Pojawia się pytanie po co, skoro organy ścigania mają odpowiednie środki prawne do wyśledzenia obywateli polskich biorących udział w tych przestępstwach, zebrania materiału dowodowego i aresztowania przestępców. Z tego też względu projektowana ustawa nie może być traktowana jako służąca wykrywaniu przestępstw czy aresztowaniu przestępców, ale jako „chronienie społeczeństwa” przed treściami uznanymi za nielegalne.
Propozycja zmian w ustawie budzi obawy o pójście o krok dalej, czyli cenzurowaniu kolejnych treści, bowiem pod pretekstem zwalczania ww. treści będzie można zablokować dostęp do każdej polskiej czy zagranicznej strony.
Gdzie będzie w tej sytuacji granica ingerencji prokuratorskiej i sędziowskiej w wolność słowa?
Jakie jest uzasadnienie wprowadzenia konieczności blokowania stron w Internecie?
Uzasadnienia nie ma. Projektodawca wprowadza te regulacje jakby przypadkiem, bez zdania wyjaśnienia oraz bez oceny skutków tej regulacji. Oficjalnie mamy bowiem do czynienia z niewielką nowelizacją technicznych kwestii zwalczania terroryzmu. W praktyce ten zakres jest zupełnie inny i niebezpiecznie szeroki.
Blokowanie stron w Internecie bez konsultacji społecznych
Omawiane prace nad nowym mechanizmem toczą się bez jakiejkolwiek debaty publicznej oraz bez udziału ekspertów i uczestników rynku ICT.
Nowelizacja kodeksu karnego oraz kodeksu postępowania karnego – bo o projekcie tej ustawy tu mowa, została bowiem wprowadzona do Sejmu z pominięciem zarówno rządowej części procesu legislacyjnego jak też konsultacji społecznych, jako projekt poselski. Uzasadnieniem tej nowelizacji jest oficjalnie dostosowanie polskich przepisów karnych do dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/541 z dnia 15 marca 2017 r. w sprawie zwalczania terroryzmu.
Niestety nie odpowiada to treści projektowanych przepisów. Pod pretekstem korekty kilku artykułów kodeksu karnego związanych z terroryzmem m.in. art. 255a (samokształcenie się przyszłego terrorysty), wprowadza się mechanizm blokowania przez m.in. przedsiębiorców telekomunikacyjnych dostępu do stron internetowych zawierających treści mogące stanowić przestępstwa w zakresie:
- pornografii z udziałem małoletnich (pedofilia), zwierząt (zoofilia) oraz przemocy;
- wszelkich przestępstw związanych z narkotykami (w tym z rozpędu obejmuje to również przestępstwo niezawiadomienia przez właściciela zakładu lub lokalu o przestępstwie związanym z narkotykami dokonywanym na terenie tego zakładu lub lokalu);
- przestępstwa uczestniczenia w szkoleniu związanym z popełnianiem aktów terrorystycznych czy też samoszkoleniem się w tym zakresie.
Już w trakcie prac sejmowych Komisja Legislacyjna Naczelnej Rady Adwokackiej wyraziła swoje obawy co do słuszności koncepcji cenzurowania Internetu. Jej głos pozostał jednak bez żadnego odzewu, tak samo zresztą jak stanowisko sektora ICT.
Jak ma wyglądać usuwanie lub blokowanie nielegalnych treści?
Wracając do analizy projektowanych przepisów, nowelizacja zakłada, że urzędy, instytucje, przedsiębiorcy telekomunikacyjni, podmioty świadczące usługi drogą elektroniczną oraz dostawcy usług cyfrowych, na żądanie sądu lub prokuratora, będą:
- zabezpieczać dane znajdujące się na ich nośnikach lub w systemach informatycznych;
- w przypadku wskazanych powyżej przestępstw blokować dostęp do wskazanych domen internetowych.
Dodatkowo administrator treści może być zobowiązany przez sąd lub prokuratora do zabezpieczenia wskazanych treści, a jeśli treści stanowiły jedno z wyżej wymienionych przestępstw sąd lub prokurator może żądać ich usunięcia przez administratora treści, urząd, instytucję, przedsiębiorcę telekomunikacyjnego, podmiot świadczący usługi drogą cyfrową lub dostawcę usług cyfrowych.
