Na razie to tylko pomysł. Seniorzy dostający emeryturę do 1500 zł brutto, od marca przyszłego roku mieliby dostawać dodatkowo coroczny emerycki dodatek. Byłoby to 500 zł. - Emeryci, zwłaszcza ci z niższymi emeryturami, wciąż potrzebują pomocy - mówi minister rodziny Elżbieta Rafalska. - Pracujemy w resorcie nad rozwiązaniem, które ich wesprze - dodaje.
Tyle, że wprowadzone przez ten rząd rozwiązania wspierające różne grupy już kosztują ponad 40 mld zł rocznie. Policzmy. Sztandarowy program "Rodzina 500+", czyli mówiąc prościej 500 zł na dziecko, pochłonie w przyszłym roku 24 mld zł. Obniżenie wieku emerytalnego tylko w tym roku będzie kosztować 10 mld zł. W następnym nawet dwa razy więcej. To już daje 40 mld zł, a mowa tylko o dwóch najważniejszych obietnicach PiS z kampanii wyborczej.
Idźmy dalej. Waloryzacja emerytur od przyszłego roku to kolejne 4,8 mld zł. Dzięki temu ci, którzy dostają 1000 zł brutto emerytury lub renty, po zmianach mogliby liczyć na 1027 zł.Na rękę będzie to 875,57 zł, czyli 21,57 zł więcej niż przed podwyżką. Dostający 2 tys. zł brutto mogą liczyć na 44,14 zł więcej na rękę. Pobierający 3 tys. zł brutto dostaną już 65,71 zł więcej. PiS podniósł także minimalne emerytury do 1000 zł.
Przy tym zasiłek w wysokości 4 tys. zł, który od stycznia mogą otrzymać rodzice, którym urodziło się ciężko chore lub niepełnosprawne dziecko, to już drobne. Od stycznia do maja wystąpiło o niego 1,6 tys. osób, co daje łączną kwotę 6,4 mln zł.
Co ma budżet do studni
- Budżet państwa to nie jest worek św. Mikołaja ani studnia bez dna - komentuje w rozmowie z money.pl Wioletta Żukowska-Czaplicka, ekspert ds. prawa pracy Pracodawców RP. - Jeśli jakieś rozwiązanie realizowane przez państwo generuje duże koszty, to będą musiały się znaleźć środki finansowe na ich pokrycie. Innego wyjścia nie ma. Jeśli takich środków zabraknie, to sięganie do kieszeni obywateli, bezpośrednio czy pośrednio, jest nieuniknione - dodaje.
Według szacunków, wprowadzenie 500-złotowej zapomogi dla pobierających najniższe świadczenie, to koszt rzędu 4,5 mld zł rocznie. - Kwota ta będzie rosnąć, ponieważ świadczenia emerytalno-rentowe pobiera obecnie 9 mln osób, a ich liczba również będzie wzrastać - zauważa ekspertka i ocenia, że to rozwiązanie o charakterze stricte socjalnym, a nie systemowym.
- To kolejne rozwiązanie proponowane przez rząd, które będzie generowało koszty po stronie budżetu państwa, a dokładnie – Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którego, jak wiemy, deficyt w przyszłym roku wzrośnie o 10 mld zł. Tymczasem w obliczu problemów demograficznych celem rządu powinno być dążenie do zachęcenia osób starszych do dłuższej aktywności zawodowej. To rozwiązanie temu nie służy, a dodatkowo będzie kosztowne. Z pewnością jednak ucieszy ono osoby, które będą beneficjentami takiego wsparcia finansowego - mówi.
Kto pracuje na emerytów
- Warto zwrócić uwagę na trzy liczby - mówi z kolei ekspert Konfederacji Lewiatan Jeremi Mordasewicz. - Z 31,5 mln dorosłych Polaków pracuje 16,3 mln. Natomiast 9,5 mln pobiera emerytury bądź renty. To nie są proporcje, które pozwalałyby naszemu krajowi się szybko rozwijać. Może się natomiast tworzyć mylne przekonanie, że nie ma sensu odkładać na starość, czy ujawniać swoje dochody z pracy, bo emerytura od państwa i tak się należy. W związku z tym te proporcje będą nadal się zmieniać na niekorzyść pracujących - prognozuje.
Jak zauważa, już teraz w systemie emerytalnym brakuje 60 mld zł. To różnica między tym, co wpływa ze składek, a wypłacanymi świadczeniami. - Jeżeli decydujemy się wypłacanie z tego systemu kolejnych pieniędzy, to powinniśmy podnieść składki, bo inaczej rachunek się nie spina - mówi.
Jego zdaniem jednorazowe dodatki do emerytury generalnie nie są dobrym pomysłem. I to z kilku powodów. Pierwszym jest właśnie dziura w systemie emerytalnym. Kolejnym - zasada, że system powinien być stabilny i przewidywalny. Majstrowanie przy nim nie sprzyja takiej opinii. - Narasta przekonanie, że jeśli polityków wystarczająco mocno się naciśnie, to zawsze znajdą się jakieś dodatkowe pieniądze - uważa.
Ekspert ocenia, że jeżeli rząd chce pomóc najuboższym emerytom, to albo powinien rozłożyć te 500 zł na podwyżkę comiesięcznego świadczenia, albo zaprząc do tego pomoc społeczną. - To pomoc społeczna jest w stanie zweryfikować, kto rzeczywiście wymaga pomocy. Może być tak, że ktoś pobiera niską emeryturę, ale jest zamożnym człowiekiem. Dlatego jednorazowy dodatek po prostu nie jest mu potrzebny - zwraca uwagę.