Poseł PiS Adam Abramowicz ma receptę na wzrost wynagrodzeń Polaków nawet o 30 procent. Brzmi jak pomysł zapewniający partii Jarosława Kaczyńskiego wygraną w kolejnych wyborach i lata spokojnych rządów, ale PiS nieszczególnie się nim interesuje. - Ani rząd, ani klub, ani partia nad zmianami w podatkach nie pracują - ucina krótko rzecznik PiS Beata Mazurek.
Abramowicz jest przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego. W środę kierowany przez niego zespół wraz z Koalicją "Polacy na rzecz sprawiedliwych podatków" prezentuje w Sejmie projekt zmian podnoszących wynagrodzenia.
Zmiany przewidują, że płacona przez pracodawcę suma obciążeń dla funduszu płac wyniosłaby 25 proc., co spowodowałoby 25-30 proc. wzrost płac pracowników. Ponadto dla podatników CIT wprowadzony byłby podatek przychodowy w wysokości 1,5 proc. bez możliwości odliczania kosztów. Firmy rozliczające się PIT-em płaciłyby podatek na wzór obecnego ryczałtu.
"Oni sobie rozmawiają"
Beata Mazurek podkreślała w środę podczas konferencji w Sejmie, że ani rząd, ani klub, ani partia nad zmianami w podatkach nie pracują. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki poszerzył tę wypowiedź o wyjaśnienie, że zespół Abramowicza jest międzypartyjny, a jego praca obliczona jest na lata.
- Oni sobie rozmawiają, chcą przygotować jakieś propozycje, czy pomysły dla rządu, ale one są jak już powiedziałem ekumeniczne, międzypartyjne i nie wypływają z inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości - dodał Terlecki.
Pytany, czy podoba mu się pomysł Abramowicza, odpowiedział, że nie zna tego projektu. - To jest na takim etapie ogólności i nie ma zaczepienia w rzeczywistości politycznej, że nie widzę powodu, żeby się tym interesować - mówił Terlecki.
Również Łukasz Świerżewski, rzecznik Ministerstwa Finansów, przyznał w rozmowie z WP money, że jego resort nie jest zaangażowany w prace zespołu Abramowicza. Co ciekawe, początkowe zaproszenia na środową prezentację projektu nazwanego "Płaca+. Podatki-" zawierały informację, że zjawi się na niej wicepremier Mateusz Morawiecki. Teraz już jednak takiej informacji nie ma. Na spotkaniu zabrakło też Henryka Kowalczyka, który potwierdził wcześniej swoją obecność.
Doskoczymy do Zachodu?
Adam Abramowicz mówił w ubiegłym tygodniu, że projekt przybliży zarobki Polaków do płac w Europie Zachodniej, a jednocześnie uprości system podatkowy. Zgodnie ze zmianą firma płaciłaby jeden podatek w wysokości 25 proc. od całego funduszu płac. W efekcie ktoś, kto dziś zarabia na rękę np. 3 tys. zł po zmianach otrzymałby 3 tys. 750 zł.
Poseł przyznał, że zmiana wiązałaby się z ubytkiem dochodów państwa, dlatego też planowane są regulacje, które zbilansują system. Wprowadzony byłby zakaz odliczania kosztów uzyskania przychodów z jednoczesnym podatkiem przychodowym w wysokości 1,5 proc.
Przedsiębiorcy rozliczający się PIT-em płaciliby podatek przychodowy na wzór obecnego podatku ryczałtowego ze średnią stawką w wysokości 3,6 proc. Przewidziane jest też obniżenie składki ZUS do 550 zł, którą płaciłyby także spółki. W przypadku małej działalności gospodarczej wszystkie obciążenia pobierane przez państwo, zarówno składkowe, jak i podatkowe miałyby wynieść 15 proc. od przychodu.
Brak szczegółów dotyczących kalkulacji kosztów, podobieństwo do tzw. jednolitego podatku, który trafił do kosza oraz wzrost obciążeń firm -to zdaniem ekspertów największe mankamenty propozycji zmian, które miałyby istotnie podnieść wynagrodzenia.
- Tylko ignoranci wierzą, że jest jeden sposób na podatki. Dziś firmy optymalizują przychody, a po zmianie zaczną optymalizować obroty. Podatek obrotowy też jest do obejścia. Nie ma jednego genialnego rozwiązania - mówił WP money prof. Witold Orłowski z PwC i członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie.