klimatu.
Sporą cegiełkę dołożyły okoliczne kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego. Konińskie odkrywki należą do Zespołu Elektrowni Pątnów Adamów Konin, spółki Zygmunta Solorza.
Odkrywki górnicze obniżyły poziom wód gruntowych zasilających jeziora i rzeki. Woda uchodzi z nich jak z odkorkowanej wanny. Problem od lat nagłaśnia m.in. stowarzyszenie EKO Przyjezierze. Alarmują również naukowcy, m.in. pochodzący z Powidza dr Bogumił Nowak, który od 2020 r. jest dyrektorem poznańskiego Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Poznaniu.
Kopalnia przez długi czas negowała swój wpływ na okoliczny poziom wód. Dziś jednak - przynajmniej częściowo - przyznaje rację krytykom.
Geneza zjawiska obniżania poziomu wód powierzchniowych i podziemnych w tym regionie jest bardzo skomplikowana. Składają się na nią zarówno czynniki naturalne (zmiana klimatu, niski poziom opadów), jak i działania antropogeniczne, m.in. prowadzona na szeroką skalę działalność górnicza - wskazuje w odpowiedzi na pytania money.pl Łukasz Czarnecki z biura prasowego ZE PAK.
I dodaje, że "zjawisko to obserwowane jest na tym terenie, podobnie jak w pozostałych częściach Wielkopolski i Kujaw, od dawna, jednak szczególnie przybrało ono na sile na przestrzeni ostatnich 30 lat".
Kopalnia Konin kończy szychtę
Spółce łatwiej teraz poruszać ten niewygodny temat, bo w połowie czerwca zamknęła swoją "ostatnią wielką odkrywkę węgla brunatnego" - Jóźwin IIB. Obecnie działa jedna - Tomisławice, która zostanie zamknięta w 2024 r.
ZE PAK chwali się, że "jako pierwszy w Polsce odejdzie od produkcji energii elektrycznej z węgla brunatnego". Dodaje, że stawia na odnawialne źródła energii. Ponadto przy współpracy z Wodami Polskimi oraz Lasami Państwowymi ma polepszyć retencję w zagrożonym suszą regionie.
Dzięki utworzeniu systemu rurociągów, kanałów i pompowni możliwy będzie przerzut nadmiaru wód i kierowanie go do rekultywowanych odkrywek pokopalnianych. Pozwoli to na utworzenie nowych zbiorników wodnych, a także odbudowę zasobów Pojezierza Gnieźnieńskiego, odtworzenie tysięcy hektarów mokradeł i poprawę bilansu wodnego w regionie - informuje poznański zarząd Wód Polskich.
Inwestycje mają zakończyć się w 2025 r. Na razie mieszkańcy regionu patrzą na wysychające jeziora z niedowierzaniem i bezradnością.
"To ostatnia niedziela" nad Jeziorem Wilczyńskim
- Mamy ogromny problem - mówi money.pl Juliusz Wiechecki z Wilczyna. - Woda to sama uciecha, a jest jej coraz mniej. Ostatkiem sił tworzymy jakieś kąpieliska. To dla dzieci ma wielkość brodzika. Turyści przyjeżdżają tu od 50 lat, ale boimy się, że w końcu nas zostawią, a każdy jednak zostawia tutaj pieniądze - dodaje przedsiębiorca.
Wiecheckiego zaczepiam przy znajdującej się obok miejskiej plaży nad Jeziorem Wilczyńskim restauracji "Pod Sosnami". Jest jej właścicielem od 1999 r. To także wieloletni radny gminy i wilczyniak od urodzenia. Pamięta jeszcze, jak za dzieciaka z kolegami chodził się kąpać, w czasach, gdy nikt nie przejmował się kąpielówkami. Infrastruktury wokół jeziora wówczas jeszcze nie było. Była za to woda.