Nowelizacja wprowadza więc dwa nowe obowiązki związane z treściami uznanymi za nielegalne:
blokowanie dostępu do wskazanych treści,
usunięcie wskazanych treści.
Warto zauważyć, że jako podmioty zobowiązane do takiego działania wskazano wszystkie podmioty gospodarcze, które biorą udział w udostępnianiu użytkownikom treści w Internecie bez analizy czy podmioty te mają faktycznie i prawne możliwości blokowania tych treści czy też ich usuwania. Nie znane są jednak sposoby jakie mają zastosować zobowiązane podmioty do zablokowania dostępu do wskazanych treści lub jak mają oni je usunąć ze strony internetowej.
Analizując projekt ustawy również pod kątem rozwiązań organizacyjnych należy podkreślić, że pomysł cenzurowania Internetu nie został poprawnie skonstruowany. Nie wiadomo w jakim trybie podmioty gospodarcze mają być informowanie o konieczności blokowania wskazanych stron internetowych lub usuwania z nich określonych treści, oraz w jaki sposób mają być informowanie o przywróceniu dostępu do tych treści.
Nie jest wiadome, w jakim przypadku polecenie zablokowania dostępu może być nałożone na przedsiębiorcę telekomunikacyjnego, a kiedy na dostawcę usług cyfrowych czy przedsiębiorcę świadczącego usługi drogą elektroniczną. Brak jest również pomysłu na koordynowanie działań prokuratury w tym zakresie co może prowadzić do tego że dana strona internetowa może być zablokowana/odblokowana na żądanie kilku prokuratorów.
Przejrzystość decyzji o blokowaniu dostępu do Internetu
Obecnie jedynym mechanizmem blokowania dostępu do domen internetowych w Polsce jest rejestr Ministra Finansów blokowanych domen internetowych gier hazardowych działających niezgodnie z prawem. Przedsiębiorcy telekomunikacyjni mają dostęp do tego rejestru i na jego podstawie blokują lub odblokowują dostęp do wskazanych domen internetowych. Podmiotem zarządzającym rejestrem jest Minister Finansów i procedura zablokowania dostępu do domeny internetowej gry hazardowej jest ściśle określona. Propozycje z nowelizacji kodeksu postępowania karnego nie kopiują tego rozwiązania, pozostawiając to do uregulowania w rozporządzeniu, którego treści nie znamy.
Uzasadnienie projektu ustawy nie tylko nie precyzuje w jaki sposób planowane jest zobowiązanie przedsiębiorców telekomunikacyjnych (czy innych podmiotów) do blokowania dostępu do stron internetowych czy do usuwania treści z tych stron (co jest fizycznie niemożliwe dla przedsiębiorców telekomunikacyjnych). Projekt ustawy w swoim uzasadnieniu również nie opisuje tego obowiązku, jakby był on nic nieznaczącą poprawką techniczną obecnych przepisów.
Tymczasem wspomniana już dyrektywa o zwalczaniu terroryzmu (której implementacja jest oficjalnym celem projektu) dopuszcza co prawda usuwanie treści z sieci Internet lub też blokowanie dostępu do nich, ale wskazuje, że jest to środek ostateczny i jego zastosowanie musi być konieczne oraz proporcjonalne, a jego wprowadzenie następuje na podstawie przejrzystych procedur wraz z poinformowaniem użytkowników o przyczynie blokowania lub usunięcia. Innymi słowy unijny legislator godząc się w ostateczności na ingerencję w wolność słowa w Internecie ciągle podkreśla prymat tej wolności nad koniecznością zwalczania treści związanych z terroryzmem.
Polski projekt nie przewiduje żadnych ograniczeń uprawnienia prokuratorów wskazując że mogą oni zastosować ten środek w każdej sytuacji bez szczegółowego uzasadnienia. Projekt ten należy więc określić jako znacząco niezgodny z unijną dyrektywą, na którą się powołuje.
