Tu, gdzie teraz jest lotnisko, kiedyś było kartoflisko – tak można by sparafrazować hit sprzed lat, by pasował do historii zakładów w Świdniku. W ciągu 60 lat, jakie minęły od pierwszego lotu wyprodukowanego w Polsce śmigłowca, z fabryki pod Lublinem wyleciało kilka tysięcy maszyn.
„(...) Drgnęły śmigła, leniwie obróciły się kilka razy, potem coraz szybciej, szybciej, by stworzyć w końcu jeden świetlisty krąg. Helikopter przywiązany linkami do słupków drgał niespokojnie, jakby prężąc się do skoku. Mechanicy odczepili liny. Chwileczkę, poleci jeszcze pasażerka, Krystyna F. Już! Gotowe! 570 kM ryknęło potężnym basem. Helikopter drgnął i uniósł się w górę. (...) Wrócili po pół godzinie. Zatoczyli krąg nad głowami zgromadzonych robotników i zagranicznych obserwatorów z Czechosłowacji oraz Syrii. Otworzyły się drzwiczki. Pierwsza wychyliła się z kabiny uśmiechnięta Krystyna F. - Jak się leciało? - Lepiej niż w miejskim autobusie, bo bez tłoku - padła odpowiedź”.
Tak w 1956 roku prasa relacjonowała publiczny debiut pierwszego wyprodukowanego w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego nr 5 śmigłowca SM-1.
_ SM-1 (EastNews) _
Wcześniej w Świdniku odbyły się dwie próby, ale były one zamknięte dla świadków. Pierwszy lot odbył się 22 marca 1956 roku. Zmontowaną w Polsce maszyną pierwszy latał Rosjanin Wsiewołod Winnicki. Pierwszym polskim oblatywaczem został Janusz Ochalik.
Od prezentacji możliwości SM-1 do dziś z taśm podlubelskich zakładów zjechało ponad 7400 maszyn różnych typów dla klientów z ponad 40 krajów.
- Od 60 lat budujemy unikalną pozycję Polski na globalnym rynku śmigłowcowym, która dzięki nam plasuje się w elitarnym gronie zaledwie pięciu europejskich państw, posiadających na swoim terytorium kompletnych producentów śmigłowców – tak podczas obchodów 60. rocznicy rozpoczęcia produkcji śmigłowców pod Lublinem mówił Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, do której należy PZL-Świdnik.
I dodał: - Jesteśmy gotowi robić to przez kolejne dekady, zaopatrując polskie Siły Zbrojne w najlepszej jakości sprzęt, a polskiej gospodarce przekazywać impuls w postaci podatków i nowych technologii.
Tu, gdzie teraz jest kartoflisko...
Decyzję o wzniesieniu pod Lublinem miasta oraz Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego nr 5 podjęto na najwyższych szczeblach komunistycznych władz. Legendą obrosło pismo zalecające przed rozpoczęciem budowy dokładne wyzbieranie ziemniaków z pola, które niedługo potem zamieniło się w gigantyczny plac budowy.
„Należy wykopać 2 ha kartofli i wykarczować pobliski las, należący do miejscowych rolników, gdyż tereny te są niezbędne do zbudowania osiedla robotniczego” - nakazał rząd Józefa Cyrankiewicza w 1949 r.
W 1950 roku rozpoczęła się budowa fabryki, rok później powstały pierwsze bloki dla pracowników. Oficjalnie WSK PZL-Świdnik działa od 1 stycznia 1951 roku.
Jedno z największych dzisiaj miast Lubelszczyzny i prężnie działającą fabrykę w ciągu kilku lat cudem dźwignięto z ton przesiąkniętej wodą ziemi. - Błoto przez okrągły rok utrudniało jazdę nawet traktorom. Zatrudnialiśmy wozaków, a konie były nieocenione - wspominał budowniczy Świdnika Henryk Wójcik.
_ Panorama zakładów w Świdniku _
Za czasów Polski Ludowej nie wypadało odwoływać się do tradycji II RP. Warto jednak pamiętać, że lotnicze tradycje tych ziem są dłuższe, a Świdnika nie wzniesiono na zupełnej pustyni.
