*Money.pl: Pożyczka dla Polski od Międzynarodowego Funduszu Walutowego okazała się co prawda kaczką dziennikarską, ale wywołała duże zamieszanie. *
Alfred Adamiec, główny ekonomista Noble Bank: Informacji Reutersa dorobiono gębę. Co istotne - w finansach każde określenie jest szalenie ważne. Coś co, na pozór wydaje się podobną operacją, w rzeczywistości może mieć zupełnie inne znaczenie. Okazało się przecież, że to nie Polska szuka pożyczki, tylko MFW sonduje państwa, które byłyby skłonne przyjąć taką pożyczkę w ramach poprawiania płynności.
Ekonomiści, na przykład Janusz Jankowiak, mówili wczoraj, że pieniądze będą potrzebne na zabezpieczenie finansowania deficytu. Radosław Bodys z Merill Lynch, z kolei twierdził, że muszą pójść na zabezpieczenie rezerw NBP. Te pieniądze są nam rzeczywiście potrzebne, czy to wypowiedzi w stylu: _ są pieniądze to i cel się znajdzie _?
To przypomina sytuację z początku reform Balcerowicza, gdy rząd USA pożyczył nam miliard dolarów, aby wspomóc usztywniony wtedy kurs złotego. Okazało się, że te pieniądze w ogóle nie były nam potrzebne, ale sam fakt posiadania ich pomógł walucie. Analogicznie - tak zadziałałby pożyczka z MFW dzisiaj. Zresztą niewykluczone, że wczorajsze umocnienie złotego wiąże się właśnie z faktem, że Fundusz mógłby pożyczyć nam pieniądze.
Czyżby kontrolowany przeciek?
Być może. Jeśli chodzi o takie pieniądze nie dziwiłbym się żadnej metodzie. Możliwe więc, że taki delikatnie kontrolowany przeciek pomógł naszej walucie, w odpowiednim momencie, bo złoty ostatnio się uspokoił. Polska nie potrzebuje żywej gotówki, co najwyżej takich właśnie zapewnień ze strony różnych instytucji politycznych czy finansowych.
Pożyczając pieniądze znaleźlibyśmy się wśród takich państw jak Islandia, Węgry czy Ukraina. Trochę nieciekawe towarzystwo.
Lepiej mieć zapewnienie, że pożyczkę można wziąć, niż korzystać z niej w obecnej sytuacji. W świat poszedłby sygnał, że znajdujemy się wśród najsłabszych krajów.
Polska ma 60 mld dol. rezerw walutowych. Nie możemy wziąć sobie z tej puli nieco grosza i rzucić na rynek, sami broniąc kursu naszej waluty?
Moim zdaniem nie ma takiej potrzeby. Z długoterminowego punktu widzenia złoty ma powody, żeby się umacniać. Zostawmy więc go na razie w spokoju. Tym bardziej, że słabszy złoty w dłuższym okresie wcale nie działa negatywnie na gospodarkę - poprawia się nasza konkurencyjność na świecie, konkurencyjność pracowników, wzrasta wartość pomocy z Unii Europejskiej. Proszę zapytać rolników, którzy dostają dotacje przeliczane z euro - czy oni się martwią słabą walutą?
A da się w ogóle ustalić wartość godziwą waluty, czyli tyle, ile powinna być ona w danym czasie warta?
Teoretycznie da się, ale z duża tolerancją błędu. Jest to jednak bardzo trudne, na ten temat pisze się prace doktorskie czy habilitacje. Na przykład możemy powiedzieć, że z natury rzeczy kursy akcji, surowców czy nieruchomości będą rosły. Natomiast na rynku walutowym nie ma czegoś takiego jak naturalna tendencja.
Czyli jeśli ktoś mówi, że złoty jest bardzo tani czy drogi, jest to jego tylko subiektywne stwierdzenie?
Rynek walutowy bardzo utrudnia znalezienie obiektywnej wyceny, gdyż jest wyjątkowo spekulacyjny.
Innymi słowy nie możemy ustalić tak naprawdę, ile powinien być wart złoty?
Raczej nie. Pozostaje jedynie analiza porównawcza do innych walut i wskaźników gospodarczych ich krajów.