Unijne przepisy usuwania treści terrorystycznych z sieci Internet
W całej tej sprawie należy zwrócić uwagę, że nowelizacja prawa, określana jako związana ze zwalczaniem terroryzmu, w ogóle nie bierze pod uwagę finalizowanego właśnie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie przeciwdziałania rozpowszechnianiu w Internecie treści o charakterze terrorystycznym (przyjętym już przez Radę i Parlament Europejski).
Co więcej, to rozporządzenie unijne reguluje już kwestię usuwania treści, o których mowa w projektowanym art. 255a KPK, przy czym robi to w sposób odmienny od polskiego ustawodawcy.
W mojej opinii unijne rozporządzenie powinno być modelem dla ewentualnych polskich rozwiązań prawnych w zakresie cenzurowania treści w Internecie. Przede wszystkim ta unijna regulacja wskazuje, że jedynym podmiotem zobowiązanym do usuwania treści z sieci Internet lub blokowania dostępu do nich jest dostawca usług hostingowych, a pozostałe podmioty z łańcucha dostępu do tych treści nie powinny być do tego obligowane.
Ta regulacja gwarantuje, że organa ścigania krajów członkowskich zajmą się cenzurowaniem nielegalnych treści we własnych krajach a nie na chińską modę zajmą się oceną legalności treści z całego świata. Ponadto unijne rozporządzenie jest pełne zastrzeżeń związanych z prawami obywateli do wolności słowa i dostępu do informacji. Kluczowa jest również przejrzystość działań zarówno organów jak i samych dostawców usług hostingowych. Tych regulacji w całości brakuje w polskim projekcie, który choć z pewnością pełny dobrych intencji, okaże się schodami do piekła cenzury.
Potencjalne skutki uboczne blokowania stron w Internecie
Dlaczego te unijne zastrzeżenia w zakresie proporcjonalności, poszanowania wolności słowa oraz przejrzystości zarówno działań organów państwowych czy procedury odwoławczej, są tak bardzo ważne? Dlatego, że bez nich, pod pretekstem zwalczania treści terrorystycznych, przestępstw narkotykowych czy pornografii, będzie można zablokować dostęp do każdej polskiej czy zagranicznej strony internetowej pod pretekstem zwalczania tych przestępstw. Dostawcy treści na tych zagranicznych stronach internetowych, właściciele domen internetowych czy ich dostawcy usług hostingu nawet nie będą wiedzieli, że ich strony internetowe zostały zablokowane w Polsce i nie skorzystają z prawa do odwołania się. A zwykłym polskim obywatelom prawo do odwołania się od poleceń prokuratora czy sądu nie będzie przysługiwało. Brak mechanizmu przejrzystości decyzji o blokowaniu stron Internetowych oraz iluzoryczność mechanizmu odwoływania się od poleceń o blokowaniu (a więc całego mechanizmu kontroli tego środka) bardzo szybko może zachęcić do nadużywania tego uprawnienia.
W całej tej sprawie należy rozważyć jeszcze jedną kwestię. Brzmienie projektowanych przepisów już teraz umożliwia zablokowanie dostępu do zagranicznych czy polskich serwerów peer-to-peer, platform oraz witryn streamingowych, a także wielu sklepów internetowych, czy platform e-commerce i barterowych, pod pretekstem umieszczenia na nich treści związanych z nielegalną pornografią, handlu narkotykami czy szkoleniami w zakresie terroryzmu. To wszystko może spowodować także rozszerzenie się szarej strefy Internetu pozbawionej już jakiejkolwiek kontroli.
Wszystkie te wady projektowanych przepisów oraz zagrożenia z nimi związane zostały zaobserwowane przez rynek ICT z dużym niepokojem. Izby branżowe, m.in. Polska Izba Komunikacji Elektronicznej wielokrotne apelowała do polskich parlamentarzystów o ich nieuchwalanie lub co najmniej o przeprowadzenie gruntownej ich modyfikacji. Obecnie projekt ustawy procedowany jest w Senacie, gdzie 11 maja br. połączone komisje senackie, m.in. na podstawie stanowisk izb branżowych, zarekomendowały wykreślenie w projektu ustawy tych przepisów.