To właśnie tutaj tuż przed wybuchem wojny w czerwcu 1939 roku marszałek Edward Śmigły-Rydz otworzył Szkołę Pilotów Ligi Ochrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej wraz z pobliskim lotniskiem. Na jego terenie po wojnie zbudowano hangary, w których najpierw produkowano części do myśliwców MIG-15 i MIG-17, a od 1956 roku lekkie jednosilnikowe śmigłowce SM-1.
Pomnikowa maszyna
Projekt SM-1 albo Mi-1 jak nazywali go radzieccy towarzysze - powstał w 1948 roku w moskiewskim biurze konstrukcyjno-doświadczalnym, którego szefem został radziecki konstruktor dr inż. Michaił Mil.
Władze Związku Radzieckiego podchodziły do nowego sprzętu z nieufnością, a wojskowi odnosili się do niego wręcz z pogardą. Zdanie zmienili po pierwszych miesiącach wojny w Korei, gdy na własnej skórze odczuli możliwości amerykańskich śmigłowców, oraz po pokazie Mi-1, który dla Stalina osobiście zaaranżował zdesperowany inżynier Mil. Zapadła decyzja: budujemy helikoptery.
Produkcja w Kraju Rad ruszyła w 1950 roku w Kazaniu. W Świdniku śmigłowce składano najpierw z części dostarczonych z ZSRR, które docierały tam przewożone specjalnymi pociągami.
W całości polskie SM-1 zaczęto budować w 1957 roku, mniej więcej w tym samym czasie, gdy w podlubelskich zakładach uruchomiono produkcję seryjną. Do połowy lat 60. zbudowano w Polsce ponad 1700 egzemplarzy w wielu wariantach konstrukcyjnych, w tym powiększoną przez polskich konstruktorów wersję SM-2.
90 proc. świdnickiej produkcji trafiło do ZSRR. W Polsce głównym odbiorcą było wojsko, poza tym SM-1 latały w Czechosłowacji, NRD, na Węgrzech, w Indonezji, Finlandii, Bułgarii i na Bliskim Wschodzie. Do dziś stanowią ozdobę prywatnych kolekcji. W 1979 roku z okazji 25-lecia nadania Świdnikowi praw miejskich przy ulicy Przodowników Pracy ustawiono SM-1 w charakterze... pomnika.
007 zgłoś się!
Co oprócz identycznego kryptonimu i magnetycznego uroku łączy agenta jej królewskiej mości i najbardziej cynicznego funkcjonariusza MO lat 70.? Oczywiście śmigłowiec ze Świdnika.
Mowa o Mi-2, nowoczesnej na owe czasy, dwusilnikowej maszynie, której projekt podobnie jak SM-1 powstał w Moskwie, ale za jego produkcję odpowiadała wyłącznie fabryka w Polsce. Dlaczego Rosjanie tak chętnie odstąpili nam prototyp nowego śmigłowca? Prawdopodobnie dlatego, że pierwotnie miał on służyć wyłącznie do zastosowań cywilnych. Polscy inżynierowie go jednak przebudowali i Mi-2 znalazł kilkanaście różnych zastosowań w wojsku, w tym jako śmigłowiec bojowy (np. wersje „Żmija”, „Salamandra” i „Gniewosz”).
_ Śmigłowiec Mi2 w służbie Policji _
W ciągu 43 lat (produkcji Mi-2 zaprzestano dopiero w 2008 r.) zbudowano ponad 5500 maszyn tego typu. W kilkunastu cywilnych wersjach były one dostępne jako śmigłowce transportowe, pasażerskie, rolnicze przeznaczone do rozpylania pestycydów i nawozów, szkoleniowe, sanitarno-ratownicze, a nawet polarne – specjalnie dla naukowców z polskich stacji badawczych na Antarktydzie.
Telewizyjną karierę Mi-2 rozpoczął jako śmigłowiec transmisyjny, z którego TVP nadawała relacje z Wyścigów Pokoju, rozpoczynające się od charakterystycznego: „Halo, tu helikopter...” Potem służył do przewożenia na miejsca przestępstw najbardziej znanego funkcjonariusza Komendy Stołecznej MO porucznika Borewicza w serialu „07 zgłoś się”, a w 1980 roku zagrał... w przygodach Jamesa Bonda. Pod koniec filmu „Tylko dla twoich oczu” z Rogerem Moore'em w roli głównej Mi-2 z napisem PZL Świdnik i przemalowanymi numerami bocznymi ląduje koło klasztoru Św. Cyryla w Grecji, położonego na charakterystycznej wysokiej stromej skale.
