Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Damian Szymański
Damian Szymański
|
aktualizacja

Prawda ws. inflacji wychodzi na jaw. Popełniono błąd?

492
Podziel się:

Jak dowiedział się money.pl, Rada Polityki Pieniężnej dysponuje analizą dotyczącą częstotliwości, kierunku oraz skali zmian cen w Polsce. To nowość, bo od wielu lat tego typu dokumenty nie były przez NBP sporządzane. PiS-owi i samemu prof. Adamowi Glapińskiemu wnioski mogą przysporzyć kłopotów.

Prawda ws. inflacji wychodzi na jaw. Popełniono błąd?
Money.pl bezskutecznie od kilku dni walczy o wgląd w pełny dokument NBP (Getty Images, Gallo Images)

Analiza nosi nazwę: "Pomiar sztywności cen na podstawie danych jednostkowych GUS". Brzmi skomplikowanie, ale chodzi w niej o to, aby zobaczyć, od kiedy ceny w naszym kraju zaczęły być częściej zmienianie, czy rosły, czy spadały oraz jak duża była skala tych ruchów. Innymi słowy, kiedy tak naprawdę Polska zaczęła mieć problemy z inflacją i czy nie przespaliśmy tego momentu.

Wnioski mogą być niewygodne zarówno dla PiS-u, który zrzuca problem podwyżek cen na Putina czy pandemię, jak i samego prof. Adama Glapińskiego. Dlaczego?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: RPP walczy z inflacją z zawiązanymi oczami. "Wracają czasy Gomułki i Gierka"

Analiza NBP dot. inflacji. Kiedy Polska zaczęła mieć problem z cenami?

NBP pisze, że "analiza wykorzystująca jednostkowe ceny towarów i usług konsumpcyjnych umożliwiła identyfikację podstawowych cech procesów cenotwórczych w Polsce, w tym dotyczących częstotliwości i przeciętnej skali zmian cen". Jest to więc dokument niezwykle ważny i użyteczny przy podejmowaniu decyzji o wysokości stóp procentowych.

Jak się okazuje, w Polsce ceny niektórych produktów zaczęły się zmieniać częściej już w 2018 r. Przez kolejne miesiące zmiany cenników obejmowały coraz większe grupy dóbr i usług. Przez zmiany należy rozumieć w znacznej części podwyżki, a nie obniżki cen. Ich skala także się zwiększała. To oznacza, że w 2019 r. procesy cenotwórcze w Polsce rozpędzały się z każdym miesiącem.

Było to widać także w ogólnych danych dotyczących wzrostu cen. W 2019 r. inflacja wzrosła z 0,7 proc. w styczniu do 3,4 proc. w grudniu, więcej niż w Czechach czy na Węgrzech. Lokalny szczyt sięgnęliśmy w lutym 2020 r. na poziomie 4,7 proc. Później podczas pandemii utrzymywała się w przedziale 2-3 proc., który akceptuje NBP, by w po lutym 2021 r. znów ruszyć w górę.

Jednak Rada Polityki Pieniężnej wtedy nie reagowała. Podwyżkę stóp o 25 pb. w lipcu 2019 r. zaproponował ówczesny członek RPP Eugeniusz Gatnar, ale jego wniosek przepadł.

Członkowie Rady przyznają, że z inflacją nic nie robiono

Później, ustępując już z Rady, wraz z innym członkiem RPP Łukaszem Hardtem (ten złożył wniosek o podwyżkę w styczniu 2020 r. o 15 pb.) Gatnar pisał w "Rzeczpospolitej", że "gdyby wtedy polityka pieniężna została ostrożnie zacieśniona, to Rada byłaby później w łatwiejszej sytuacji decyzyjnej, bo mogłaby wiarygodnie komunikować, że w wyjątkowym pandemicznym okresie decyduje się na większą tolerancję dla inflacji, bo w warunkach normalnych takiej nadmiernej tolerancji nie ma".

Rada taką nadmierną tolerancję miała, co jest jednym z czynników podwyższających niezbędny do osiągnięcia poziom stopy procentowej w bieżącym cyklu zacieśniania warunków monetarnych - podsumowywali wówczas ekonomiści.

