Pandemia koronawirusa i wywołany nią światowy kryzys wymusił na rządach bezprecedensowe działania. Niestety, uruchomione tarcze i wsparcie finansowe są na kredyt. W ciągu dwunastu ostatnich miesięcy zadłużenie największych państw w przeliczeniu na złotówki wzrosło o dziesiątki bilionów.
Najnowsze statystyki prezentowane przez Ministerstwo Finansów pokazują, że zadłużenie Skarbu Państwa od stycznia wzrosło o kilkanaście procent i jest na poziomie blisko 1,1 bln zł. Nie jest to jednak cały dług publiczny, który według wyliczeń ekonomistów Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) można już szacować na ponad 1,4 bln zł.
Jeszcze dwanaście miesięcy temu (na dzień 18 stycznia 2020) na liczniku było nieco mniej niż 1,2 bln zł. To oznacza, że w rok zadłużyliśmy się na dodatkowe 224 mld zł.
Na tle innych krajów po tym względem nie wypadamy ani specjalnie źle, ani dobrze. Można powiedzieć, że przyrost długu w większości przypadków był zależny od wcześniejszego bilansu zadłużenia i wielkości gospodarki. W Stanach Zjednoczonych dług przyrósł w rok o ponad 15 bln zł, a w Japonii o prawie 11 bln zł.
Warto więc spojrzeć na procentowy wzrost zadłużenia w krajach. I pod tym względem Polska jest w czołówce rankingu, co nie jest wielkim powodem do dumy. Podczas gdy w naszym kraju zadłużenie wzrosło o prawie 20 proc., np. w Rosji, Francji, we Włoszech czy Hiszpanii przyrost ten był mniej więcej o połowę mniejszy.
Warto było?
Nasuwa się pytanie, czy skuteczność działań ratunkowych dla gospodarki była warta takiego wzrostu zadłużenia?
- Rządy powinny emitować dług tylko w uzasadnionych przypadkach. Często dzieje się jednak inaczej - wskazuje Rafał Trzeciakowski, ekonomista FOR.
- Inwestycje publiczne mogą uzasadniać finansowanie długiem, zwłaszcza jeżeli korzyści z nich będą czerpały kolejne pokolenia. Szacuje się jednak, że w krajach rozwiniętych zaledwie 4 proc. przyrostu długu publicznego można powiązać z finansowaniem inwestycji publicznych, a nasze szacunki dla Unii Europejskiej wskazują na 1,5 proc. - wylicza.
Główny ekonomista mBanku Marcin Mazurek na pytanie o to, czy proporcjonalne do wzrostu zadłużenia były korzyści ze zwiększenia długu przez polski rząd, wskazał, że jest za dużo zmiennych, by jednoznacznie odpowiedzieć. Zastrzegł jednak, że patrząc przez pryzmat długu publicznego, nie ma powodów do niepokoju.
- Poziom długu jest niepokojący, jeśli np. rentowności obligacji emitowanych przez Skarb Państwa zaczynają gwałtownie rosnąć. Byłby to praktyczny objaw tego, że inwestorzy niepokoją się o swoje pieniądze. A tak się nie dzieje - komentuje sytuację Marcin Mazurek.
Licznik bije
Ekonomiści mogą mieć zastrzeżenia co do polityki zarządzania długiem przez polski rząd (o ile w kryzysie rośnie i to jest normalne, w czasie dobrej koniunktury zadłużenie powinno się redukować, a tak się nie działo), ale raczej uspokajają i nie biją na alarm.
Bije za to licznik długu, który - przynajmniej w teorii - kiedyś trzeba będzie spłacić. I to nie przez urzędujących polityków, ale przez kolejne pokolenia. W czasie, który jest potrzebny na przeczytanie tego tekstu, zadłużenie Polski może wzrosnąć o blisko 2 mln zł.
FOR szacuje, że z każdą sekundą na liczniku przybywa około 8472 zł. Składają się na to nie tylko kolejne zaciągane zobowiązania, ale i narastające ciągle odsetki z wcześniej pożyczonych pieniędzy.
Gdybyśmy chcieli w tym momencie wyzerować licznik długu publicznego, każdy obywatel Polski (bez wyjątku, od dzieci do najstarszych) musiałby wyłożyć z własnej kieszeni po 37 tys. 82 zł.
Zadłużenie w innych krajach
To nie tylko nasz ból głowy. Większy problem niż statystyczny Kowalski ma też Smith w Wielkiej Brytanii, Müller w Niemczech czy Yamada w Japonii.
W Niemczech dług "na głowę" wynosi blisko 38 tys., ale nie złotych, tylko dolarów (kurs wynosi około 3,73 zł). Mniej ludzi mieszka na Wyspach, a dług tam jest większy. Tym samym dług Wielkiej Brytanii per capita to około 52,5 tys. dolarów. Tymczasem w Japonii sięga zawrotnych 115 tys. dolarów.
Ze względu na wielką populację w USA Amerykanin ma do spłaty nieco mniej, bo około 84 tys. dolarów. Jednak jako kraj mają zdecydowanie największe zadłużenie. Zbliża się do 28 bln dolarów, czyli do blisko 104 bln zł.
Na tle innych wielkich krajów z różnych kontynentów Polska nie wypada więc źle. A pod względem długu w relacji do PKB można powiedzieć, że jeszcze trzymamy zadłużenie w ryzach.
Podczas gdy np. unijne regulacje (wynikające m.in. z traktatu z Maastricht) mówią o limitach zadłużenia rzędu 60 proc. PKB (Polska jest blisko tego poziomu), średnia na świecie już przekracza 100 proc. PKB.
Jak wskazują eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), państwa są bardziej zadłużone niż w dotychczas szczytowym momencie - po drugiej wojnie światowej.