Wysokie dodatki dla ponad 1600 urzędników państwowych to kolejny dowód na to, że polityka taniego państwa nie ma w IV RP zastosowania. * Politycy obiecują pomoc największemu szpitalowi na Dolnym Śląsku. *Zarzekają się, że nie pozostawią na pastwę losu kliniki dla dzieci chorych na raka. Minister zdrowia Zbigniew Religa mówi o programie zamiany szpitalnych długów krótkoterminowych na długoterminowe, a minister finansów Zyta Gilowska widzi możliwość dotacji z budżetu.
"Tylko skąd na to brać?" - martwią się politycy. Pieniądze są, tyle że przeznaczone na rekordowe "trzynastki" i ekstrawydatki kancelarii Sejmu i Senatu.
W chwili, gdy ważą się losy szpitala, prezydent Lech Kaczyński rozdał urzędnikom gigantyczne "trzynastki" - informuje "Super Express". Z prezydenckiej rozrzutności skorzysta 1600 pracowników "budżetówki". W puli jest ok. 11 mln zł. Podzielą się nimi szefowie zapomnianych urzędów m.in. Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych czy Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych i Produktów Biobójczych. Część tych pieniędzy dostaną też wojewódzcy lekarze weterynarii i ich zastępcy.
Rozrzutność prezydenta Kaczyńskiego to niestety kropla w morzu zmarnowanych pieniędzy. Heroiczna walka ministra Przemysława Gosiewskiego o wpis do Księgi Rekordów Guinnessa i wybudowanie peronu dla ekspresów w "najmniejszym miasteczku Europy" kosztowała nas 3,5 mln zł.
Jeśli dodamy do tego 40 mln złotych na Świątynię Opatrzności Bożej, to otrzymamy kwotę, która mogła uratować życie chorym dzieciom. Ale to nie koniec! W tym roku o prawie 50 mln zł wzrosły wydatki na kancelarie prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu.