Jeśli liczba urodzin rocznie przekroczy 400 tysięcy, to ten program będzie sukcesem - powiedziała w #dziejesienazywo Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Przyznała jednak, że PiS nie ma przygotował żadnych szacunków, w jaki sposób program "500 plus" wpłynie na zwiększenie dzietności w Polsce. Postanowiliśmy więc zapytać o to ekspertów.
- Trudno oszacować, w jaki sposób ten projekt przełoży się na wzrost dzietności. To co sprzyja posiadaniu dzieci, to stabilna sytuacja materialna rodziny – tłumaczy dr Monika Mynarska z Zakładu Demografii Instytutu Statystyki i Demografii SGH. - Ta kwota jest tylko dodatkiem, zależnym od polityków - uważa ekspert i dodaje, że w Unii Europejskiej podstawową sprawą zachęcającą do posiadania dzieci jest możliwość pogodzenia pracy zawodowej z życiem osobistym.
- Mamy tu mieszankę dwóch czynników: materialnych i kulturowych – uważa Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan i członek Rady Nadzorczej ZUS. W jego opinii zwiększenie dochodów rodzin z dziećmi - czy to w systemie podatkowym, czy na zasiłki - może przeważyć szalę w sytuacji, w której niektórzy będą podejmowali decyzję o posiadaniu dziecka. - Pytanie czy chcemy mieć więcej dzieci z ubogich rodzin? - pyta.
- Polacy obawiają się, że posiadanie dziecka bardzo obniży standard życia. Druga sprawa - w przypadku kobiet, to obawy, czy to nie ograniczy możliwości realizowania kariery zawodowej. To jest wybór dwóch wartości. Powinniśmy więc odciążyć rodziny z dziećmi od wydatków - uważa Mordasewicz.
Dla eksperta Konfederacji Lewiatan, negatywnym skutkiem dofinansowań może być osłabienie motywacji do pracy. – W Polsce obecnie pracuje 16 mln obywateli, społeczeństwo przy takich proporcjach nie może się szybko rozwijając. Moim zdaniem program dofinansowań osłabi motywację do pracy w rodzinach o niskich dochodach - uważa Jeremi Mordasewicz.
Lepiej wydać na przedszkola niż na zasiłki
Czy eksperci widzą jakąś alternatywę dla programu „500 zł na dziecko”? Według dr Agnieszki Fihel, demograf z Uniwersytetu Warszawskiego, wszystkie inne rozwiązania, które polegałyby na ułatwianiu procesu wychowywania dziecka, np. wspomaganie pracodawców, bony do prywatnych przedszkoli czy dofinansowanie w szkołach publicznych, mogą być alternatywą dla projektu PiS. Podobnego zdania są inni eksperci.
- Możemy wydać 20 mld zł na zasiłek na dzieci, a możemy te środki przeznaczyć na bezpłatną edukację, posiłki czy przybory - uważa Jeremi Mordasewicz i dodaje, że gdyby miał wybierać priorytety, to z tych 15-20 mld zł, część wolałby zaoszczędzić na instytucje opieki nad dziećmi, finansowanie żłobków i przedszkoli. - Dopiero resztę przeznaczyłbym na zasiłki na dzieci - mówi.
Również zdaniem Moniki Mynarskiej z SGH kwota 500 zł nie musi być wydana w postaci bezpośredniego dofinansowania. - Ideą, która przyświeca naszym rządzącym, jest pomoc dzieciom w rodzinach najbiedniejszych. Badania pokazują, że o ile bezpośrednie dopłaty poprawiają sytuację tych rodzin w krótkim czasie, to w dłuższej perspektywie nie poprawią one ogólnej sytuacji domowej - tłumaczy ekspert Zakładu Demografii Instytutu Statystyki i Demografii SGH. - Wydaje mi się, że przesunięcie tych środków na szkoły, doposażenie przedszkoli czy personelu byłoby jakąś alternatywą - dodaje.
Ogólnokrajowa zrzutka na dzieci
Według dr Agnieszki Fihel z Uniwersytetu Warszawskiego, za comiesięczny dodatek na dzieci zapłacą wszyscy podatnicy. - Pracodawcy, a także rodziny, które otrzymają później pieniądze na dzieci.
Podobnego zdania jest Jeremi Mordasewicz. - Wszyscy zapłacimy za ten dodatek. Rodziny bez dzieci też zapłacą. Analogicznie, jak my wspieramy rolnictwo, to płacą wszyscy, którzy są zatrudnieni poza rolnictwem - mówi ekspert Konfederacji Lewiatan. - Rodziny, które decydują się na wychowanie i utrzymanie dziecka, ponoszą duże obciążenie finansowe w postaci ograniczonej możliwości zarabiania, a zwiększonej ilości wydatków - uważa Mordasewicz, dodając, że dziecko jest inwestycją, która ma się zwracać państwu po 25 latach.