NBP w newralgicznym momencie więc nie tylko ignorował sygnały rosnącej presji inflacyjnej, ale nie dawał też swoimi działaniami do zrozumienia rządowi, że ekspansywna polityka fiskalna w tamtym momencie może ją jeszcze dodatkowo podsycić.

Później przyszła pandemia oraz dziesiątki miliardów złotych "wysypane" na rynek, którymi PiS chciało uchronić pracujących przed zwolnieniami. Słowem, ważny 2019 r. w kwestiach inflacji władza przespała, nie dała do zrozumienia społeczeństwu, że zaczyna się dziać coś niepokojącego. Nie wiemy, na ile było to wyrachowane działanie ze względu na wybory parlamentarne, w których PiS obiecał sowite podwyżki płacy minimalnej oraz 500 plus na każde dziecko.

RPP jest ślepa?

Cała sprawa ma też drugi aspekt. Chodzi o dostęp członków Rady Polityki Pieniężnej do danych, dzięki którym mogą oni podejmować racjonalne decyzje.

W poniedziałek w rozmowie z money.pl prof. Joanna Tyrowicz i Ludwik Kotecki przekonywali, że aparat analityczny NBP nie przypomina tego, jakim był kiedyś. Zarówno raporty, jak i analizy zostały okrojone, a wiedza jest niejako reglamentowana.

- Bez wiedzy, rzetelnych analiz Rada nie może podjąć dobrych decyzji, choćby nawet bardzo chciała. To bezpośrednia odpowiedzialność zarządu. Nie sądzę przy tym, żeby akurat prezes ingerował na etapie tworzenia projekcji, raczej wszyscy wiedzą, jak go zadowolić. Z dawnych czasów pamiętam mniej lub bardziej parlamentarne komentarze poszczególnych prezesów do materiałów analitycznych, ale tamci prezesi materiały faktycznie czytali, a nierzadko nawet rozumieli - mówiła nam członkini RPP.

Członkowie Rady nie biorą także udziału w konsultacjach z analitykami banku dotyczących najważniejszego dokumentu wydawanego przez Narodowy Bank Polski, czyli raportu o inflacji, na podstawie którego bank szacuje wzrost PKB i inflację na przyszłe lata.

- To oznacza, że Rada walczy z inflacją, mając zawiązane oczy - mówili w programie Newsroom prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów oraz prof. Julian Auleytner z Uczelni Korczaka, pomysłodawca 500 plus.

Prof. Auleytner zwrócił uwagę na brak dialogu i dyskusji w RPP. - Różnice zdań nie mają charakteru kryminalnego, wynikają z różnych modeli i przewidywania różnych rozwiązań - stwierdził.

- Wracają czasy Gomułki i Gierka, to jest prymat polityki nad ekonomią - mówił, dodając przy tym, że zdanie prof. Glapińskiego, szefa NBP, jest narzucane pozostałym członkom Rady.

Money.pl bezskutecznie próbuje od kilku dni uzyskać pełną analizę banku. Niestety, biuro prasowe Narodowego Banku Polskiego konsekwentnie w tej sprawie milczy.

Damian Szymański, dziennikarz i wiceszef money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(492)
WYRÓŻNIONE
ARP
rok temu
Trzeba było uważać na lekcjach ekonomii, każdy procent inflacji w górę (do ok. 20%) jest bardzo korzystny dla budżetu, a co za tym idzie są środki na cele socjalne. Nie będę robił wyliczeń opodatkowania i przepływów, ale to kilkanaście miliardów z każdego procenta.
kooistra
rok temu
Glapiński to gospodarczy ignorant, reprezentujący bolszewicką partię, która dla władzy zatapia gospodarkę i doprowadza Polaków do ruiny.
TakaPrawda
rok temu
Inflacja zaczęła się pojawiać jak wprowadzono podatek od supermarketów i 500+. Kolejne fale szły razem z podwyżkami emerytur, 13 i 14 i tarczami dla przedsiębiorców. Inflacja jest spowodowana wyłącznie złą polityką rządu.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (492)
mały
rok temu
Wyborco pisu , twoja renta powinna być PODWOJONA a nie rewaloryzowana o nędzne 200 zł przy te inflacji. Ty będziesz dostawał 2000 a ludzie będą zarabiali 7000. CZY MYŚLISZ , ŻE W TYM SYSTEMIE, W POLSCE CENY NIE WZROSNĄ ???
Adam N 1973
rok temu
Gatnar i Hardt to ekonomiczni głupcy związani z Targowicą. Jaka korzyść by była z tego że wcześniej by podniesiono stopy procentowe?? Że inflacja by wolniej rosła?? Tylko jeszcze wolniej by rósł nasz PKB!!! Polska jest obecnie w pierwszej trójce najszybciej rozwijających się krajów na świecie!! Za to WARTO zapłacić wyższą inflacją. Bo wzrost cen i tak jest NIEUNIKNIONY!! Z tego względu że jesteśmy w UE i ceny u nas powoli i tak dostosowują się do cen naszych sąsiadów!! To może w celu zahamowania wzrostu cen niech ci panowie zaproponują wyjście z UE!! Idioci! A po 2021 i tak nie uniknęlibyśmy sporej inflacji, bo to zjawisko ŚWIATOWE!! Gdyby NADAL rządziła PO inflację mielibyśmy najwyższą w Europie. Co najmniej 30%. Gaz i prąd 3 razy droższe. Nie byłoby Baltic Pipe. Paliwo byłoby u nas droższe niż w Niemczech, bo Orlen nie byłby już państwową firmą. Raty kredytów byłyby 4 razy większe niż są, bo stopy procentowe byłyby powyżej tej POwskiej inflacji. Bez pracy byłoby 5 mln osób, bo większość firm by upadła na skutek pandemii i nieustannych lockdownów, które wprowadzałby rząd PO. Dług publiczny przekroczyłby 2 Biliony zł. A nasz PKB byłby o 30%mniejszy. Płace podobnie
Martinos
rok temu
Co za bzdury… Rząd ten jak każdy inny ma jakiś plan jeśli chodzi o wydatki i to ze inflacja delikatnie rosła już w 2019 czy 2018 roku mogło być zjawiskiem przewidzianym i, co ważniejsze a zupełnie pominięte przez śmiesznych ekspertów wypowiadających się na łamach tego portalu, zjawiskiem kontrolowanym. Który rząd, który instytut badawczy przewiduje pandemię, lockdowny i konieczność wpompowania w gospodarkę kilkudziesięciu miliardów euro? Ja wam odpowiem - żaden. Polityka PiS jasno i od zawsze była w kierunku poluźnienia pasa aniżeli zaciskania. Gdyby nie pandemia, nie mielibyście w tej chwili o czym pisac głupot.
Suweren
rok temu
Zgroza, bezmiar głupoty poraża. I jeszcze koszty utrzymania tego pisowskiego cyrku z małpami w garniturach. To tylko bicz i kajdany!
Matt
rok temu
Parę rzeczy się tu nasuwa, po pierwsze rpp z pisowskim dowódcą, robi to, czego wymaga wódz, co prowadzi do drugiego wniosku- wiedzą całej rpp musi być częściowa, żeby nie wyszło, że inflacja to wina PiSu a nie Putina, pandemii, zachodniego świata, ogólnej koniunktury( wybierz sobie co chcesz) glapinskiemu współczuję, bo on, nawet gdyby jego oczkiem w głowie było ubicie inflacji i podnoszenie stóp procentowych w nieskończoność, byle tylko cel osiągnąć czyli zabrać pieniądze z rynku( tak to się robi, pismeni, kiedy produkty są drogie) to PiS i tak dorzuci do pieca pod płaszczykiem pomocy( waloryzacji, tworzenia dodatkowych miesięcy poza 12, ogólnie wszystkie programy spod stajni plus) i tak będziemy, dzięki temu bujać się z rosnącymi cenami długie lata. Rpp stoi ze stopami tylko dla tego, że za niedługo wybory, wiecie to. Prawda?
...
Następna strona