Dwie ustawy mające zreformować Trybunał Konstytucyjny - ustawę o TK i ustawę z przepisami wprowadzającymi - w ubiegłym tygodniu przyjął Senat. Wprowadził do niej jednak swoje korekty. - Czysto legislacyjne i uzgodnione z sejmową większością - zapewniał nas jeden z senatorów. Jednak sądząc po ich liczbie i treści, trudno uznać, że to tylko tzw. technikalia.
Izba wyższa wprowadziła 66 poprawek. Jedna z nich umożliwia wybranemu przez Sejm sędziemu TK złożenie ślubowania przed notariuszem w razie niemożności jego złożenia wobec prezydenta.
Los ustaw będzie zależał od wyboru politycznej strategii przez koalicję. Z ustaleń money.pl wynika, że rozważane są dwa warianty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomysł na zamrażarkę
Jest właściwie pewne, że Andrzej Duda nie podpisze tego pakietu. - Ślubowanie przed notariuszem? Przecież Senat ośmieszył się tymi poprawkami - ocenia nasz rozmówca z Pałacu Prezydenckiego. W związku z tym obóz koalicyjny zaczął rozważania, czy zamiast wysyłać ustawy na biurko głowy państwa, z góry wiedząc, jaki los je spotka, nie lepiej jest poczekać z rozpatrzeniem poprawek senackich przez Sejm do czasu wyłonienia nowego prezydenta.
Argumentem przemawiającym za tym scenariuszem jest to, że przy obecnym układzie politycznym reforma TK - poza sukcesywną wymianą kolejnych sędziów, którym kończą się kadencje - jest niemożliwa. Większość rządząca kalkuluje, że po zmianie prezydenta (najlepiej na wywodzącego się z obozu "antyPiS") będzie można mu przedstawić do podpisu legislacyjne "gotowce", bez konieczności przechodzenia na nowo całej ścieżki legislacyjnej.
Nasi rozmówcy nie wykluczają, że ustawy o TK mogą się okazać forpocztą uruchomienia nowej taktyki względem Andrzeja Dudy, tzn. by z jednej strony kierować do niego ustawy i liczyć się z wetem (co może być politycznie kosztowne dla kandydata PiS w wyborach prezydenckich - o czym piszemy niżej), a z drugiej, by zostawić sobie na później ustawy czy całe pakiety ustaw, nad którymi koalicja się napracowała i woli je przedłożyć dopiero wtedy, gdy będzie pewna decyzji głowy państwa.
Nasz rozmówca z sejmowej większości zauważa, że z opcji pozostawiania senackich "wet" do ustaw bez rozpatrzenia przez Sejm nierzadko korzystała Elżbieta Witek (PiS), była marszałek Sejmu. - Przy czym osobiście uważam, że to zbyt daleko idące uprawnienie marszałka. Powinien mieć wyznaczony jakiś termin na rozpatrzenie poprawek Senatu - ocenia.
O tym, w który scenariusz pójść, większość rządząca będzie mogła zdecydować także przy okazji kolejnych dużych ustaw, które raczej nie mogą liczyć na przychylność prezydenta. To np. zapowiedziane przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara projekty ustaw dotyczące reformy Sądu Najwyższego, statusu sędziów, o Krajowej Radzie Sądownictwa (kolejne podejście) czy ustawy rozdzielającej prokuraturę od Ministerstwa Sprawiedliwości.
Scenariusz wysyłki
Alternatywny scenariusz zakłada powtórkę tego, co wydarzyło się z ustawą o KRS. Wysłania ustaw do prezydenta właśnie po to, żeby ustawę zablokował. - To będzie pokazywać, że wymiana prezydenta jest konieczna, aby rząd był w pełni sprawczy - mówi nam anonimowo polityk koalicji. W tym przypadku wysłanie tej czy innych ustaw będzie miało na celu pokazanie, że nowym prezydentem musi być polityk koalicji, bo inaczej nie będzie mowy o realizacji koalicyjnego programu. W takim przypadku im bliżej końca kadencji, tym częściej na biurku obecnego prezydenta mogą lądować ustawy, które ten będzie wetował, co politycy koalicji będą nagłaśniali, aby osiągnąć zamierzony efekt.
Takiego właśnie scenariusza - bardziej niż tego dotyczącego sejmowej zamrażarki - obawiają się w pałacu.
Wręcz mogą się pojawić specjalnie głupio napisane ustawy, by prowokować weta i wykazywać, że prezydent jest jakimś hamulcowym - słyszymy od osoby z otoczenia Andrzeja Dudy.
Taka strategia wymaga jednak od koalicji dużej politycznej spójności. Na pewno w kolejce mogą być kolejne ustawy dotyczące kwestii sądownictwa, czy wymiaru sprawiedliwości jak zupełnie nowa ustawa o KRS, czy ustawy o statusie sędziów i Sądzie Najwyższym. Akurat w tych sprawach koalicji względnie łatwo jest się porozumieć. Z kolei w kwestiach polityki społecznej nie ma co spodziewać się blokady prezydenta.
Ostatnio Senat przegłosował bez poprawek ustawę o rencie wdowiej - w dalszym kroku raczej trudno oczekiwać innej decyzji niż podpis Andrzeja Dudy. Główna wątpliwość dotyczy tego, czy koalicja wypracuje wspólny front w kwestii projektów światopoglądowych, takich jak zmiany w prawie aborcyjnym czy związki partnerskie.
Ostatnio nie udało się uchwalić lewicowego projektu ustawy o dekryminalizacji pomocnictwa w aborcji, ponieważ nie poparła go większość PSL oraz trójka posłów KO. W przypadku tych ustaw widać, że inne stanowisko mają ludowcy, którzy nie chcą zrażać swojej konserwatywnej części wyborców, nawet kosztem niesnasek w koalicji. I jeśli okaże się, że zamiast kursu na weto, koalicja obierze kurs na kolejne kryzysy na tle światopoglądowym, to zamierzony efekt może nie zostać osiągnięty.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl