Ile czasu potrzeba, by dogadać transakcję wartą 100 mln euro? Dwa dni. Negocjacje w sprawie sprzedaży jednej z najważniejszych kolekcji dzieł sztuki w Polsce udało się zamknąć właśnie w 48 godzin. W money.pl publikujemy umowy i szczegóły negocjacji.
Co w zasadzie kupił Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego, za pół miliarda złotych?
Autografy Mikołaja Kopernika, Adama Mickiewicza, Ludwika van Beethovena, George'a Byrona i pierwszych prezydentów USA. Do tego dziesiątki tarcz, filiżanek, sztućców, obrazów, medale, monety, cukiernice, półmiski i talerze. A nawet ludzka czaszka. To tylko kilka elementów z liczącej ponad 80 tys. przedmiotów kolekcji Czartoryskich.
W kolekcji znalazł się też orzełek do czapki, z dziewiętnastego stulecia. Na liczącej aż 168 stron liście przedmiotów znaleźć można i "krajobraz z krową i owcą", i figurkę smoka, i siodło. Są też charakterystyczne dla szlachty "kutasy na sznurze". To elementy ozdobne garderoby, przypinane do pasa.
Oprócz "Damy z gronostajem" i "Miłosiernego Samarytanina", w akcie notarialnym wymienia się też inne ważne eksponaty z kolekcji. Wśród nich na przykład "pamiątki historyczne istotne dla tożsamości narodu polskiego, w tym: pamiątki po bitwie pod Wiedniem (namioty, zbroje husarskie, uzbrojenie, a także Tarcza wróżebna Jana III Sobieskiego)".
Co kupił wicepremier Gliński?
Do tego też Czartoryski sprzedał w pakiecie przedmioty, które zaginęły np. po wojnie. Wciąż miał do nich prawa, więc gdyby się odnalazły - trafią w ręce państwa i muzealników. Tak się stanie np. gdy ktokolwiek odnajdzie szkatułki królowej Bony.
A wszystko za prawie pół miliarda złotych. Dokładnie rząd wydał na kolekcję 100 mln euro plus 8 proc. VAT - dokładnie tyle kosztowała Polskę tzw. Kolekcja Czartoryskich. W przeliczeniu po kursie z dnia podpisania umowy (29 grudnia 2016 roku, stawki NBP) jest to 476 mln 280 zł tys. zł.
Czas na zapłatę? Dwa dni od podpisania umowy, przelewem na konto.
O kolekcji znów jest głośno. Głównie za sprawą pieniędzy, które rząd na kolekcję wydał, a te powędrowały do Liechtensteinu. Do raju podatkowego, na konto nowotworzonej fundacji. Organizacja tłumaczy się z transferu pieniędzy, które otrzymała za kolekcję dzieł sztuki od państw polskiego. Winny jest ... m.in. PRL. Internauci dopytywali, co znajduje się w dokumentach podpisanych z Fundacją. Dlatego zdecydowaliśmy się opublikować je wszystkie.
Dwa dni negocjacji
Warto wiedzieć, że kolekcja kupowana była na szybko.
Negocjacje całej kolekcji rozpoczęły się 27 grudnia 2017 roku. A skończyły 48 godzin później, pod koniec 28 grudnia. I już. Cena klepnięta, decyzja podjęta.
Ogłoszenie i uroczyste podpisanie dokumentów zostało zaplanowane na 29 grudnia 2016 roku.
I wynika to wprost z dokumentów, które przekazało money.pl Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W sumie to kilkaset stron dokumentów: umowy, akty notarialne, protokoły z negocjacji i załączniki. Wszystkie dostępne dokumenty publikujemy w money.pl.
Pobierz pełną dokumentację
W negocjacjach i podczas podpisywania umów uczestniczył założyciel fundacji, książę Adam Karol Czartoryski oraz świeżo upieczony nowy zarząd fundacji. Poprzedni zarząd zrezygnował z funkcji 23 grudnia, tłumacząc to faktem, że Czartoryski podjął decyzję o sprzedaży kolekcji bez konsultacji.
Nowi członkowie zarządu - Jan Lubomirski-Lanckoroński i Maciej Radziwiłł - z tym akurat żadnych problemów nie mieli. Ten pierwszy to prawnik, były partner Dominiki Kulczyk (odszedł z zarządu kilka miesięcy po transakcji). Ten drugi to sprawny menedżer i brat ministra zdrowia w rządzie Beaty Szydło, Konstantego Radziwiłła. Obaj 29 grudnia stawili się do Zamku Królewskiego na uroczyste podpisanie umowy z ministrem Piotrem Glińskim.
Jak wynika z dokumentów - umowa kupna i sprzedaży została podpisana przez wicepremiera Glińskiego, przedstawicieli Fundacji i samego Adama Karola Czartoryskiego, czyli potomka założycieli kolekcji. To trzy strony tej transakcji.
Warto pamiętać, że to nie Gliński negocjował stawki. Odpowiadał za to Jarosław Czuba, dyrektor generalny Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
W dokumentach jest też oświadczenie Josette Calil, żony Czartoryskiego. Zadeklarowała, że żadna ze sprzedawanych rzeczy nie jest objęta wspólnotą majątkową. A to oznacza, że prawa do sprzedaży miał właśnie Czartoryski.
Co jest w umowie?
Zaczyna się wyjątkowo, bo bardzo długą preambułą. Kupujący i sprzedający potwierdzają, że są świadomi wartości i znaczenia Muzeum i Biblioteki Książąt Czartorystkich dla "tożsamości narodu Polskiego".
I kupujący, i sprzedający są "świadomi odpowiedzialności przed Bogiem, Ojczyzną i historią".
W sumie Gliński podpisał dwie umowy - jedna dotycząca wszystkich przedmiotów w kolekcji Muzeum Książąt Czartoryskich i drugą dotyczącą kilku nieruchomości.
Co ciekawe, w umowie jest paragraf dotyczący... ewentualnych problemów podatkowych. Strony dogadały się, że gdyby urząd skarbowy zakwestionował stawkę VAT, to kupujący będzie ją musiał pokryć. W efekcie z budżetu pieniądze trafią do budżetu. Jednocześnie to budżet opłaci podatek, gdyby taki należał się za darowiznę od Adama Karola Czartoryskiego (część przedmiotów nie została sprzedana, a darowana).
Po co kolekcja? Wszystkie te zbiory będą teraz własnością państwa. Jako własność prywatna, nawet pod opieką fundacji, nie były - według rządu - dostatecznie bezpieczne.
Chodzi o rzekome zainteresowanie kolekcją, które mieli wyrażać arabscy szejkowie. I choć według polskiego prawa nie było szans na kupno "Damy z gronostajem" i wywiezienie jej za granicę, ministerstwo kultury zdecydowało się na taki krok. Ponieważ całość zbiorów szacowana jest nawet na 10 mld zł, ministerstwo kultury przekonywało, że wynegocjowało bardzo dobrą cenę. Jaka cena by to nie była - pieniądze są już na kontach w raju podatkowym.