Na wzgórzu pole konopi widać najlepiej. Zielone, charakterystyczne kwiatostany rozciągają się aż po horyzont. I choć plantacja jest schowana pomiędzy jeziorem, a rowami melioracyjnymi oddzielającymi ją od innych pól, to mieszkańcy okolicznych wsi i miasteczek doskonale zdają sobie sprawę, co tam rośnie.
- Do badań wycinałem kilka metrów kwadratowych konopi. Podeszło do mnie dwóch sportowo ubranych, bardzo krótko wystrzyżonych młodych mężczyzn i zaczęło mnie pouczać, że to przecież nic nie daje, że to przemysłówka. Oni myśleli, że ja to kradnę - mówi Maciej Kowalski z HemPoland. To firma, która skupuje od polskich rolników konopie przemysłowe.
Wyglądem obie rośliny zasadniczo się nie różnią. Te same liście, ten sam kolor, a nawet ten sam słodkawy zapach. Na pomorskim polu roztacza się on wszędzie. Z narkotykiem ma jednak niewiele wspólnego. Substancji psychoaktywnej ma mniej więcej tyle, ile jest alkoholu w bezalkoholowym piwie.
Pole na Pomorzu liczy ponad 90 hektarów. Wojciech Zalewski dotąd uprawiał na nim zboża. Z zysków nie był zbyt zadowolony, więc szukał innego rozwiązania. Jego dziadek w latach 60. uprawiał konopie. Młody Zalewski dowiedział się, że roślinę można znowu uprawiać. Zaryzykował i wszystkie swoje grunty obsiał charakterystyczną pięciopalczastą rośliną.
- Trochę się nalatać po urzędach i tak trzeba - przyznaje.
Aby móc uprawiać konopie, najpierw trzeba znaleźć kupca, który ma odpowiednie zezwolenia. Rolnik dodatkowo musi jeszcze załatwić formalności w swoim województwie, zazwyczaj zgody wydawane są do końca listopada, czasem do końca października.
Zyski? Maciej Kowalski twierdzi, że lepsze niż na zbożu czy rolniczym hicie ostatnich lat, czyli rzepaku. Różnica jest jednak taka, że on kontraktując odbiór konopi od razu mówi, ile zapłaci za towar.
- Przychód z takiego pola, oczywiście w zależności od plonów, mamy na poziomie ok. 7 tys. zł przy stosunkowo niskich kosztach wynoszących ok. 3 tys. zł. Do tego dochodzi dopłata uzupełniająca do konopi, więc rolnik na czysto ma 4-5 tys. zł z hektara - zachwala Kowalski.
Łatwo jednak nie jest. Podstawowy problem to kwestia zbiorów. Nie ma maszyn, które byłyby w stanie zebrać 3-4 metrowe rośliny. Ostatecznie wykorzystano do tego zwykłe zbożowe kombajny.
Z konopi pozyskuje się w zasadzie wszystko poza korzeniem. Z ziaren robi się olej czy mąkę, które ze względu na swoje właściwości zdrowotne są bardzo cenione. Zresztą olej konopny dostępny jest już w największej polskiej sieci drogerii, tyle że sprowadzany jest z Francji.
Z kolei konopne włókna wykorzystywane są w meblarstwie czy przemyśle samochodowym. W drogich autach są one mieszane z tworzywami sztucznymi tworząc plastikowe elementy - niezwykle wytrzymałe i lekkie. Samochód dzięki temu waży mniej, a jednocześnie jest bezpieczny. Z konopi robi się sznurki, a także ubrania.
Łodyga zaś, do niedawna traktowana jako odpad, teraz jest popularnym materiałem budowlanym. Niektórzy budują z niej domy, częściej służy jako ocieplenie budynków, zastępując wełnę mineralną czy styropian.
- W Polsce ten przemysł dopiero powstaje. I mamy tu klasyczny problem jajka i kury: ponieważ produktów jest niewiele, to są one drogie. Ponieważ są drogie, to mało kto je kupuje - tłumaczy.
Dziś więc konopi jest w Polsce tylko 800 hektarów. Maciej Kowalski z HemPoland liczy jednak, że będzie obsiewać rocznie nawet kilkanaście tysięcy hektarów.