Wojskowe warsztaty odnowią w tym roku ok. 14 tysięcy metalowych hełmów. Kosztować to ma ok. 3 mln zł. Eksperci twierdzą, że to bezsensowna inwestycja w wyposażenie, które nie chroni żołnierzy.
O sprawie pisze "Rzeczpospolita". Według informacji otrzymanych przez gazetę z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych wynika, że hełmy, nie licząc bieżących renowacji, naprawiane są zwykle co 10 lat. Polega to na zdarciu z nich rdzy, pomalowaniu i cynkowaniu. Poza tym wymieniane jest albo regenerowane wyposażenie wewnętrzne hełmu.
Gen. Mirosław Różański, szef Fundacji Stratpoints tłumaczy "Rzeczpospolitej", że tego typu inwestycje nie mają sensu.
- Po pierwsze, nie dbamy o ochronę żołnierzy i narażamy ich życie. Po wtóre, lokowanie jakichkolwiek pieniędzy w sprzęt niezabezpieczający polskiego żołnierza jest kwestią, którą powinny zająć się służby. To marnotrawstwo pieniędzy - tłumaczy gen. Różański.
Eksperci twierdzą, że metalowe hełmy nie chronią skutecznie głowy przed kawałkami pocisków czy granatów.
W latach 90. w polskiej armii rozpoczęto proces wycofywania z użycia metalowych hełmów i zastępowania ich lżejszymi, bardziej skutecznymi wykonanymi ze sztucznych włókien.
W ubiegłym roku resort obrony deklarował, że kupi 20 tys. hełmów kevlarowych (kuloodpornych). Komandor por. Czesław Cichy z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych zapewnił „Rzeczpospolitą”, że stalowe hełmy to m.in. rezerwa, zapas.