Damian Szymański, money.pl: Premier mówi o 14. emeryturze: "dobrze, żeby ona była co roku". Z kolei NBP pisze do Sejmu, że wakacje kredytowe będą kosztować 12 mld złotych i nie będą pomagały w walce z inflacją. Do tego mamy tarczę antyinflacyjną i Polski Ład. Czy my z tą inflacją walczymy na serio?
Małgorzata Starczewska–Krzysztoszek, Wydział Nauk Ekonomicznych UW: Mamy dwa narzędzia, którymi moglibyśmy walczyć z inflacją. Myślę tutaj o polityce pieniężnej, którą realizuje RPP i NBP. Od października zeszłego roku co miesiąc rosną stopy procentowe, we wrześniu stopa referencyjna wynosiła 0,1 pkt proc., natomiast w tej chwili wynosi 5,25 proc., a za chwilę będzie to ponad 6 proc.
Inflacja jest znacznie wyższa, więc jak widać, te ostre działania nie dają rezultatu. Ceny rosną coraz szybciej.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Z drugiej strony mamy politykę fiskalną, czy inaczej budżetową. Żeby poradzić sobie z inflacją, obie te polityki powinny ze sobą współgrać. A w tej chwili sytuację mamy taką, że polityka rządu dosypuje pieniędzy na rynku, do różnych grup społecznych, a to oznacza, że pieniądza na rynku jest coraz więcej, popyt jest coraz wyższy i wywołuje istotną presję inflacyjną.
Ja mam wrażenie, że rząd ciągnie linę z jednej strony, a NBP - z drugiej. Mówi się o tym, że idzie spowolnienie, więc impuls fiskalny by się przydał, żeby PKB się aż tak bardzo nie obniżyło. To czy w takim razie ta polityka rządu jest dobra, czy nie?
Co z tego, że rząd nam dosypie pieniędzy, skoro za chwilę zabierze ją inflacja? Pytanie, co jest celem. Czy jest nim utrzymanie wzrostu gospodarczego, czy jak najszybsze pokonanie inflacji.
Moim zdaniem, zdecydowanie lepiej jest tak prowadzić politykę, aby jak najszybciej poradzić sobie z inflacją, bo wtedy bardzo szybko będzie się odbudowywał wzrost PKB.
Proszę zwrócić uwagę na to, że mamy bardzo niskie bezrobocie. Rosną wynagrodzenia, mamy napływ gości z Ukrainy, którzy uciekają przed wojną wywołaną przez Rosję. To są także osoby, które podkręcają koniunkturę sprzedażową.
Przejrzałem dokumenty banku centralnego Czech, zgodnie z którymi Czesi mają sobie poradzić z inflacją do końca przyszłego roku. Z kolei NBP zakłada, że to będzie w 2025 roku. O czym to świadczy?
Trzeba pamiętać o tym, że zasilenie polskiej gospodarki z tytułu pandemii było znacznie wyższe niż w Czechach. Dzisiaj to wspieranie gospodarstw domowych pieniędzmi z budżetu państwa jest większe, to wpływa na popyt.
Wydaje się, że jesteśmy bardzo silnie narażeni na wzrost popytu konsumenckiego przez napływ uchodźców z Ukrainy. Do Czech nie przybyło tak dużo nowych konsumentów, jak do Polski.
Poza tym, widać bardzo wyraźnie, że Narodowemu Bankowi Polskiemu trudno będzie oddziaływać polityką pieniężną na inflację, bo rząd w taki, a nie inny sposób realizuje politykę budżetową.
Czego się pani spodziewa w roku 2023, kiedy będziemy mieli wybory parlamentarne? Kolejne prezenty dla elektoratu?
Ja myślę, że nawet nie ma się nad czym zastanawiać. Na pewno będą, a nawet już się zaczęły. 14. Emerytura jest przyspieszona, w zeszłym roku była w listopadzie, a teraz jest w sierpniu.
Szef Banku Światowego mówił wczoraj, że z powodu wojny w Ukrainie nie sposób uniknąć globalnej recesji, czeka nas m.in. kryzys żywnościowy. To są alarmujące głosy.
Nie sądzę, żebyśmy jako cała gospodarka weszła w recesję. Rzeczywiście problemy z żywnością i surowcami energetycznymi są istotne, natomiast z punktu widzenia Banku Światowego bardziej zastanawiałabym się nad tym, jak pomóc gospodarkom, które na pewno zostaną dotknięte kryzysem.
To są gospodarki, które netto są importerami żywności i surowców energetycznych i, na nieszczęście, są to najsłabsze gospodarki na świecie.
Viktor Orban zapowiedział wczoraj utworzenie funduszu na rzecz rozwoju armii. Chce wziąć na to pieniądze z tzw. windfall tax, czyli z opodatkowania branż, które zaczęły zyskiwać w czasie wojny. Podatkiem od "nadmiarowych zysków" mają być objęte m.in. linie lotnicze. To jest rozwiązanie?
Zastanawiam się, dlaczego na tej liście znalazły się linie lotnicze, akurat to jest branża, która w czasie pandemii na pandemii bardzo istotnie straciła i nadal nie odzyskała nawet nie rentowności, a przychodów pozwalających na przeżycie. To pokazuje, jak nieodpowiedzialnie politycy potrafią się zachowywać.
My intensywnie powielamy rozwiązania wprowadzane na Węgrzech, więc możemy się spodziewać, że za chwilę premier Mateusz Morawiecki wyjdzie i powie, jakie branże będą obciążone dodatkowymi podatkami.
W polskich warunkach potrzebujemy ogromnych inwestycji. Jeżeli rządowi przyjdzie do głowy dodatkowe obciążenie branży energetycznej, to odetniemy ją od możliwości inwestowania, przez co pewnego dnia nie będzie prądu. I to nie ze względu na surowce, a infrastrukturę, bo po prostu nie będzie tego prądu czym przesyłać.