Na 19 mld zł rocznie szacuje resort rodziny koszt rozszerzenia programu "Rodzina 500+" na pierwsze dziecko bez kryterium dochodowego. To ok. 1 proc. PKB. Skąd wziąć takie pieniądze? Można na przykład ściąć wydatki na obronność o połowę albo zaoszczędzić na emeryturach dla służb mundurowych.
O tym, że zmiany w sztandarowym projekcie PiS kosztowałyby 19 mld zł, poinformował wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Bartosz Marczuk. Choć zastrzegł jednocześnie, że planów modyfikacji programu nie ma.
Odpowiedział tym samym na interpelację posła PSL Krzysztofa Paszyka. Przedstawiciel ludowców, oprócz kosztów rozszerzenia programów, pytał również, czy nie można w nim zastosować zasady "złotówka za złotówkę". Polega ona na tym, by świadczenie było obniżane o tyle, o ile przekroczony został próg dochodowy (800 zł na członka rodziny lub 1200 zł przy dziecku niepełnosprawnym).
"Zastosowanie takiego mechanizmu polegałoby na obniżaniu wysokości świadczenia wychowawczego na pierwsze dziecko w zależności od kwoty przekroczenia kryterium dochodowego" - poinformował wiceminister. "Oznacza to, że takie wsparcie w wielu przypadkach będzie bardzo niskie i nie wpłynie znacząco na poprawę sytuacji materialnej rodziny".
Na podobnym stanowisku stoi Prokuratura Generalna. Wystosowała bowiem opinię do Trybunału Konstytucyjnego, który ma niedługo zająć się skargą jednej z matek.
"Nie ma żadnej dyskryminacji"
Bartosz Marczuk w odpowiedzi na interpelację podkreślał również, że nie ma mowy o dyskryminacji i nierównym traktowaniu jedynaków. Taki argument bardzo często podnosi opozycja i wytyka PiS niespełnienie obietnicy wyborczej.
I to już od jakiegoś czasu. Już w ubiegłym roku Platforma Obywatelska zarzucała rządzącym, że obecne zasady są niesprawiedliwe i nawet "rodzą konflikty między rodzeństwem, bo drugie dziecko dostaje pieniądze, a pierwsze nie".
- PiS chętnie dzieli Polaków. Znajduje tych gorszego sortu, ale zaczyna też dzielić dzieci. Nie ma na to zgody Platformy Obywatelskiej - mówił wówczas szef PO Grzegorz Schetyna.
Doszło nawet do tego, że PO złożyła własny projekt ustawy, który zakłada wypłatę pieniędzy na każde dziecko bez kryterium dochodowego.
- Projekt zakłada wprowadzenie na każde dziecko 500 zł jako inwestycji w każdej rodzinie - dodawał z kolei Sławomir Neumann. - I to nie jako pomoc społeczna, ale jako świadczenie inwestycyjne, rodzinne.
Skąd pieniądze?
Do tej pory brakowało jednak dokładnych szacunków, ile takie rozszerzenie mogłoby kosztować. Odpowiedź ministerstwa wreszcie wskazuje konkretną kwotę - 19 mld zł w 2017 r. To dużo czy mało? Obecnie program kosztuje budżet niewiele więcej, bo ok. 23 mld.
Według ostatnich danych, nominalne PKB Polski wynosi ok. 2 bln zł. Oznacza to, że koszt rozszerzenia programu "Rodzina 500+" wnosi niemal dokładnie 1 proc. wartości polskiej gospodarki i 5 proc. wszystkich budżetowych wydatków. Skąd wziąć takie pieniądze?
Żeby uświadomić sobie, jak wielka jest to kwota, wystarczy porównać ją z innymi wydatkami budżetowymi. Choćby tymi, przeznaczonymi na wypłatę tzw. świadczeń na rzecz osób fizycznych, czyli emerytur dla sędziów, prokuratorów, żołnierzy i innych służb mundurowych. Te nie są bowiem objęte świadczeniami w ZUS.
Można również zmniejszyć o połowę wydatki na obronność. Polska jako jedno z niewielu państw w NATO wydaje na armię 2 proc. PKB. Gdyby ściąć je do 1 proc. (mniej więcej tyle, bo 1,2 proc. wydają na wojsko Niemcy), to pieniądze na rozszerzenie "Rodziny 500+" by się znalazły.
Mniej więcej równowartość 19 mld zł wydajemy też ze wspólnej kasy na wszelkiego rodzaju inwestycje, a 18 mld wynosi składka do budżetu UE. Z kolei pensje "budżetówki" (urzędnicy, policjanci, nauczyciele itp.) pochłaniają rocznie ponad 30 mld zł.
Nie ma się więc co dziwić, że na razie zmian w programie nie będzie.