_ Kadr z filmu „Tylko dla twoich oczu” z roku 1981 _
Termin zdjęć, w których uczestniczył polski pilot Czesław Dyzma, zbiegł się w czasie w wybuchem strajków 1980 r. Protesty lubelskiego lipca, które zapoczątkowały w naszym kraju erę solidarności i kilka tygodni później zakończyły się podpisaniem porozumień sierpniowych, rozpoczęły się 8 lipca w świdnickiej WSK-PZL.
Sokół ze Świdnika
Kilka miesięcy wcześniej, w samo południe 16 listopada 1979 roku, poderwany został do lotu prototyp dwusilnikowego śmigłowca o kryptonimie W-3. Był to jego debiut w powietrzu. Siedzący za sterami Wiesław Mercik i Zbigniew Dąbski udowodnili, że maszynę można oderwać od ziemi, ale obserwujący debiut Sokoła eksperci nie mieli tęgich min. Unoszący się w powietrzu W-3 zaczął w charakterystyczny sposób tańczyć, jakby targał nim porywisty wiatr. Okazało się, że w wyniku nieporozumienia źle wyregulowano silniki. Próba nie wypadła okazale, ale były to dopiero początki pierwszego skonstruowanego w Polsce śmigłowca, który wszedł do produkcji seryjnej, i w swoim czasie należał do najlepszych maszyn tego typu na świecie.
_ Oblot pierwszego wyprodukowanego w Świdniku Sokoła __ _
Podobnie jak inne maszyny ze Świdnika, Sokoły miały być sprzedawane przede wszystkim do Związku Radzieckiego. Próby eksploatacyjne, które rozpoczęto pod koniec 1983 roku, trwały pięć lat. W tym czasie śmigłowce z Polski wykonały blisko 3400 lotów trwających 2434 godziny, a testowano je i w naszym kraju, i w ZSRR, gdzie W-3 poddawano najbardziej wymyślnym testom. Maszyny ze Świdnika latały w wysokich górach Tadżykistanu, w upałach, podczas porywistych wiatrów, i oczywiście w zimowych warunkach na Syberii. Gdy Polacy odlatywali do Jakucka, usłyszeli od Rosjan: - Życzymy sukcesu, ale w tak niskich temperaturach, to wam się nie uda... - Pomylili się.
Po pomyślnym zakończeniu pierwszych testów Rosjanie... przystąpili do kolejnych badań. W efekcie minęło kilka kolejnych lat, a Sokół wciąż nie miał rosyjskiego certyfikatu. Otrzymał go dopiero w 1992 roku, dosłownie na kilka tygodni przed amerykańskim.
Do produkcji seryjnej W-3 weszły w 1988 roku. W sumie zbudowano ponad 180 śmigłowców tego typu w 10 wersjach wojskowych oraz sześciu cywilnych. Maszyny trafiły do odbiorców z Polski, Czech, Birmy, Hiszpanii, Korei Południowej, Niemiec, Filipin, Rosji i Chile.
_ Śmigłowce Sokół w służbie Filipińskich Sił Powietrznych _
W Polsce najwięcej Sokołów trafiło do armii. Poza tym wciąż służą w policji, straży granicznej, ratownictwie górskim (TOPR), gaszą pożary (do realizacji tych zadań nie ma lepszych śmigłowców na świecie).
_ Sokół od lat służy w TOPR ratując turystów w Tatrach _
Są też produkowane w wersji pasażerskiej VIP i służą do przewozu najważniejszych osób w państwie, w tym Prezydenta RP.
Firma pozostaje kluczowym partnerem polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej. Blisko 80 proc. śmigłowców dostarczonych polskim Siłom Zbrojnym w ostatnich 10 latach to maszyny wyprodukowane w Świdniku, m.in. W-3PL Głuszec.
Śmigłowce Głuszec to rezultat bliskiej współpracy PZL-Świdnik, polskich Sił Zbrojnych, polskiego przemysłu obronnego oraz Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. Na co dzień pozostają w służbie 56. Bazy Lotniczej w Inowrocławiu. To najnowsze wersje śmigłowca Sokół, zmodernizowane do standardu wsparcia bojowego.
_ W-3PL Głuszec _
Głuszce wyposażone są w nowoczesną awionikę zintegrowaną z komputerem misji, a także sprzęt i uzbrojenie (w znacznej części produkcji polskiej), które pozwala wykonywać wiele zadań na polu walki, tj. namierzanie sygnału rozbitka i jego ratowanie (CSAR), wsparcie pola walki, transport żołnierzy i ładunku, konwojowanie, obserwacja i wskazywanie celów, desant.
Cztery pierwsze Głuszce dostarczono Wojskom Lądowym w grudniu 2010 r. Następnie podpisano drugą umowę na modernizację kolejnych czterech śmigłowców Sokół do wersji W-3PL.
Kryptonim „Pogoria”
Nie tylko Głuszce, Sokoły i Mi-2 produkcji PZL-Świdnik, służą w polskim wojsku. Wykorzystywany jest także najmniejszy śmigłowiec ze Świdnika, czyli SW-4.
_ SW-4 _
Początki SW-4 sięgają 1986r., gdy prace nad projektem nowej maszyny podjął się Stanisław Trębacz. W późniejszych latach prace były prowadzone pod kierownictwem Krzysztofa Bzówki.
W stosunku do makiety z 1987 roku śmigłowiec SW-4 mocno przeprojektowano, modyfikując kadłub i nadając mu atrakcyjniejszą linię oraz zmieniając silnik na nowocześniejszy.
Do próbnego rozruchu doszło 12 stycznia 1995 roku. Za sterami prototypu zasiadł Zbigniew Dąbski. Swoją międzynarodową oficjalną premierę SW- 4 miał dwa lata później podczas paryskiego salonu lotniczego Le Bourget. Ale kariera nowej maszyny nabrała prawdziwego tempa kilka lat później, na początku pierwszej dekady XXI w., gdy rozpoczęto realizację wojskowego programu badawczo-rozwojowego pod kryptonimem „Pogoria”.
Jego celem było wyłonienie następcy wychodzących ze służby Mi-2. Umowę z MON podpisano w 2005 r. 31 marca 2010 r. do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie dostarczono ostatni z zamówionych przez wojsko Puszczyków, bo tak właśnie nazwano wojskową wersję śmigłowca SW-4.
_ SW-4 Puszczyk _
- SW-4 jest łatwy w pilotowaniu i cechuje go zdecydowanie większa manewrowość niż innych śmigłowców tej klasy. W połączeniu z bardzo dobrą widocznością z kabiny znacznie ułatwia to lądowanie w mocno ograniczonym terenie – zachwala SW-4 Jan Cieśla, szef pilotów instruktorów w PZL-Świdnik. W jego opinii śmigłowiec idealnie nadaje się do szkolenia pilotów. – Opanowanie śmigłowca o tak dużej manewrowości wymaga od uczącego się skoordynowanego pilotażu, co od samego początku wyrabia prawidłowe nawyki, a później pozytywnie procentuje w pracy pilota – tłumaczy.
_ AW009 _
Do tej pory sprzedano ponad 40 takich śmigłowców. SW-4 trafił m.in. do Brazylii, Chin, Włoch, Korei Południowej czy na Ukrainę. PZL-Świdnik pracuje obecnie nad rozwojową wersją śmigłowca, który na amerykańskim rynku sprzedawany będzie jako AW009. Model już cieszy się zainteresowaniem. Był on jedną z głównych atrakcji jednych z największych tragów lotniczych na świecie – Heli Expo 2016 odbywających się w USA. Ale to nie koniec sukcesów tego najmniejszego śmigłowca ze stajni PZL-Świdnik. W tym roku helikopter wyróżniono też prestiżowym godłem „Teraz Polska”, które przyznano, doceniając dotychczasowy wkład PZL-Świdnik w rozwój polskiej myśli technologicznej i innowacyjnej.
Trzeci filar
W 2010 r. PZL Świdnik wszedł do europejskiej rodziny Leonardo Helicopters (dawniej AgustaWestland), stając się obok zakładów w Wielkiej Brytanii i Włoszech, jednym z przemysłowych filarów koncernu w Europie. Nowy właściciel zainwestował w Świdniku ponad 600 mln zł w infrastrukturę, poprawę poziomu bezpieczeństwa pracy, szkolenia personelu oraz transfer nowych technologii.
Dzisiaj PZL Świdnik jest jednym z największych pracodawców i płatników podatków w województwie lubelskim. Od sprywatyzowania wpłacił do budżetu państwa i samorządowi 570 mln zł z tytułu danin publicznych (średnio 100 mln zł rocznie).
_ Centrum doskonałości w zakresie produkcji struktur lotniczych w PZL-Świdnik _
Firma zatrudnia ok. 3300 pracowników, w tym blisko 650 inżynierów, i współpracuje z blisko tysiącem polskich przedsiębiorstw, generując blisko 4500 dodatkowych miejsc pracy. Największą grupę tworzą partnerzy z południowo-wschodniej Polski, w tym członkowie największego polskiego klastra lotniczego Dolina Lotnicza oraz Lubelskiego Klastra Zaawansowanych Technologii Lotniczych.
Roczne obroty PZL Świdnik sięgają dzisiaj prawie miliarda złotych, a sprzedaż na eksport to ponad 700 mln zł.
Od superdrona do wyprawy na Księżyc
W świdnickich zakładach cały czas coś się dzieje. Niebawem ma zostać uruchomiona produkcja elementów kadłubów nowoczesnych dwusilnikowych helikopterów AW169. Konstruktorzy prowadzą badania nad przemiennowirnikowcem AW609 Tiltrotor, będącym połączeniem samolotu i śmigłowca, oraz pracują nad największym dronem w Europie.
Zbudowany na bazie SW-4, bezzałogowy (opcjonalnie pilotowany) SW-4 Solo RUAS/OPH może przenosić uzbrojenie, prowadzić zwiad i loty rozpoznawcze, być powietrznym ambulansem, a nawet zdalnie kierowanym stanowiskiem ogniowym i tropicielem okrętów podwodnych. Nad podobnym rozwiązaniem pracują obecnie tylko Amerykanie.
_ SW-4 Solo _
Bezzałogową wersją śmigłowca ze Świdnika zainteresowały się już resorty obrony Wielkiej Brytanii (chodzi o zastosowanie SW-4 Solo w Królewskiej Marynarce Wojennej) i Włoch. Rządy obu krajów podpisały z właścicielem świdnickich zakładów umowy, mające na celu ocenę i weryfikację potencjału tej technologii śmigłowcowej i jej wykorzystanie w siłach zbrojnych, zwłaszcza w misjach nad akwenami. W przypadku testów dla brytyjskiej floty, Solo zrealizował blisko 30 godzin lotów demonstracyjnych, podczas których wykazał swoją przydatność do misji morskich.
Śmigłowiec wypadł także dobrze podczas międzynarodowych ćwiczeń „Italian Blade” zorganizowanych w 2015 r. przez Europejską Agencję Obrony.
#
Leonardo-Finmeccanica, właściciel PZL Świdnik, jest znany z zaangażowania w różnorodne projekty prowadzone na Starym Kontynencie. Ich wspólną cechą jest innowacyjność. Oprócz konstruowania i produkcji śmigłowców spółka pracuje z innymi firmami europejskimi nad naddźwiękowym myśliwcem Typhoon, buduje systemy do zarządzania ruchem lotniczym i morskim, ale tworzy też rozwiązania IT dla wywiadu i bezpieczeństwa cybernetycznego. Współpracuje również z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA). Technologie kosmiczne opracowane przez Leonardo-Finmeccanica są wykorzystywane na pokładzie sond kosmicznych Rosetta, Juno, JUICE i Cassini, a także w misji ExoMars, szukającej śladów życia na Marsie.
W 2021 roku na Księżycu wylądować ma sonda, której zadaniem będzie odnalezienie na satelicie wody i surowców potrzebnych do zbudowania tam stałej bazy. Włoski koncern wspólnie z polską firmą Astronika opracują dla ESA system pozwalający na analizę gruntu Księżyca.
Artykuł powstał we współpracy z PZL-Świdnik S.A