Ponad 2 mld zł domaga się od Polski fundusz Abris, który został zmuszony przez naszych urzędników do sprzedaży udziałów w jednym z banków. O złamaniu prawa zadecydował Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie. Na tę decyzję dzień przed upływem terminu porozumienia w sprawie odszkodowania skargę wniosła prokuratoria. Ministerstwo finansów otwarcie mówi, że uważa roszczenia za bezzasadne.
Minęły trzy miesiące od wyroku Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie, który nakazał Polsce wypłatę odszkodowania zagranicznemu funduszowi Abris. Ile? Tego jeszcze nie wiadomo. Jednak Abris o grosze się nie bije i w sprawie może chodzić o ponad 2 mld zł, a dokładniej o 500 mln euro. Na tyle fundusz wycenił swoje straty związane, z jego zdaniem, niezgodnym z prawem działaniem polskiej Komisji Nadzoru Finansowego.
Abris był kilka lat temu większościowym udziałowcem FM Banku PBP (obecnie Nest Bank). Po przepychankach z KNF o to kto może w banku rządzić, w kwietniu 2015 roku Komisja odebrała funduszowi prawo decydowania o losach spółki. Nakazała też sprzedaż wszystkich akcji doprowadzając do wywłaszczenia Abrisu. Zalecenia zostały spełnione, ale fundusz sprawę skierował do międzynarodowego arbitrażu, który potwierdził nieprawidłowości po stronie polskich urzędników.
Dokładnie w piątek 29 września minął termin, w którym polscy przedstawiciele mieli się porozumieć z funduszem w sprawie odszkodowania. Abris list w tej sprawie wysłał m.in. do ministra finansów i rozwoju Mateusza Morawieckiego. Wszystko wskazuje na to, że do porozumienia nie doszło.
Ministerstwo rozwoju, przyznało, że prowadzi różnego rodzaju sprawy o odszkodowania, ale akurat nie tę konkretną. Więcej na ten temat do powiedzenia nie ma też ministerstwo finansów, które jedynie przyznało, że nie zgadza się z wyrokiem trybunału arbitrażowego, a więc i nie ma zamiaru płacić pieniędzy zagranicznemu funduszowi.
Co więcej, jak informuje nas Prokuratoria Generalna, reprezentująca Skarb Państwa przed sądami, w czwartek 28 września, a więc na dzień przed końcem terminu do porozumienia się między stronami, wniesiono skargę o uchylenie wyroku zasądzającego odszkodowanie. Niestety prokuratoria nie zdradza treści skargi i argumentów, którymi chce przekonać do swoich racji.
Co na to główny zainteresowany, czyli fundusz Abris? Jego przedstawiciele nabrali wody w usta i na ten moment odmawiają jakichkolwiek komentarzy. Bez odpowiedzi pozostały nasze pytania o to czy instytucje państwa w jakikolwiek sposób szukają porozumienia i co z wygórowaną kwotą, jakiej się domagają od polskiego państwa.
Gra o duże pieniądze
W przypadku fiaska negocjacji sprawą miał się ponownie zająć międzynarodowy arbitraż, a dokładniej jego biegli, którzy obiektywnie wyceniliby szkody związane z dawną decyzją KNF. Jeśli utrzymana zostanie kwota oszacowana przez sam Abris, będzie to jedno z największych w historii odszkodowań wypłacanych w tego typu sprawach.
Funduszowi może być jednak trudno przekonać niezależnych ekspertów do wnioskowanej przez siebie kwoty 500 mln euro. Za sprzedany - zgodnie z nakazem KNF - pakiet akcji FM Banku PBP Abris otrzymał nie więcej niż jedną piątą tej kwoty. Wcześniej sam przyznawał, że włożył w tę inwestycję około 100 mln euro. Znacznie wyższa kwota roszczenia ma wynikać z potencjalnych utraconych korzyści, jakie miał przynieść rozwój FM Banku PBP.
FM Bank PBP powstał z połączenia FM Banku z Polskim Bankiem Przedsiębiorczości. W tej formie rozpoczął działalność dopiero w lipcu 2013 roku. Docelowo Abris planował rozwijać jego działalność do 2018 roku i wtedy dopiero miało dojść do sprzedaży akcji z zyskiem.
Przedstawiciele Ministerstwa Finansów i Rozwoju oraz Prokuratoria Generalna nie mają wiele do powiedzenia w temacie sporu z Abris, co sugeruje, że raczej grają na zwłokę. W szeregach partii rządzącej są jednak pojedyncze głosy, które przyznają rację funduszowi.
Trzeba pamiętać, że afera z Abrisem dotyczy czasów, gdy w KNF rządzili ludzie nominowani przez rząd Donalda Tuska. Z politycznego punktu widzenia, gra dla PiS jest więc warta świeczki. Nieoficjalnie sporną kwestią jest tylko wysokość odszkodowania - 0,5 mld euro to zdecydowanie za dużo.
Do sprawy przed miesiącem odniósł się poseł PiS i wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Janusz Szewczak. W rozmowie z agencją ISBnews przyznał, że Skarb Państwa powinien porozumieć się z funduszem Abris w kwestii wysokości odszkodowania, ale najpierw sąd powinien sprawdzić, czy w KNF nie doszło przy tej decyzji do działania o charakterze przestępczym.
- Ta sprawa może przypominać sprawę Eureko i PZU. W tym wypadku choć ewentualna kwota jest niższa, to nie jest w porządku, kiedy za błędy instytucji, która podlegała ówczesnej koalicji miałby teraz płacić polski podatnik, bo do tego zmierza cała ta sprawa - komentował poseł Szewczak.
Kontrowersyjna decyzja KNF
Całe zamieszanie wynika z czterech kluczowych zarzutów, jakie Komisja Nadzoru Finansowego sformułowała wobec Abrisu kilka lat temu. Chodziło głównie o łamanie zobowiązań inwestorskich, w tym m.in. nadanie radzie nadzorczej banku kompetencji, które dawały jej rządzić bankiem z "tylnego siedzenia".
Do tego doszły roszady w zarządzie, które nie pasowały urzędnikom. W centrum zainteresowania znalazł się Sławomir Lachowski (m.in. twórca mBanku), powołany na prezesa FM Banku PBP. Spór był m.in. o sposób jego zatrudnienia. Zamiast na umowę o pracę, zastosowano kontrakt.
Mimo zmiany formy zatrudnienia i ograniczenia kompetencji rady nadzorczej, KNF nie wycofała swoich zaleceń o wyjściu funduszu Abris z akcjonariatu banku. Wciąż bowiem w fotelu prezesa zasiadał Lachowski.
Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie uznał, że nie były to wystarczające powody do wywłaszczenia inwestora z akcji FM Bank PBP bez odszkodowania i KNF naruszyła umowę międzynarodową pomiędzy Rządem RP a Rządem Królestwa Belgii i Rządem Wielkiego Księstwa Luksemburga w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji (Abris ma bowiem tam siedzibę).
Co ciekawe, ostatecznie KNF uchyliła swoją decyzję o wywłaszczeniu, ale było to już po fakcie sprzedaży banku.