- Kiedyś zakłady wysyłały tutaj pracowników na dwu, nawet trzytygodniowe turnusy. Turyści odkryli to miejsce w latach 70. - wspomina. - Ośrodki pracownicze w Wilczynie miały m.in. fabryka fortepianów Calisia, PKS Konin czy Zakłady Zbożowe Konin. Organizowaliśmy mnóstwo imprez na otwartym powietrzu. Występowały tu wielkie gwiazdy: Mieczysław Fogg, Jacek Lech, Jerzy Grunwald czy zespół Roma, gdy znajdował się u szczytu popularności. Na nasze koncerty przyjeżdżały tłumy - dodaje.
Jak jest teraz? - Wszystko się skończyło - mówi Wiechecki. W latach 90. zakładowe ośrodki przeszły w ręce prywatnych właścicieli, również z dalekiej zagranicy. Na rynku noclegowym w Wilczynie działali Pakistańczyk z USA i Niemiec. Już ich nie ma, bo albo zmarli, albo zostawili biznes. Teraz ludzie do Wilczyna przyjeżdżają tylko na weekendy, do własnych domków. A z tego wielkiego zarobku nie ma.
Linia brzegowa, odkąd sięga moja pamięć, cofnęła się o ok. 200 m. Lustro wody obniżyło się o ok. 6 m - twierdzi rodowity wilczyniak.
Boi się, co będzie dalej.
- Obraz nędzy i rozpaczy - słyszę natomiast od pary odpoczywającej na molo nad Jeziorem Niedzięgiel w Skorzęcinie, o którym wspominała w rozmowie z nami Barbara Kasprzyk.
Odnowione molo może się podobać. Niedawno położono bruk, pojawiły się ozdobne lampy, ławki, a w okolicy plaży dyskoteki, restauracje, puby, karuzele i inne atrakcje.
Molo stoi jednak na suchym piasku. Woda ledwo do niego sięga. Irena, pracownica wypożyczalni rowerów wodnych, mówi, że jezioro jeszcze pięć lat temu zaczynało się ok. 3-5 m dalej.
Jesteśmy dosłownie przerażeni ubytkiem wody - mówi Irena.
Wypożyczalnię przejęli pięć lat temu od małżeństwa, które przeszło na emeryturę. Do Skorzęcina przyjeżdżam w tygodniu przed południem. Chociaż sezon już się zaczął, a pogoda jest dobra (lekko zachmurzone niebo), to wszystkie rowerki są zacumowane.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że wraz z powiększającą się plażą, pojawia się na niej coraz więcej śmieci. Jakby zarządcy stracili do niej serce. Rzeczywiście, w piasku widać mnóstwo petów i kapsli. - Wszyscy się tutaj zastanawiamy, jak bardzo to jezioro jeszcze wyschnie - dodaje Irena.
Rzeki nie ma. Lokalne tradycje wygasły
Dowody wysychania regionu znaleźć można nie tylko w miejscowościach turystycznych. Widać je np. w Gębicach. Przez wieś, która przez wieki była miastem królewskim (straciła prawa miejskie na początku XX w.), "płynie" Noteć. Dla mieszkańców to zawsze był ważny element krajobrazu. Od rzeki pochodzi np. nazwa założonego w 1922 r. klubu piłkarskiego - najstarszego w gminie Mogilno.
Rzeki w tym sezonie, jak i zresztą w ostatnich latach, praktycznie nie ma. W niektórych miejscach po opadach - których jest jak na lekarstwo - widać kałuże. Zarośnięte koryto niczym nie przypomina Noteci sprzed 40-50 lat.
- Jak byłam dzieckiem, to wokół rzeki kwitło życie. Była plaża, lody bambino w papierku, ludzie ryby łowili. Łabędzie przylatywały, więc chodziło się je dokarmiać. Było wesoło. Smutno się na to wszystko patrzy - mówi money.pl pani Małgorzata, 60-latka.
Dawniej w św. Jana Chrzciciela panny puszczały wianki, by pomóc sobie w znalezieniu męża. - Niektórzy do wianuszków wstawiali zapalone świeczki. Teraz nigdzie by nie popłynęły, więc nikt już tej tradycji nie kultywuje - opowiada nasza rozmówczyni.
Święto Jana Chrzciciela było też swego rodzaju oficjalnym startem sezonu kąpielowego - po poświęceniu wody można było pływać w niej "pod opieką" Opatrzności.
Pani Małgorzata pamięta czasy, gdy rolnicy narzekali, że wody jest zbyt dużo, dlatego na niektórych polach zbiory były żadne albo mizerne. Wspomina o tym także w rozmowie z money.pl prezes stowarzyszenia EKO Przyjezierze Józef Drzazgowski. W efekcie zaczęto pola osuszać, czego wielu może teraz srogo żałować.
Lepiej uważać, o co się człowiek modli - kwituje pani Małgorzata.
Pytają wójta - co się dzieje
- Turystyka to jeden z filarów rozwoju gminy. To, co się dzieje z jeziorem, jest dla nas bardzo istotne. Na terenie gminy Powidz mamy 1300 działek letniskowych, kilkaset miejsc noclegowych w obiektach turystycznych, a gdyby zliczyć jeszcze pola namiotowe, to będzie ich spokojnie ponad tysiąc - mówi money.pl Jakub Gwit, wójt gminy Powidz. Zaznacza przy tym, że największym podatnikiem jest lokalna jednostka wojskowa.
Wójt przyznaje, że przedsiębiorcy często pytają, co się dzieje z jeziorem i co samorząd ma zamiar z tym zrobić. Wskazuje wówczas na planowane inwestycje ZE PAK.
Spadek poziomu wód budzi obawy. W tym roku jedno kąpielisko musieliśmy przenieść kilkaset metrów dalej. Brak wody sprawił, że tworzyły się zapadliska. Musieliśmy reagować, by było bezpiecznie. Oczywiście poza tym są ratownicy - mówi Gwit.
Mimo obaw gmina nie zamierza rezygnować z turystyki. W ostatnich latach zbudowała za 2,5 mln zł promenadę przy jeziorze (2 mln zł to unijne dofinansowanie). Planuje też nowoczesny system zrzucania nieczystości z jachtów, by woda w Jeziorze Powidzkim, którą oficjalnie uznano za najczystszą w Polsce, była taką jak najdłużej.
Koniec górnictwa to za mało
Co będzie dalej z Pojezierzem? - Górnictwo na szczęście odchodzi - komentuje w rozmowie z money.pl Józef Drzazgowski z EKO Przyjezierze. Ekolog zwraca jednak uwagę, że przywrócenie stanu wód sprzed lat to nie będzie sprawa łatwa.
Dodajmy, że nieczynne pokopalniane odkrywki są od lat zamieniane w sztuczne zbiorniki. Spółka ZE PAK wskazuje, że w ten sposób powstały np. jeziora: Czarna Woda (32 ha), Zatorze (18 ha) czy Morzysław (2,5 ha). A wody na Pojezierzu wciąż ubywa.
Drzazgowski podkreśla, że tzw. zlewnia, czyli obszar, z którego wody gruntowe zasilają m.in. jeziora i rzeki, "jest podzielona jak sito". Nie chodzi tylko o odkrywki, ale też o studnie głębinowe, z których korzystają rolnicy. Ich głębokość, zdaniem ekologa, nie jest kontrolowana.
- Do 30 m nie potrzeba pozwolenia, ale kto realnie sprawdza, czy nie mają np. 40 czy 50 m? Musi być dokonana natychmiastowa inwentaryzacja wszystkich studni głębinowych. Trzeba zbadać ich głębokość i założyć liczniki - uważa Drzazgowski. - Woda jest skarbem. Jeśli nie będziemy jej szanować, magazynować, o nią dbać, to w konsekwencji nie my, ale nasze dzieci czy wnuki będą miały poważne problemy - puentuje.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl